Chełmiec. „Musieliśmy zapłacić za ciało dziadka. To wszystko jest co najmniej dziwne”

Chełmiec. „Musieliśmy zapłacić za ciało dziadka. To wszystko jest co najmniej dziwne”

wykupione ciało

Kolejny taki sygnał, który płynie do naszej redakcji od mieszkańców Sądecczyzny. Ich zdaniem brakuje transparentności przekazu, ludzie są stawiani przed faktem dokonanym. Muszą płacić, aby móc odebrać ciało zmarłego członka swojej rodziny. – Proszę się nie dziwić, że do głowy przychodzi znany na całą Polskę wątek łowców skór – mówi w rozmowie z naszą redakcją pani Agnieszka. Wtóruje jej pani Izabela, której członek rodziny zmarł w minionym tygodniu.

Nakreślenie problemu

Pani Izabela relacjonuje w rozmowie z portalem DTS24, że na ten moment nie stawia zarzutu względem Zakładu Opiekuńczo Leczniczego w Klęczanach. Ale jej zdaniem, procedura jaką stosuje placówka, może budzić gniew. Dlaczego?

– W tamtym tygodniu zmarł mój dziadek, który przebywał w Zakładzie Opiekuńczo Leczniczym w Klęczanach. Po śmierci został oddany przez placówkę do Zakładu Pogrzebowego w Limanowej. Dziadek zmarł o godzinie 18:50. Natomiast o jego śmierci poinformowano nas o godzinie 20:54. Kolejnego dnia dziadek został przewieziony do Chełmca, bo tutaj cały czas mieszkał, tu go pochowaliśmy. Tyle tylko, że abyśmy mogli dziadka sprowadzić do Chełmca, wcześniej jego ciało trzeba było „wykupić” od zakładu pogrzebowego w Limanowej, gdzie ZOL Klęczany je przekazał. Gdy przyszliśmy do Zakładu Opiekuńczo Leczniczego w Klęczanach zapytać o okoliczności, zostaliśmy zlekceważeni. Otrzymaliśmy informację od pani dyrektor, że zrobiła wszystko tak, jak należy – relacjonuje pani Izabela, po czym dodaje:

– Dziś już wiemy, że jest to stała praktyka. O kilku innych takich przypadkach dowiedzieliśmy się teraz. Nie godzimy się na to, szczególnie w obliczu śmierci, gdy rodzina jest w żałobie, smutku i stresie – precyzuje swoje uwagi wnuczka zmarłego.

Pytamy u źródła

Skontaktowaliśmy się z Zakładem Opiekuńczo Leczniczym w Klęczanach, gdzie zmarł dziadek pani Izabeli. Nasza rozmówczyni nie dała zgody na imienną wypowiedź. Przekazała nam, że placówka postąpiła zgodnie z obowiązującymi przepisami. Dowiedzieliśmy się, że wedle tych przepisów, rodzinę można informować o śmierci dopiero po dwóch godzinach od stwierdzenia zgonu. Przekazano nam, że taka jest procedura, ponieważ bywało tak, że pomimo stwierdzonego zgonu, ktoś jednak dawał oznaki życia (stąd konieczność odczekania dwóch godzin). Usłyszeliśmy też, że Zakład Opiekuńczo Leczniczy nie musi posiadać chłodni, gdzie wedle przepisów, ciało musi trafić. Placówka przekazała ciało Zakładowi Pogrzebowemu Jana Pałki w Limanowej, który taką chłodnię posiada. Dwie godziny i 4 minuty po stwierdzeniu zgonu, rodzina została zawiadomiona o śmierci członka rodziny. Zdaniem szefowej ZOL Klęczany wszystko zostało wykonane zgodnie z procedurą.

Stanowisko Jana Pałki z Zakładu Pogrzebowego w Limanowej

Skontaktowaliśmy się również z Janem Pałką, któremu ZOL Klęczany przekazał ciało zmarłego. Jan Pałka potwierdził w rozmowie z naszą redakcją, że rodzina faktycznie musiała zapłacić 500 złotych za odbiór ciała. Powiedział, że to koszt m.in. transportu i zakupu worka. Przyznał jednak, że zamierza wycofać się z tego rodzaju działalności. Dlaczego?

–  Będę rezygnował z takich usług. Pani dyrektor zapytała kiedyś czy bylibyśmy zainteresowani taką współpracą. Podjęliśmy ją, ale więcej jest przy tym zamieszania. Poza tym jest to działalność nieopłacalna, więc nie ma racji ten kto mówi, że na tym można się dorobić – mówi Jan Pałka, po czym odnosi się do wątpliwości stawianych przez rodzinę.

– Ja już wiele razy sugerowałem, aby w takich miejscach jak Zakład Opiekuńczo Leczniczy stworzyć jakiś regulamin lub rozpowszechnić zwykłą informację na kartce A4, aby rodziny zdawały sobie sprawę z tego, jak to wszystko wygląda. Bo rodziny są po prostu nieświadome. Przekazane nam ciało, aby mogło trafić do rodziny, musi zostać opłacone, bo to my musieliśmy pojechać po nie i odpowiednio zabezpieczyć. Sugerowałem, aby stworzyć taki regulamin – podkreśla Jan Pałka w rozmowie z DTS24.

Brak świadomości rodzin

Z narracji pani Izabeli, jak również właściciela zakładu pogrzebowego wynika, że przepisy są źle skonstruowane. Brakuje transparentności. Bliscy dowiadują się o śmierci członka rodziny po dwóch godzinach, ale nie mają szans odebrać ciała. Jest już ono wówczas w chłodni, którą gwarantuje wskazany przez placówkę zakład pogrzebowy.

– Jeśli takie są przepisy, że rodzina może się dowiedzieć o śmierci dopiero dwie godziny po stwierdzeniu zgonu, to dlaczego chociaż ZOL Klęczany nie przekazuje ciała gdzieś bliżej, tylko akurat w jedno miejsce,  do Limanowej? Przecież w pobliżu jest wiele zakładów pogrzebowych, które posiadają chłodnię. Nasuwa się też pytanie, co jeśli zakład z Limanowej zażyczyłby sobie znacznie większej kwoty? Przecież my byliśmy wtedy w sytuacji patowej. Musieliśmy zapłacić. Postawiono nas przed faktem dokonanym. W obliczu śmierci, smutku i stresu jest to okrutne przeżycie – dziwi się wnuczka zmarłego.

Narrację wnuczki zmarłego rozumie Jan Pałka. Jak sam przyznaje, regulamin wiele by odmienił. Gdyby rodziny były uświadomione, mogłyby wcześniej zgłosić, gdzie ewentualnie należy ciało przekazać (na przykład w sytuacji, gdy członek rodziny jest w stanie, w którym należy się spodziewać śmierci.

– A co gdyby zakład pogrzebowy zażyczył sobie znacznie więcej? Dlaczego zmarli mają trafiać akurat do zakładu pogrzebowego w Limanowej? Nic nie jest w tej sytuacji transparentne, więc proszę się nie dziwić, że potem przychodzą do głowy różne podejrzenia – kwituje całą sytuację pani Izabela.

Czytaj także: Szokujące ustalenia Prokuratury w Nowym Sączu. Śmiertelny wypadek w Barcicach. Kierowca był pijany, pod wpływem narkotyków i na zakazie prowadzenia pojazdów mechanicznych. Dziś trafi do aresztu

Reklama