Barszcz solo na salę!

Barszcz solo na salę!

Co może być gorszego od ogrzewanego kotleta? Tylko odgrzewany barszcz. Uspokajam – nic nie mam do barszczu. Wręcz przeciwnie, ale pod warunkiem, że jest z pierożkami albo fasolą. A ten barszcz jest bez wkładki. W barze „Pod wierzbą” w karcie figuruje, jako barszcz solo, na samym dole menu. To w barze. W Wydziale Ochrony Środowiska UM barszcz jest daniem głównym.

W sprawie Barszczu Sosnowskiego zwołuje się śmiertelnie poważną konferencję prasową. Próbują nas tam przekonać, że walka z Barszczem jest największym wyzwaniem służb odpowiedzialnych za ochronę środowiska. Pasjonujące. Równie dobrze można zwołać briefing o tym, że ogórek jest zielony, a pomidor czerwony. Ze wstydu.

Od momentu pojawienia się na świecie, pamiętam, że BS rósł w przydrożnych rowach i nad rzekami. W upalne lipcowe popołudnia zdawał się emitować jakieś fale, które intuicyjnie podpowiadały gówniarzom, by się do niego nie zbliżać. Zresztą po co? Woleliśmy maliny Białopotockiego. Podobnie jak nie próbowaliśmy zjadać Barszczu Sosnowskiego, wiedzieliśmy, że nie należy wsadzać gwoździa do kontaktu. Sie wie takie rzeczy!

Otwartym zatem pozostaje pytanie, w jakim celu w 2019 r. poświęcać Barszczowi choćby minutę uwagi więcej, niż potrzeba na zjedzenie zupy?  Klasyczny temat zastępczy. Działania pozorowane mające sprawiać wrażenie, że jesteśmy – my tu na Wydziale – urobieni po pachy. Barszcz od lat królował na łamach w sezonie ogórkowym. We wszystkich sądeckich redakcjach, mniej więcej w połowie czerwca, na BS rzucali się stażyści, bo tylko oni nie wiedzieli, że wystarczy skopiować informację z poprzedniego roku i już mamy świeży Barszcz. Odgrzewany w mikrofalówce nie był smaczny, ale był szybko. Trochę jak zaradna pani domu – nie ma co wsadzić do gazety, szybko robi Barszcz i załata się pierwszy głód. Znam nawet dziennikarkę, która za wierszówkę zarobioną na BS mogłaby kupić nowy rower. Gdyby umiała jeździć.

Co jednak uchodzi pismakom w sezonie ogórkowym (znacie przysłowie: „Bezradny Barszczu się chwyta”?), nijak nie wypada czynić służbom odpowiedzialnym za ochronę środowiska. Szczególnie w czasach, kiedy dla środowiska trzeba zrobić tak wiele, a tak niewiele się chce zrobić. Prościej tropić po paryjach Barszcz, niż podjąć choćby najdrobniejszą inicjatywę mogącą ulżyć Ziemi. I rozczula mnie do łez, kiedy słyszę, że do walki o poprawę klimatu trzeba mieć odpowiednie narzędzia, a kto takie posiada w powiatowym miasteczku? Otóż każdy! Trzeba tylko ludzi skrzyknąć wokół wspólnej idei i pokazać im, że w pięć, sto, tysiąc osób można coś sensownego dla Ziemi zrobić. Wystarczy zacząć od siebie i najprostszych działań, które są na wyciągnięcie ręki. Wcześniej jednak trzeba wyciągnąć te ręce z kieszeni.

W Nowym Sączu sielanka. Największym zagrożeniem dla środowiska człowieka jest Barszcz Sosnowskiego. Reszta spoko. Skoro jest aż tak dobrze, to pozostaje poskładać papierowy kapelusik z DTS, z czubka głowy przesunąć go na czubek własnego nosa i wzorem służb odpowiedzialnych za ochronę środowiska uciąć sobie drzemkę w cieniu czereśni. Spokojnej sjesty.

 

Reklama