Pekiniada 2022 (XI). Igraszki z Cimrmanem

Pekiniada 2022 (XI). Igraszki z Cimrmanem

Pewnie nie słyszeliście o Jarze Cimrmanie? Nic dziwnego, gdyż dorobek tego człowieka jest jeszcze niedostatecznie rozpropagowany. A to z tego powodu, że żył na peryferiach dawnej monarchii austrowęgierskiej i Habsburgowie nie byli zainteresowani w promocji ludzi innego autoramentu niźli ich rodacy-Austriacy, za to chętnie przywłaszczali sobie osiągnięcia uciskanych przez siebie narodów.

Wiadomo np. dokładnie, kiedy Jara Cimrman się urodził, ale za to nie znamy daty jego śmierci, więc całkiem niewykluczone, że żyje gdzieś do dzisiaj… Tylko Czesi cokolwiek o nim wiedzą, a szkoda, że prawie wyłącznie oni, bo ta legendarna postać, niestrudzony innowator, odkrywca i wynalazca, zasłużył się w pionierskich zaraniach wielu dziedzin, jak to się mówi – podwalał podwaliny, i to dziedzin tak odległych od siebie, jak np. opera, glacjologia czy kolejnictwo.

A nawet sami Czesi mało jeszcze wiedzą o zasługach Cimrmana dla ruchu olimpijskiego. W tym miejscu zajmiemy się tylko zasługami Cimrmana dla zimowego ruchu olimpijskiego, zaś omówienie jego zasług dla ruchu olimpijskiego w innych porach roku zostawimy sobie na inną okazję. Pretekst do zreferowania zasług Cimrmana dla zimowego ruchu olimpijskiego mamy tym lepszy, że poniekąd był on związany z Nowym Sączem! Ale o tem potem…

W drugiej połowie XIX wieku Jara Cimrman został przez habsburskiego ciemiężcę skazany – długo by pisać, za co, więc tym razem to pominiemy – na przymusowe osiedlenie na Huculszczyźnie. Czy aby nie był to chutor gdzieś w pobliżu Worochty? I tam w skrytości ducha dokonywał pierwszych odkryć i wynalazków, które miał potem do końca odkryć i wynaleźć już po powrocie do Czech. W lokalnej prasie natknął się np. na przedruk z zagranicznej gazety, w której autor – jego imię i nazwisko utkwiły Cimrmanowi w głowie do końca życia – niejaki Nogami Gonisuki Nabosaka, na pewno pochodzenia japońskiego, pisał, że rakiety znacznie ułatwiają Eskimosom chodzenie po śniegu.

A ponieważ Cimrman o rakietach dowiedział się już wcześniej od Konstantego Ciołkowskiego, niewiele myśląc, przytroczył je sobie do nóg, po półtorej do każdej, i odpalił. Akurat była to Wigilia, więc nieobyci w świecie Huculi, zobaczywszy na niebie nad Worochtą plującą ogniem kometę, wzięli ją za pierwszą gwiazdę i na ten znak zasiedli do wieczerzy. Pech chciał, że była to dopiero godzina około dziesiątej rano, więc musieli jeść wszystko jeszcze nieugotowane, toteż większość niestety się pochorowała. I do dzisiaj starsi tubylcy spod Worochty na dźwięk nazwiska Cimrman żegnają się zabobonnie i wyklinają: – A kysz!

Początkowe niepowodzenie oczywiście nie zraziło Cimrmana i kiedy doszedł do wniosku, że rakiety z napędem odrzutowym nie są najlepszym rozwiązaniem na śnieg, postanowił wykorzystać inne materiały. Owszem, słyszał, że w epoce kamienia łupanego Neandertale spod Norymbergi (przez chwilę Jara zastanawiał się nawet, czy nie jakieś jego praszczury, bo przecież nazwisko Cimrman to zbohemizowana forma niemieckiego Zimmermann) używali do chodzenia po zaspach odłupanych kawałków skał, zaś w epokach brązu i żelaza nasi praprzodkowie spawali sobie do stóp coś w rodzaju szyn – odpowiednio z brązu lub żelaza. Z tym, że ostatnie paleowykopaliska doprowadziły do istotnego przełomu w naszej wiedzy, gdyż dowodzą, iż jaskiniowcy spawali sobie te szyny do nóg nie wzdłuż, lecz w poprzek, zatem nic dziwnego, że dość wcześnie zarzucili ten pomysł, ponieważ jako dość niepraktyczny nie zdał egzaminu. Tymczasem nasz niezwykle kreatywny Cimrman bez żalu porzucił koncepcję płóz kamiennych oraz metalowych i znienacka rzucił okiem na las.

– Tak, drewno nada się najlepiej – zaaferowany szepnął do siebie w myślach, bo żywice epoksydowe i inne tworzywa sztuczne planował wynaleźć dopiero po powrocie do Czech. Znał w Worochcie dwóch drwali o nazwiskach Zaciek i Siniak. Ale ci akurat byli zajęci i odesłali go do kolegi po fachu nazwiskiem Przylaszczka. Ten polecił mu drwala Gnidę. Lecz Gnida nagle zaniemógł i skierował go do Nieporęta. I tak odsyłali biednego Cimrmana od Annasza do Kajfasza, a on pokornie zwracał się do drwali zowiących się kolejno Rzęziłło, Pochleb, Czydzieści, Piwonia, Niewiedział i Szczadoniecki. Aż w końcu trafił do – nomen omen – Deski. Bo to była pani Deska, żona drwala Deskiego. I ona dopiero mu powiedziała, że jej mąż, Bazyli Deski, świadczy usługi w godzinach wczesnoporanno-dopóźnopopołudniowych.

I tenże Deski wystrugał Cimrmanowi heblem dwie listewki, na których nasz legendarny bohater się położył i odpychał rękami, czym mimowiednie dał początek współczesnym nartom. A ku czci swego głównego pomagiera, Sancho Pansy i Piętaszka w jednej osobie, ochrzcił ten sprzęt kolokwialnym określeniem – „deski”. Bo słowo „narty” wymyślił znacznie później pewien ziemianin – Nartowski, człek strasznie leniwy, bo nie chciało mu się długo myśleć, więc do ochrzczenia sprzętu użył własnego nazwiska, a przy tym i zarozumiały, bo bezwstydnie stworzył eponim, czyli wyraz odimienny.

A Cimrman nie miał jeszcze wtedy pojęcia, że kładąc się na tych listewkach raz na wznak, a drugi raz na brzuchu wynalazł razem z nartami poniekąd również sanki. Im z kolei nazwę nadał Cimrman osobiście. – A czemu nie sanki? – sam sobie zadał pytanie w myślach i tak już zostało.

I jeszcze dodajmy, że wystrugany przez drwala Deskiego prototyp nart Cimrmana długo znajdował się, i to całkiem anonimowo, ukryty za szafą, w zbiorach muzeum narciarstwa prof. Bielczyka w Piwnicznej-Zdroju, ale dosłownie wyparował nie wiadomo jak i kiedy…

A na koniec nawiążemy do nowosądeckiego wątku w biografii naszego bohatera. Otóż młodszy mąż pierwszej siostry Jary Cimrmana ponoć stacjonował w poaustriackich koszarach w Neu Sandez. Choć jest i wersja, że stacjonował jednak całkiem gdzie indziej, a tak w ogóle to wcale nie służył w wojsku. A i niewiele brakowało, żeby i sam Jara Cimrman zawadził o Nowy Sącz, właściwie przejechał przez Zawadę pociągiem, ale niestety w Ołomuńcu spóźnił się na stację i w drodze na Huculszczyznę musiał skorzystać z połączenia przez Czerniowce. Albo przez Użhorod – prawdę mówiąc, nie jestem pewny…

Ireneusz Pawlik

fot. ilustracyjne: pixabay

Pekiniadę sponsoruje:

Reklama