Nie lubię być bierny

Nie lubię być bierny

Rozmowa z Maciejem Prostko – radnym Koalicji Nowosądeckiej, sędzią Trybunału Stanu

– Za kilka dni będzie Pan sędzią Trybunału Stanu.

– Tak, w tym tygodniu powinno się odbyć zaprzysiężenie przed marszałkiem Sejmu. (…)

– Czy Pan należy do jakiejś partii politycznej?

– Nie, nie należę, jestem członkiem ruchu Stowarzyszenie na Rzecz Nowej Konstytucji Ruchu Kukiz’15, ale nie jest to partia polityczna. To ruch społeczny, który właściwie jest w kontrze do partii politycznych. Naszym celem jest właśnie odpartyjnienie  życia politycznego, walka z tzw. partiokracją.

– Skąd Pan się wziął w sądeckim życiu publicznym? Jaka była Pana droga do Rady Miasta? Najprościej chyba byłoby odpowiedzieć, że poprzez współpracę z poseł Elżbietą Zielińską…

– To trochę bardziej złożony temat. Wcześniej mieszkałem w Łącku, musiałem się jednak wyprowadzić z Sądecczyzny, natomiast wnikliwie śledziłem, co się dzieje zarówno w Nowym Sączu jak i całej Małopolsce. W 2015 r. włączyłem się w kampanię prezydencką Pawła Kukiza. Na etapie tworzenia list parlamentarnych odezwał się do mnie człowiek, który budował te listy na Sądecczyźnie i zaproponował start. Wahałem się, jednak mnie namówił i w ten sposób poznałem panią poseł Zielińską, która startowała z pierwszego miejsca, ja z drugiego.

– Wtedy jeszcze nie Zielińską.

– Wtedy Borowską. Zresztą Adama Zielińskiego poznała w Sejmie, i nawet mam w tym swój skromny udział. Odkąd po zakończeniu edukacji prawniczej, odbyciu aplikacji radcowskiej w Warszawie, przeprowadziłem się do Nowego Sączu, ta współpraca z panią poseł jest ściślejsza i poskutkowała tym, że wystartowałem do Rady Miasta. Nie lubię być bierny, lubię brać sprawy w swoje ręce i uczestniczyć w życiu publicznym. (…)

– Wie Pan, że ostatnia sesja Rady Miasta została na moment przerwana i prezydent Ludomir Handzel, chyba z telefonem w ręku, ogłosił, że otrzymał Pan nominację na sędziego Trybunału Stanu?

– To na pewno miłe, że pan prezydent o tym wspomniał radnym i mieszkańcom. Ja nie mogłem być obecny na sesji, bo w tym samym czasie, gdy obradowała Rada Miasta trwało w Sejmie głosowanie nad moją kandydaturą jako członka Trybunału Stanu.

– Wytłumaczmy, co to jest Trybunał Stanu. Przeciętny odbiorca ma wrażenie, że to instytucja, która wieje grozą. Politycy lubią się czasami straszyć słowami: „Postawimy Pana przed Trybunałem Stanu”.

– Nie dziwię się, że dla polityka Trybunał Stanu wieje grozą, bo jest specyficznym organem, którego funkcjonowanie wynika z konstytucji, a służy tylko i wyłącznie do tego, żeby sądzić prezydenta, członków Rady Ministrów, prezesa NBP z odpowiedzialności konstytucyjnej. Innymi słowy, jeśli ktoś na tym wysokim szczeblu dopuści się złamania konstytucji, zostanie postawiony w stan oskarżenia przez sejmową Komisję Odpowiedzialności Konstytucyjnej, jest sądzony przez sędziów Trybunału Stanu. Również za przestępstwa, których dopuścił się taki polityk w związku z pełnieniem funkcji. Np. gdyby prezydent popełnił jakieś przestępstwo, nawet pospolite, to jest sądzony nie przed zwykłym sądem powszechnym, ale przed tą specjalną instytucją jaką jest Trybunał Stanu.

– Mam wrażenie, że Trybunał Stanu służy głównie do wzajemnego straszenia się polityków. Jak wielu polityków naprawdę stanęło przed Trybunałem Stanu?

– W tej chwili toczy się jedno postępowanie przed Trybunałem Stanu. Jest sądzony były minister skarbu Emil Wąsacz. Natomiast sytuacje takie, gdy wysoko postawiony urzędnik dopuszcza się przestępstwa, które jest udowodnione, są bardzo rzadkie. Trzeba też dodać, że to nie prokuratura stawia oskarżonych przed Trybunałem Stanu, ale Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej.

– Trybunał Stanu zbiera się w konkretnych sprawach.

– Tak, a z tym wiąże się np. to, że nie ma jakiegoś uposażenia w związku z tym, że zasiada się w Trybunale Stanu. Członkowie podejmują pracę tylko i wyłącznie, gdy jest potrzeba zebrania się. Nie ma wynagrodzenia za pozostawanie w gotowości. Jeśli ktoś zostanie postawiony przez Komisję Odpowiedzialności Konstytucyjnej w stan oskarżenia, to wtedy Trybunał Stanu się zbiera, bada stan faktyczny, rozstrzyga sprawę, dokonuje tzw. subsumpcji czyli dopasowania do stanu prawnego i wydaje wyrok.

– Nie boi się Pan, że jest to w dzisiejszych czasach funkcja mocno upolityczniona?

– No właśnie nie. Akurat Trybunał Stanu ma szerokie grono, bo jest to kilkanaście osób, pracami kieruje pierwsza prezes Sądu Najwyższego. Owszem Sejm wybiera członków, ale jeśli przyjrzymy się składowi, to są tam głównie profesorowie, dobrzy prawnicy, adwokaci, radcowie prawni praktykujący, jest również czynnik społeczny. Żeby bowiem zasiadać z TS nie trzeba być prawnikiem, mogą to być zwykli obywatele wybrani w skład Trybunału, trochę jak ławnicy w postępowaniu sądowym.

– Krytycy podnoszą taki argument: odpowiedzialność polityków, np. prezydenta, mają oceniać ludzie mianowani przez… polityków. To nie jest trochę absurdalna sytuacja?

– To już pytanie do konstytucjonalistów, czy tego typu rozwiązanie jest zręczne. W tej chwili wynika wprost z konstytucji i należy się do tego stosować.

– Pan nie ma tego typu wątpliwości?

– Na pewno jeśli ja znalazłbym się w składzie orzekającym w jakiejś sprawie toczonej przed Trybunałem Stanu, to nie patrzyłbym na to z jakiego ugrupowania, czy z jakiej opcji politycznej jest osoba, która zasiada na ławie oskarżonych, tylko interesowałby mnie stan faktyczny i to, czy rzeczywiście doszło do naruszenia prawa czy nie.

– Jak się wchodzi w skład Trybunału Stanu? Ktoś Pana musiał zgłosić?

– Zgłosili mnie posłowie Kukiz’15, również część posłów PSL. Skład Trybunału Stanu jest powoływany w ten sposób, że najpierw grupa co najmniej 35 posłów musi zaproponować kandydaturę Sejmowi, ta kandydatura jest opiniowana przez sejmową Komisję Sprawiedliwości, potem członek jest wybierany bezwzględną większością głosów przez Sejm.

– Jak Pan określa swój stan emocjonalny po tej nominacji? To powód do dumy?

– To na pewno powód do dumy, ale też jest ta świadomość, że może się zdarzyć, że będę musiał się zmierzyć z jakąś poważną sprawą dotyczącą prominentnego polityka rządzącego czy to obecnie czy kiedyś. To ogromna odpowiedzialność i jestem jej świadomy.

– Jest to również, mówiąc kolokwialnie, trampolina do dużej kariery prawniczej?

– Nie sądzę. To jest przede wszystkim odpowiedzialność  (…).

Wykorzystano fragmenty nagrania dla Regionalnej Telewizji Kablowej

Pobierz bezpłatnie cały numer:

Reklama