5. SJF: Orbay Lilla Quintet i Tomasz Wendt Quartet [RELACJA]

5. SJF: Orbay Lilla Quintet i Tomasz Wendt Quartet [RELACJA]

5. edycja Sącz Jazz Festival nabiera rumieńców, a w zasadzie nabrała już po drugim gigu drugiego weekendu muzycznych zdarzeń, kiedy to za sprawą Orbay Lilla Quintet scena starosądeckiego „Sokoła” stała się areną niesamowitości z pogranicza jawy i snu. A zaczęło się jeszcze zanim naprawdę się zaczęło. Usiadłem na dźwiękach niczym chmurze, którą nasiąkałem coraz bardziej, by koniec końców zniknąć w swego rodzaju równoległej rzeczywistości, w której jedynymi kategoriami krytyki są kategorie czystego absurdu.

Tak więc zacząłem od tego, że śpiewające pianistki były zbyt anielsko piękne, by mogły być tak piekielnie zdolne. Trębacze-flugelhorniści to mistrzowie podzielności uwagi, jak i jej przyciągania, perkusiści nie-przeciągali i co gorsza nie-spieszyli, kontrabasiści, o zgrozo!, to amatorzy zimowych nakryć głowy, o gitarzystach już nie wspomnę. Żółć wylała mi się z wątroby, więc mogłem już wrócić na ziemię i zacząć naprawdę – od kwintetu, którego sztandarem i szpicą jest kompozytorka, wokalista, pianistka, laureatka wielu prestiżowych nagród i ogólnie wschodząca gwiazda muzyki jazzowej – Lilla Orbay, którą piątkowego wieczoru wspomagali równie młodzi i nie mniej zdolni: Patrik Sebestyén (trąbka, flugelhorn), Márton Stummer (gitara), Bruno Barakonyi (kontrabas) i Richter Ambrus (perkusja).

Lilla Orbay i Márton Stummer | fot. Andrzej Rams

Warto zaznaczyć, że budapesztański kwintet wyimprowizował w Starym Sączu kompozycje wydawniczo jeszcze nieistniejące, zawartość mającego się wkrótce ukazać minialbumu „Paradise Ablaze”. Nie wiem, jak wy, ale osobiści ostrzę sobie zęby na ten debiut i już nawet poczyniłem pewne kroki, by niezwłocznie po premierze EP otrzymać. W temacie ich koncertu na Sącz Jazz Festival repertuar grupy stanowiło… niemal wszystko, na co można natrafić, wędrując po przepastnych rozdziałach muzyki popularnej i tej mniej oczywistej w jazzującym entourage’u. Było alternatywnie („Midnight”), soulowo (cover „People Make the World Go Round” Thoma Bella i Lindy Creed/The Stylistics). Była stara fala („Space coloured” i „Walk Away”), nowa fala („Burning”) – R’n’B („Paradise”), wokal wydarty z gardeł Katie Melua („Scent of Smoke” i „Open the Door”) i Kate Bush („Window Pane Tune”). Wszystkie kompozycje ujmowały bardzo luźnym podejściem do muzyki jazzowej. To była swoista rekonstrukcja, inwersja, fuzja wszystkiego ze wszystkim – nacechowana lekkością, emocją, melancholią, ale i niestrudzoną wspinaczką po harmoniach z mocno osadzonym groovem kontrabasu. Do tego wykoncypowana perkusja, współbrzmienie fortepianu i gitary Stummera z oddechem Orbay, a wszystko to podkreślone ciepłym brzmieniem trąbki i fluglehornu.

Orbay Lilla Quintet to team wyjątkowych muzycznych indywidualności, który potrafi przełożyć wrodzoną energię na język czystych i spójnych brzmień, komunikację w improwizacji, niewinne dźwiękowo-rytmiczne wprawki w wielopoziomowe opowieści. To, co sprawia, że gra Węgrów jest tak wyjątkowa polega na umiejętności wchodzenia w świat jazzu – jak nie drzwiami, to oknem – gdzie każdy element, choć z innej bajki, jest starannie wkomponowywany w epokowość muzyki popularnej, co złożyło się tego wieczoru na piękno immersyjnych doznań, z których nie chciało się budzić.

Szymon Mika i Tomasz Wendt | fot. Andrzej Rams

Trzeci dzień festiwalowego dziania się to był jazz silnych osobowości, których raczej nikomu specjalnie przedstawiać nie trzeba, a które miały już okazję zagościć na deskach starosądeckiego „Sokoła”. Razem i zarazem nie razem, ale podczas 2. odsłony SJF, którą inaugurował Szymon Mika (gitara) wraz z Piotrem Narajowskim (kontrabas) i Grzegorzem Pałką (perkusja). Dwa dni później Tomasz Wendt wspomagał na saksofonie duet Zawartko/Piasecki. Odczekać należało jeszcze dwie edycje, by posłuchać ich w jednym projekcie jako Tomasz Wendt Quartet.

Zespół pojawił się w Starym Sączu nie tylko po to, by promować swój własny – muzyczny i osobisty z poziomu treści – zapis tygodnia, który Wendt zawarł na swoim najnowszym krążku – trzeciej autorskiej płycie „Daily Things”, ale przede wszystkim, by uskutecznić na Sądecczyźnie jazz najwyższej próby i wsadzić go rama fascynującej podróż przez różnorodne aspekty ludzkiej codzienności. Może i trywialne z poziomu założeń, ale jakże inspirujące, szczere i jak się okazało – o przepotężnej sile rażenia.

To była sobota zatopiona w bursztynie zwykłych, przyziemnych spraw – sobota kreatywności i talentu, świadomości i zrozumienia. Półtoragodzinny set wypełniły: „Monday”, „Lost Fireman”, intro Narajowskiego do „Boys”, „Tuesday”, „Wednesday”, „Rain Again”, „Thursday”, „Self Control”, interludium do kompozycji „Blue”, „Friday”, „Saturday”, „Bright Side of Dark”, „Sunday” i hołd dla tradycji jazzu, czyli jeden utwór dla Sonny’ego Rollinsa – „One for S.” na bis.

Wszystkie kompozycje złożyły się na zbieżną stylistycznie manifestację indywidualnych umiejętności, ale i niezwykłej synergii, która co rusz zaskakiwała, przyciągała uwagę. Instrumentalistów łączy nie tylko znajomość, ale emocjonalne w swojej konceptualności podejście do muzyki, fascynacje przestrzenią, pasja do tworzenia długich energetycznych solówek oraz budzona na potrzeby scenicznego stawania się transowość. A wszystko to podane z czuciem, z inklinacją do łamania konwenansów, z przymrużeniem oka. To była niezapomniana noc pełna niezapomnianych emocji, która na długo pozostanie w pamięci i sercach wszystkich.

Fot. Andrzej Rams

Festiwal został dofinansowany ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki w ramach projektu „Wzmocnienie marek turystycznych i produktów sieciujących w Dolinie Popradu”.

znak

Reklama