Z gór widać lepiej. Dwaj ludzie z szafą, czyli gdzie jest ochroniarz

Z gór widać lepiej. Dwaj ludzie z szafą, czyli gdzie jest ochroniarz

Kilka lat temu sądecka podróżniczka Maja Sontag wydała świetną książkę pt. „Majubaju czyli żyrafy wychodzą z szafy”. Nikt się wówczas nie spodziewał, że jej szalone opowieści doczekają się kontynuacji. Właśnie radny wojewódzki Tomasz Urynowicz dopisał ciąg dalszy niewiarygodnych przygód pt. „Gancegal czyli ochroniarze wychodzą z szafy”.

Jak może wiadomo, z szafy lubi coś wypadać. Jak nie żyrafy, to ochroniarze, a wielu twierdzi, że z szaf, które jakimś sposobem przejęli wypadały trupy. W niskobudżetowych produkcjach filmowych w szafie reżyser czasami chowa kochanka, kiedy niespodziewanie mąż wcześniej wraca z delegacji. Ale w Krakowie wszystko się musi wpisywać w kulturę wysoką. Zatem na konferencji prasowej Tomasza Urynowicza i Krzysztofa Nowaka jest jak w etiudzie Romana Polańskiego „Dwaj ludzie z szafą” – ciężko,  niewygodnie i nie wiadomo, w którą stronę pójść. Nawet lustro jest w niesionej przez nich szafie! Ale o lustrze będzie później.

Otóż radny Tomasz Urynowicz kilka dni temu zasłynął na całą Polskę odkryciem, iż w kantorku socjalnym sekretariatu marszałka Małopolski, posiaduje czasami ochroniarz. Niezwykłość tego zdumiewającego odkrycia polegała na tym, że radny Tomasz Urynowicz brał wcześniej udział w zainstalowaniu tam człowieka od bezpieczeństwa. Jako wicemarszałek urzędował bowiem za ścianą. Zdekonspirował zatem funkcjonariusza, który nigdy wcześniej nie był zakonspirowany, a przynajmniej nie dla wicemarszałka Urynowicza.

Sensacyjne odkrycie ochroniarza w szafie szybko stało się hitem internetu. Ale tylko dlatego, że „ochroniarz wyszedł z szafy”. Wyobraźnia niektórych pracowała tak obficie, iż zobaczyli dobrze zbudowanego faceta w służbowym pampersie, który nie mogąc się przez dziesięć godzin poruszyć, wciąga przez rurkę zmiksowane wcześniej kanapki, które mu żona zrobiła do pracy.

Drobny problem polega na tym, że szafa nie jest szafą. Jest drewnianą ścianą oddzielającą sekretariat od socjalnego zaplecza. Zresztą wielu mieszkańców krakowskich osiedli chciałoby mieć w domu kuchnie wielkości tego kantorka, ale przecież tytuły „ochroniarz w pokoju socjalnym” nie klikałyby się tak dobrze jak „ochroniarz w szafie”, albo nawet wcale. Cóż to bowiem byłaby za sprawa, gdyby informacja brzmiała: „Radny Tomasz Urynowicz podczas rutynowej kontroli przejrzystości władz samorządowych stwierdził, że ochroniarz, któremu kiedyś polecił jako wicemarszałek odpoczywać po obchodzie urzędu za drewnianą ścianką działową, nadal stosuje się do tych zaleceń”. Lipa, tego nikt nie kupi.

Ale komunikat, że marszałek chowa w szafie ochroniarza przez weneckie lustro zaglądającego paniom do dekoltu – to może zwabić nawet zagraniczne telewizje. Polityczny utarg z takiego dealu gwarantowany, a stopa zwrotu fenomenalnie wysoka w stosunku do włożonej fatygi. Wystarczy powiedzieć kilka zdań, które wywołają ferment.

Jednak radny Tomasz Urynowicz lubi zaskakiwać, więc najciekawsze odcinki zapewne dopiero przed nami. Ale zabawnie już wcześniej bywało. Z pewnością zręcznościowym majstersztykiem można nazwać to, co udało mu się na przełomie samorządowych kadencji. W momencie gdy po ostatnich wyborach poprzednia ekipa rządząca w Małopolskim Urzędzie Marszałkowskim pakowała się zwalniając gabinety, prominentny dyrektor w tym urzędzie – Tomasz Urynowicz – swój gabinet zamienił na zdecydowanie większy, bo wicemarszałkowski. Ówczesnym kolegom partyjnym Urynowicza opadły szczęki, kiedy przekonali się o możliwościach politycznej elastyczności byłego dyrektora.

Dotychczasowy wróg stał się koalicjantem i urzędowe życie toczyło się dalej. A jeśli komuś się wydawało, że jego wyobraźnia nie ma odpowiedniej pojemności, aby taką polityczną woltę objąć, to zawsze może skorzystać z szafy. Właśnie wyprowadzili się z niej ochroniarze.

Reklama