Patryk Wicher: ktoś chce przykleić mi łatkę człowieka, który siedząc na milionach wyciąga rękę po pieniądze należne gorzej sytuowanym

Patryk Wicher: ktoś chce przykleić mi łatkę człowieka, który siedząc na milionach wyciąga rękę po pieniądze należne gorzej sytuowanym

Patryk Wicher

W Nowym Sączu można usłyszeć, że pochodzący z zamożnej rodziny poseł Patryk Wicher w przeszłości pobierał nienależne stypendium socjalne jako student WSB-NLU…

Dotarły do mnie takie głosy. W ślad za nimi idą opinie, że to zachowanie nieetyczne, by dobrze sytuowany student wyciągał rękę po stypendium socjalne, które przeznaczone jest dla innych.

Budzi to w Panu jakąś refleksję?

Budzi mnóstwo różnych refleksji, ale moja najważniejsza refleksja jest taka, iż przede wszystkim nieetyczne jest rozpowszechnianie takich opinii, manipulując przy tym faktami w sposób perfidny.

Nie ma Pan sobie nic do zarzucenia w tej sprawie? Pobierał Pan stypendium socjalne jako student WSB-NLU, zaś Pańscy rodzice przelewali na Pańskie konto liczne darowizny na łączną kwotę ponad dwóch milinów złotych. Etyczne?

Obydwa fakty podane w tym zdaniu są prawdziwe, więc mogę je tylko potwierdzić, ale te dwa fakty w żaden sposób się ze sobą nie łączą. Otrzymane od rodziców darowizny zostały przeze mnie odnotowane w poselskim oświadczeniu majątkowym. To fakt publicznie znany i wielokrotnie skomentowany przez każdego, kto chciał komentować – głównie złośliwie – więc nie ma się nad czym rozwodzić i do czego wracać.

Potwierdza Pan pobierane stypendium socjalnego?

Tak, przez jeden semestr, kiedy miałem 19 lat, czyli – niestety – dosyć dawno temu. Czas pobierania stypendium i późniejsze darowizny od rodziców to dwie różne epoki w życiu moim i naszej rodziny. Te dwa fakty dzieli blisko 20 lat różnicy. Kiedy rozpoczynałem studia w Nowym Sączu, moja mama niedługo wcześniej straciła pracę na kolei, a tato dopiero rozkręcał firmę po okresie pracy w Niemczech. To był trudny dla nas czas, a łączenie pobierania przeze mnie stypendium socjalnego z ekonomicznym sukcesem firmy moich rodziców 18 lat później, to grube nadużycie. I nawet jeśli ktoś takiej manipulacji używa do celów politycznych w okresie wyborczym, wystawia raczej sobie niż mi świadectwo braku hamulców etycznych i moralnych.

Złośliwi skomentują teraz, że biedny student pierwszego roku Patryk Wicher niedojadał i uczył się przy świeczce, bo rodziny nie stać było na opłacenie rachunku za prąd…

Nie jestem w stanie i przede wszystkim nie zamierzam dyskutować z wszystkimi opiniami jakie usłyszę i przeczytam na swój temat. To element bycia osobą publiczną i cena, jaką płaci się za obecność w polityce. Przyjmuję te zasady gry pod warunkiem, że nie są przekraczane granice przyzwoitości, ale w tym wypadku zbliżamy się do takich granic, a może nawet zostały już przekroczone. Ci, którym zależy by przykleić mi łatkę człowieka, który siedząc na milionach wyciąga rękę po pieniądze należne gorzej sytuowanym młodym ludziom chcą mi przyprawić gębę, a może nawet mordę. To nie przypadek, że takie informacje właśnie teraz docierają do opinii publicznej, m.in. przez media.

Sugeruje Pan, że to element jakiejś akcji mającej osłabić Pańską pozycję w gorącym okresie m.in. układania list wyborczych?

Nazwałbym to polityczną pralnią. Jak się wrzuci do wirówki łopatę błota, to zawsze się do Wichra trochę przyklei. A niech sobie ludzie myślą, że jestem chciwy i pazerny na nienależne mi publiczne pieniądze.

A należały się wówczas Panu tamte pieniądze?

To pytanie raczej do komisji stypendialnej WSB-NLU, choć nie wiem, czy po 18 latach komisja jeszcze obraduje, czy może jej członkowie rozeszli się już do domów. Żartuję oczywiście, ale głównie z bezsilności, iż muszę się tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem. No więc stypendium socjalne na jeden semestr pierwszego roku studiów przyznała mi uczelniana komisja po przedłożeniu przeze mnie wymaganych wówczas dokumentów i zaświadczeń. Potem przysługiwało mi już tylko stypendium naukowe, ale takowe dają za wyniki w nauce, a nie z powodu sytuacji materialnej. Jeszcze raz powtórzę – moja mama straciła wówczas pracę, a tato próbował rozkręcać firmę, co zresztą mu się z sukcesem udało. Ale to przyszło wiele lat później. A zanim przyszło, bywało cienko. Pan nieco złośliwie zapytał czy uczyłem się przy świeczce. Nie, ale nie było mnie stać na podjęcie studiów prawniczych na uniwersytetach we Wrocławiu i Warszawie, a na obydwa się dostałem i musiałem zrezygnować zostając w Nowym Sączu. Mam się wstydzić, że nie było mnie stać na studia poza rodzinnym miastem tylko dlatego, że ktoś tak dzisiaj chce? Nie zamierzam!

Rozmawiał Wojciech Molendowicz

Czytaj też:

Andrzej zasłabł za kierownicą. Odzyskał przytomność, gdy ratownicy walczyli o jego życie

Reklama