Trener Kasperczyk odpowiada na pomeczowe pytania DTS24. „Niech ktoś to powie głośno”

Trener Kasperczyk odpowiada na pomeczowe pytania DTS24. „Niech ktoś to powie głośno”

Sandecja, Robert Kasperczyk, spadek do III ligi

W ostatnim meczu sezonu 2023/2024 Sandecja pokonała Kotwicę Kołobrzeg 3:1. Największy plus meczu? Gol Igora Maślanki, bardzo przyszłościowego piłkarza, jedynego obok Piotra Kowalika „wyprodukowanego” przez Sandecję, który wyszedł w podstawowym składzie. Pozostałych aspektów spotkania analizować nie trzeba. To była ostatnia kolejka sezonu, Kotwica była już pewna awansu i wyciąganie korzyści z tego zwycięstwa byłoby nadużyciem.

Ekipa z Nowego Sącza zajęła ostatecznie 17. miejsce w tabeli. Udało się wyprzedzić tylko Stomil Olsztyn, który w ostatniej kolejce sezonu przegrał na własnym stadionie z Radunią Stężyca 2:3 (1:3). Po wczorajszym spotkaniu z Kotwicą Kołobrzeg, trener Robert Kasperczyk dał wyraźny przekaz, że dla niego sezon jeszcze się nie skończył. Na czym opiera swoją wiarę i skąd ją ma? – Graliśmy mecz bardzo konsekwentnie. Mieliśmy na niego plan, wiedząc, że jeszcze tak naprawdę, przy tak zwanym zielonym stoliku (bo jeszcze nie wiemy jak będzie ostatecznie wyglądał skład II-ligowych drużyn w następnym sezonie), musimy poczekać do 7 czerwca i chcieliśmy nie być ostatni – mówił trener Kasperczyk. Szkoleniowcowi Sandecji zadaliśmy cztery pomeczowe pytania.

Dawid Kulig (DTS24): Wiemy, że transferowa lista życzeń była przed sezonem dłuższa. Finalnie, udało sprowadzić się tylko część oczekiwanych zawodników. Oni, podobnie jak reszta graczy, zawiedli jako wykonawcy pańskich założeń taktycznych?
Robert Kasperczyk (Sandecja): Bardzo szeroki temat. Myślę, że nie jest to czas i miejsce na podsumowania tego typu kto tam się „przewijał” na tej liście. Musiałbym cofnąć się do swoich notatek. Nie ukrywam, że w styczniu pracowaliśmy pararelnie, zarówno na boisku jak i nad transferami. Okienko zimowe jest specyficzne. Zawodników, których można w okienku zimowym pozyskać, jest trudniej z racji tego, że mają kontrakty, albo jakiś klub nie ma pierwszej potrzeby, aby danego zawodnika u siebie zatrzymać. W lecie jest o tyle łatwiej, że można to wszystko poukładać po swojemu, nie „zaklejać” (brzydko mówiąc) dziur w zespole, tylko działać doraźnie. I tego mi brakowało. Nam brakowało generalnie takich możliwości, jakie daje okienko letnie.

Rafał Wolsztyński przychodził do Sandecji jako zawodnik „do odbudowania”. Inni zawodnicy: Żołądź, Kamiński, Wilczyński czy Buchta, także mieli wcześniej problemy z należytą formą. Nie uważa pan, że budowanie pańskiej wiary w utrzymanie w oparciu o takie transfery było bardziej życzeniowe niż poparte twardym argumentem jakościowym?
Nie. Nie uważam. Pytanie zamknięte: tak czy nie. Odpowiadam: nie.

Sandecja nie wykonała oczekiwanego zadania. Podjął pan decyzję o dymisji czy raczej chce pan zostać w Sandecji jako trener III-ligowca?
Pytanie na poziomie, do którego ja nie jestem przyzwyczajony. Miałem przyjemność pracować w wielu klubach i też na wyższym poziomie. Nie wiem czy to jest czas i miejsce, żeby o takich rzeczach mówić. Moja uwaga była fokusowana na zespole. Na tym, żeby każdy mecz zagrać jak najlepiej. Bardzo fajnie się krytykuje z boku, szuka się jakichś negatywnych rzeczy. Tak naprawdę fajnie byłoby, żeby ktoś, kto tego typu rzeczy formułuje, wszedł w rolę trenerów, którzy wszystkie mecze grają na wyjazdach, gdzie nie ma atutu własnego boiska. Przyjeżdżamy na przykład tutaj na mecz z Hutnikiem, gdzie Hutnik spotyka się na miejscu – tak jakby grał u siebie. My musimy jeździć, hotel, i tak dalej. Jest dużo czynników. Powiem taką tezę, która chyba nie jest jakimś dużym zaskoczeniem. Mianowicie: ta runda pokazała, że biorąc pod uwagę liczby, to sześćdziesiąt, siedemdziesiąt procent zdobytych punktów zespoły zdobyły u siebie. My niestety nie skorzystaliśmy z tego przywileju. Jesteśmy dwunastą drużyną wiosny. Mamy 4 punkty przewagi nad strefą spadkową. Jest to fajny punkt wyjściowy. Natomiast dalej nie graliśmy u siebie. Niestety. Wiadomo, że jest to sprawa poza sportowa. Wiedziałem, gdzie przychodzę i wiedziałem, że sytuacja będzie ciężka. I być może ten mój optymizm, który został wspomniany, można ubrać w nadmierny optymizm w stosunku do wymogów tej ligi i zespołu, który posiadaliśmy. Ktoś inny złośliwy powie: „trenerze przecenił pan kilku zawodników”. Nie jest to w tej chwili czas i miejsce, aby szerzej o tym mówić. Ja jestem pewien, że cokolwiek się nie wydarzy w Sandecji, to jeżeli będzie Sandecja grać w przyszłym sezonie na swoim obiekcie, gdzie rywale będą przyjeżdżać do Nowego Sącza – na mecze wyjazdowe – i będzie to dom, będzie to twierdza, może na początku jeszcze nie z pełną liczbą kibiców, potem z coraz większą, bo z tego co wiem takie są plany – to na pewno będzie dobrze. Bedzie dobrze, bo wiem jaki jest potencjał. Widzę co się dzieje wokół klubu. Szkoda, że tak się kończy ten sezon, natomiast wierzę, że tak jak dla innych zespołów w tej lidze, tak i dla Sandecji od nowego sezonu, mecze u siebie, będą meczami u siebie.

Obejrzałem w tym sezonie tylko 70 procent meczów Sandecji, ale oglądając nawet taką ilość miałem wrażenie, że drużyna nie nadąża za pana koncepcją gry. Raził mnie przede wszystkim brak umiejętności płynnego przechodzenia z obrony do ataku i dalej: brak zamykania rywala na jego połowie. Czasami miałem wrażenie, że jedynym piłkarzem godnym próby dźwignięcia ciężaru gry o utrzymanie był Tomasz Kołbon. Proszę powiedzieć wprost. Sandecja spadła przede wszystkim ze względu na zbyt słabą jakość kadry?
Nie sformułowałbym tego tak. To nie jest pierwszy powód. Wiadomo, jest określony poziom, jest określona liczba punktów. W stosunku do innych byliśmy słabsi – oczywiście. Ale ja bardzo bym chciał po tej rundzie zweryfikować i porównać zespół Sandecji do innych drużyn, które miały takie same warunki do gry jak my. A niestety tego nie ma. My z sześciu meczów wyjazdowych przywozimy trzy zwycięstwa. Robimy 9 punktów na wyjazdach, na ciężkich wyjazdach. Dzisiaj udało nam się wygrać w Niepołomicach drugi mecz w tej rundzie. To nie jest przypadek. Nie jest przypadkiem, że gramy dobrze w Puławach, wygrywamy mecz, będąc zespołem o klasę lepszym. Potem przyjeżdżamy i nie umiemy grać. Nie potrafimy się przestawić na gabaryty boiska, na jakość płyty. I tak dalej. Niech ktoś wreszcie to powie głośno: my graliśmy mecze ligowe na treningowym boisku Puszczy Niepołomice! Super ludzie tutaj są, wspaniali, gościnni. Czujemy się tutaj bardzo dobrze. Ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy i tyle. Natomiast dywagacje taktyczne pozostawiam dla siebie.

Fot. Adrian Maraś

Czytaj także: Obcy człowiek chce Sandecję na własność. Stawia warunek. Jest też presja czasu [OPINIA]

Reklama