Obcy człowiek chce Sandecję na własność. Stawia warunek. Jest też presja czasu [OPINIA]

Obcy człowiek chce Sandecję na własność. Stawia warunek. Jest też presja czasu [OPINIA]

Sandecja, Marek Niedźwiedź

Marek Niedźwiedź (jak udało nam się ustalić – człowiek z polecenia), przymierza się do zakupu Sandecji. Jego wczorajsze wystąpienie (spotkanie live z użytkownikami Facebooka) przyniosło zatrważająco dużo wątpliwości. Z reguły, każde tego typu spotkanie powinno wątpliwości rozwiewać. W tym konkretnym przypadku pytań i obaw o ponad 100-letnią Sandecję przybyło – o czym poniżej.

Co wiemy na pewno?
Marek Niedźwiedź to człowiek przedstawiający się jako przedsiębiorca. Chce przejąć Sandecję na własność. Kilka dni temu przedstawił się jako były sponsor angielskiego klubu Sheffield United. Weryfikowaliśmy tę informację w trzech źródłach. Jak już przedstawiliśmy w publikacji Farmazon jak stąd do Afryki, czyli jest ciekawy właściciel dla Sandecji [FELIETON], jednym z naszych źródeł był zagorzały kibic Sheffield United (Polak mieszkający od blisko 20 lat w tym mieście). Przyznał, że nie wie nic o tym, aby Niedźwiedź kiedykolwiek sponsorował Sheffield. Sam zainteresowany zaczął od tamtej pory narrację zmieniać: – Dokładniej mówiąc, byłem sponsorem jednego zawodnika, który grał w Sheffield – przekazał po czasie. Potencjalny kupiec Sandecji twierdzi, że jest właścicielem kilku innych klubów. Podczas wczorajszego spotkania live apelował, aby zadawać mu trudne pytania. Ale gdy padały prośby o konkretne odpowiedzi, nic konkretnego z ust Niedźwiedzia nie padło. Jeden z widzów poprosił o wymienienie nazw klubów, których potencjalny kupiec Sandecji jest właścicielem. Przyznał, że jednym z nich jest II-ligowy angielski klub siatkarski. Ale więcej faktów nie podał (nazwa nie padła). – Jestem też współzałożycielem klubu, a bardziej jest to organizacja zajmująca się organizowaniem gal sportów walki – tak przekazał w kwestii właścicielstwa innego z klubów (nazwa oczywiście nie podała).

Wiemy również, że Marek Niedźwiedź raptem 17 maja (8 dni temu) założył na Facebooku swój profil, poprzez który zapoczątkował interakcję z odbiorcami. Wiadomo nam także (co może niepokoić), że przedsiębiorca stawia twarde warunki. Jakie? – Moja oferta zakupu Sandecji ważna jest do końca maja – deklaruje. To oznacza, że władze Nowego Sącza muszą podjąć decyzję o oddaniu Sandecji Niedźwiedziowi maksymalnie do… 6 dni od chwili obecnej (!).

O co chodzi z konkursem na sprzedaż Sandecji?
W dniu wczorajszym próbowaliśmy połączyć się z wiceprezydentem Nowego Sącza – Arturem Bochenkiem. Nie odebrał. Nie oddzwonił. Chcieliśmy zapytać, w jaki sposób ma być przeprowadzany konkurs. Nie wiemy o nim nic, poza tym, że jak wynika z relacji Marka Niedźwiedzia, ma zostać rozstrzygnięty maksymalnie do końca przyszłego tygodnia. Co więcej, zarówno z magistratu jak i ust Marka Niedźwiedzia dowiadujemy się, że chętnych na zakup Sandecji jest więcej (pozostałymi chętnymi mają być sądeccy przedsiębiorcy). – Dobrze, że odbywa się to w ramach konkursu, bo dzięki temu mamy gwarancję transparentności – powiedział wczoraj Marek Niedźwiedź. Trzeba zatem zadać pytanie, na czym ta transparentność polega i czy to normalne, że na 6 dni przed rozstrzygnięciem konkursu nie wiemy nic o innych ofertach? Jak sami ustaliliśmy, wśród ofert zakupu Sandecji na pewno nie ma tych, złożonych przez lokalnych przedsiębiorców, którzy wcześniej pomagali i interesowali się Sandecją. Mowa o Andrzeju Danku, Zbigniewie Szubrycie czy Pawle Cieślickim. Wymienieni panowie ofert nie złożyli. Dopóki Urząd Miasta nie przedstawi wszystkich kandydatur i konkretnych zapisów danych ofert, można wywieszać czerwoną flagę. Kibice Sandecji mają prawo zakładać hipotezę, że konkurs może być nieco sztuczny, a tak zwane „inne oferty” mogą istnieć wyłącznie po to, aby za 6 dni, oferta Marka Niedźwiedzia była najbardziej korzystna. Wątpliwości jest jednak więcej. Trudno mówić o wystarczająco dużym wyprzedzeniu czasowym. Nikt nie zdąży nawet dobrze rozsiąść się na kanapie, aby przeanalizować poszczególne oferty – a miasto już konkurs będzie musiało rozstrzygnąć. Mamy do czynienia z bardzo wątpliwej jakości okolicznościami oddania Sandecji w prywatne ręce, ponieważ wytworzono w tej sprawie presję czasu – a najbardziej medialny oferent (Niedźwiedź) jest postacią kompletnie obcą.

„Jestem przedsiębiorcą, ale zarobić nie chcę”
Marek Niedźwiedź powiedział podczas wczorajszego spotkania live, że jest przedsiębiorcą, ale jak przyznał, na kupnie Sandecji zarobić nie chce. To deklaracja doprawdy niezwykła. Historia polskiej piłki nożnej pokazała, że było wielu właścicieli klubów, którzy faktycznie nie kierowali się chęcią zarobku. Pieniądze wydawali zwyczajnie z powodu pasji do sportu i miłości do danego klubu (Wojciech Kwiecień – Wieczysta, Bogusław Cupiał – Wisła). Wątpliwość jest zatem oczywista. Dlaczego człowiek w żaden sposób nie związany z Nowym Sączem (na meczu Sandecji nigdy nie był widziany), tak bardzo zabiega o klub, na którym zarobić nie chce? Logika nakazuje, aby naprawdę mocno to przeanalizować. W opozycji do słów o braku chęci zarobku na Sandecji, Marek Niedźwiedź powiedział wczoraj coś, co może jego własnym słowom zaprzeczać. – Będę chciał, aby miasto sponsorowało klub. Mój wkład w budżet planuję maksymalnie na poziomie 25 procent. Trzeba wszystko poukładać, zanim stworzymy maszynę jeśli chodzi o przychody – przekazał. A zatem Sandecja ma być maszyną do generowania przychodów. I dobrze. Aż nadto dobrze, bo wystarczyłoby, aby roczny budżet zwyczajnie się bilansował. Ale – skoro tak – to w jaki sposób „maszyna od generowania przychodów” ma się do deklaracji o braku chęci zarabiania na swojej własności?

Zamiary malowane różowymi kolorami
Potencjalny nowy właściciel Sandecji przekazał wczoraj, że nie wyobraża sobie sytuacji, aby Sanecja spędziła w III lidze dłużej niż jeden sezon. To oznacza, że jego zdaniem, w najbliższym roku drużyna wywalczy awans. To bardzo odważna deklaracja, bo III liga jest piekielnie trudna. Potencjalny właściciel zadeklarował również, że daje sobie 3 lata (!) na powrót do I ligi. – Z tego będę chciał się rozliczyć – przekazał. Pytamy zatem, przed kim pan Niedźwiedź chce się rozliczać, skoro Sandecja będzie jego własnością? Zdaje się, że w takiej sytuacji, jedyną osobą, która ma prawo go rozliczać jest… on sam.

Jedną z ciekawszych deklaracji potencjalnego nabywcy klubu było w trakcie wczorajszego spotkania to, że zaproponował powołanie tak zwanej „Honorowej Rady”. W jej skład mieliby wejść ludzie, którzy znają klub i jego dobro leży im na sercu. Mieliby to być, na przykład przedstawiciele „Starej Sandecji”. Ich rola miałaby być wyłącznie doradcza, precyzując, byłaby okazja do zjedzenia ciasteczka i pogadanek o piłce.  – Moglibyśmy organizować spotkania na przykład co dwa miesiące – przyznał. Bardziej interesujący jest przy tym fakt, że Marek Niedźwiedź nie jest Sądeczaninem, nie mieszka w Nowym Sączu i nie ma prawa znać ludzi, którzy byliby dobrymi kandydatami do stworzenia takiego „Honorowej Rady”. Czy nowy właściciel jest wspierany przez kogoś z Nowego Sącza? Komu tutaj ufa na tyle mocno, aby za jego poradą zaprosić odpowiednich kandydatów do zbudowania „ciała doradczego”, które de facto i tak nie będzie miało żadnego wpływu na sposób funkcjonowania Sandecji?

Zaskoczeniem wczorajszego spotkania były trudności przedsiębiorcy z posługiwaniem się portalem Facebook. Jak twierdził, nie wyświetlały mu się wszystkie komentarze. Zupełnie tak, jakby nie był w stanie wybrać opcji „pokaż wszystkie, od najnowszych”. Po spotkaniu online z Markiem Niedźwiedziem dowiedzieliśmy się także, że w najbliższy wtorek wybiera się do klubu Cracovia. – Rozmawiam z ludźmi, którzy dosyć mocno pracują w Cracovii – zdradził.

Tytułem podsumowania
Ogłoszony przez samego siebie kandydat do przejęcia Sandecji na własność, póki co, ukazał się jako doskonały mówca. Nie przedstawił pół konkretu. Nie wymienił żadnych nazw klubów, firm, przedsięwzięć, którym przewodził. Nie mamy możliwości naocznej obserwacji efektów jego pracy w „jego klubach”. Wiemy tylko tyle, że obcy człowiek (z polecenia) przyjeżdża do Nowego Sącza i chce otrzymać Sandecję na własność. Stawia przy tym twarde warunki terminowe (sprawa kupna ma być domknięta max za 6 dni).  Po spadku do III ligi, budżet miasta nie byłby obciążany tak mocno jak miało to miejsce w I i II lidze. Nie ma zatem najmniejszego powodu, aby Nowy Sącz musiał spieszyć się i z dnia na dzień oddawać ponad 100-letnią historię człowiekowi zupełnie obcemu i w żaden sposób nie zweryfikowanemu. Nie ma również żadnego powodu, aby Sandecję oddać na własność komuś, kto po jej przejęciu opiera koncepcję zbudowania budżetu z funduszy… miejskich. Sytuacja robi się absurdalna, by nie powiedzieć niebezpieczna.

Fot. Adrian Maraś

Czytaj także: Do dzieła Sądecczyzno! Ruszamy na pomoc Mateuszowi Barabaszowi. Oto szczegóły

Reklama