Taki dzień zdarza się najwyżej raz w roku. Strażacy na Sądecczyźnie byli „bezrobotni”

Taki dzień zdarza się najwyżej raz w roku. Strażacy na Sądecczyźnie byli „bezrobotni”

Wczorajszy dzień był wyjątkowy dla strażaków z Sądecczyzny. 10 lutego nie dostali bowiem ani jednego zgłoszenia. Ani raz funkcjonariusze PSP i druhowie OSP nie wyjeżdżali do działań. – Takie dni zdarzają się sporadycznie. Nie częściej niż raz w roku – zaznacza st.bryg. Paweł Motyka, zastępca komendanta miejskiego PSP w Nowym Sączu. Na przykład w 2020 r. nie było ani jednego dnia, w którym strażacy nie podejmowaliby jakiejś interwencji. Do jakich działań wyjeżdżają teraz najczęściej?

W ostatnim czasie strażackie interwencje związane są przede wszystkim z trwającym sezonem grzewczym. Niemal codziennie zastępy wyjeżdżają do akcji gaśniczych w związku z palącą się sadzą. Częste są także interwencje dotyczące pomiarów stężeń gazów niebezpiecznych.

– Już od wielu lat współpracujemy w tej kwestii z pogotowiem gazowym – mówi Paweł Motyka. – Oni nie mają takich uprawnień jak my, nie mogą dokonywać ewakuacji, nie mogą wchodzić do innych mieszkań. My, kiedy przyjedziemy, profilaktycznie staramy się sprawdzić w danym bloku wszystkie mieszkania.

Jak zaznacza, taka współpraca okazuje się zasadna, bo czasem strażackie urządzenia pomiarowe wykrywają coś, czego nie ujawnia sprzęt wykorzystywany przez pracowników pogotowia gazowego. – Co dwie służby to nie jedna. Zawsze któraś może coś wykryć i uchronić mieszkańców przed jakimś groźnym zdarzeniem: wybuchem, czy zatruciem.

W sezonie grzewczym często pojawiają się też pożary, czy zadymienie w kotłowniach. – Podczas dni z minusową temperaturą kotłownie eksploatowane są bardziej intensywnie. Czasem nanosimy tam materiały palne, drewno, bo niektórzy składują je na zewnątrz i zdarza się, że są one zbyt blisko pieca, z którego może wypaść jakaś iskra – wyjaśnia st.bryg. Motyka.

Obecnie strażacy często są też alarmowani przez systemy monitoringu pożarowego. Wielokrotnie na miejscu okazuje się, że zagrożenia jednak nie ma. W ostatnich dniach takie zgłoszenia wpłynęły na przykład z kościoła w Binczarowej i z zakładu produkcyjnego w Białej Niżnej. Czasem zdarza się, że coś paruje przy uruchomionym piecu, czy też ktoś prowadzi remont i dlatego włączają się czujniki. – Kończy się to alarmem fałszywym, ale to też pokazuje, że te systemy są bardzo czujne i sygnalizują nawet najdrobniejszą rzecz – podkreśla strażak.

Co ciekawe, mimo częstych w ostatnim czasie ostrzeżeń o złych warunkach na drogach, strażacy nie notują w tym roku zbyt wielu działań związanych z kolizjami czy wypadkami. – Pojawiają się jakieś, ale najczęściej są to niegroźne stłuczki, albo samochód wypada z drogi, ale nic poważnego się nie dzieje. Ludzie jeżdżą zdecydowanie wolniej i przy takiej niekorzystnej pogodzie nie ma zbyt wielu zdarzeń, jest ich mniej w naszych statystykach. To dobrze, bo widać, że ostrzeżenia i apele działają – mówi Zastępca Komendanta Miejskiego PSP w Nowym Sączu.

Jak zadbać o bezpieczeństwo?

– Przynajmniej raz w roku powinniśmy sprawdzić w warsztacie stan naszego samochodu, ale też poddać się badaniom stanu naszego zdrowia i tak jest też z przeglądem pieców oraz przewodów dymowych i wentylacyjnych – przekonuje st.bryg. Motyka. – Jeśli ktoś takiego przeglądu nie dokonał, to zawsze może to zrobić jeszcze w tym momencie.

Jak dodaje, nie warto oszczędzać na takich przeglądach, bo często ich zaniedbanie wiąże się później z większymi kosztami.

– Druga rzecz, to usuwanie zanieczyszczeń z pieców i przewodów dymowych. Z reguły jeśli jeździliśmy do pożarów sadzy, to chociaż mamy taki typowy sprzęt kominiarski jak kula i szczotka, to nie zawsze on wystarcza. Czasami trzeba się posiłkować jakimiś prętami i rzeczami, które pozwolą przebić, przekuć sadzę, bo są jej tak duże ilości.

Jak wyjaśnia, strażacy wykonują takie działania nie po to, by wyczyścić komin, ale by wygarnąć płonącą sadzę na zewnątrz i w ten sposób łatwiej ją ugasić. Zdarzały się przypadki, że trzeba było rozkuwać komin, żeby dotrzeć do źródła ognia, bo inne sposoby zawodziły.

– To pokazuje, że te zanieczyszczenia nie są usuwane systematycznie i zbierają się w takiej ilości, że później jak się zapali, to mamy do czynienia z dużymi temperaturami, zadymieniem i płomieniami, które czasami wychodzą na dach. Może dojść do pęknięcia komina i pożar może rozprzestrzenić się na pozostałą część budynku – zaznacza Paweł Motyka.

Strażak podkreśla, że kontrola przewodów dymowych i wentylacyjnych automatycznie zabezpieczać będzie też przed czadem. Jak przekonuje, warto również zakupić czujnik tlenku węgla, który często ratuje życie.

Sporym problemem w ostatnim czasie okazuje się też brak możliwości dojazdu strażaków na miejsce pożaru, czy innego zagrożenia. Przypomnijmy, że w powiecie gorlickim doszło w tym roku do dwóch pożarów, które miały tragiczne skutki: w Szymbarku, gdzie zginęła nastolatka oraz w Siedliskach, gdzie życie straciła starsza kobieta. W obu przypadkach dojazd na miejsce był bardzo utrudniony.

– W przypadku opadów śniegu takich jak teraz i naszego systemu budownictwa, że zwłaszcza poza obszarem miejskim zabudowania są rozproszone w różnych trudnych terenach i nie jest odśnieżone, to jest to problem. Dojeżdżamy tam gdzie się da, a gdzie się nie da, to nie ryzykujemy, bo oprócz pożaru, czy innego zagrożenia, możemy mieć też tragedię spowodowaną tym, że samochód wypadnie z drogi. Taki przypadek zdarzył się kilkanaście lat temu. Było tak ślisko, że samochód straży pożarnej w nocy wypadł z drogi i przewrócił się. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale samochód pożarniczy został ,,skasowany” – opowiada st.bryg. Motyka.

W ostateczności strażakom pozostaje piesze dotarcie do pożaru. Biorą ze sobą sprzęt gaśniczy, czy burzący. Tak było a przykład we wtorek w Muszynie, o czym pisaliśmy TUTAJ. Choć strażacy mają w swoim wyposażeniu quady, to takie na kołach, które i tak nie dają rady w przypadku trudnych warunków atmosferycznych. Tutaj pomocni okazali się ratownicy GOPR, którzy dostali się na miejsce quadem o napędzie gąsienicowym.

– Gaszenie odbyło się śniegiem i wodą ze studni. W przypadkach, kiedy ktoś mieszka w tak trudnodostępnym terenie, tym bardziej powinien zadbać o swoje bezpieczeństwo. Oprócz działań związanych z przygotowaniem do sezonu grzewczego, warto też przeglądać urządzenia i instalacje elektryczne, bo też jest to czynnik, który przyczynia się do powstawania pożarów – mówi Paweł Motyka i zaznacza, że warto też mieć w domu gaśnicę, bo dzięki niej, zauważając w porę ogień, można szkody ograniczyć do minimum.

– W trudnodostępnych terenach trzeba liczyć przede wszystkim na siebie. Strażacy dotrą, ale pewnie zajmie to sporo czasu, bo inaczej pieszo brnie się w śniegu, a inaczej jedzie na miejsce samochodem – tłumaczy.

Strażak dodaje, że nie zawsze przyczyną pożaru jest instalacja elektryczna, wada urządzenia, zaniedbany piec, czy komin…

– Oprócz instalacji, które trzeba przeglądać, jest jeszcze człowiek, który musi zachowywać ostrożność. Nie oszukujmy się, ale w wielu przypadkach to człowiek powoduje pożar przez swoje działania, na przykład palenie papierosów w łóżku, czy palenie świec, które dają nastrój w okresie świątecznym, ale kiedy są na palnym podłożu mogą się przyczynić do powstania pożaru. Czasem ktoś rozpala w piecu substancją łatwopalną. Na takie rzeczy trzeba zwracać uwagę – apeluje st.bryg. Paweł Motyka, Zastępca Komendanta Miejskiego PSP w Nowym Sączu.

fot. PSP w Nowym Sączu

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama