Rozsławił sądecką gastronomię na morzach i oceanach

Rozsławił sądecką gastronomię na morzach i oceanach

– Przez te blisko 25 lat zwiedziłem niemal cały świat, może poza Nową Zelandią, Australią i Japonią – mówi Mieczysław Pajor. – Widziałem bardzo bogate państwa i wielką biedę np. w Indiach. Kilkanaście razy przepływałem równik, ale też pływałem za kołem podbiegunowym i to były straszne i wyczerpujące rejsy. W moim kambuzie miałem ciekawe i pracowite życie, bo spełniałem swoje kulinarne pasje. Kiedy sześć lat temu zszedłem po raz ostatni ze statku, stałem się szczurem lądowym i przez kilka pierwszych miesięcy trudno było mi się przyzwyczaić do dziwnej ciszy na lądzie. Gastronomi miałem już dość. Nie wróciłbym do pracy w kuchni, w której przepracowałem 60 lat. Ale warto było zwiedzać świat!

Mieczysław Pajor mieszka w Nowym Sączu. Jest wychowankiem słynnego sądeckiego „gastronoma”, czyli Zespołu Szkół Gastronomicznych, kuźni talentów, które w niejednym garnku gotowały. Dziś ma 76 lat.

– Ojciec był cieślą. Matka wychowywała naszą szóstkę, więc trzeba było się szybko usamodzielnić – wspomina pan Mieczysław. – Zawód ojca nie bardzo mi odpowiadał. Chciałem zostać cukiernikiem i tak trafiłem do Technikum Gastronomicznego pod opiekę mistrza nad mistrzami Władysława Farasia, który był szefem kuchni w restauracji „Dworcowa”. Wszystko, czego się nauczyłem w sztuce kulinarnej, zawdzięczam jemu.

Faraś był nadwornym kucharzem w pałacu Stadnickich w Nawojowej. Dogadzał hrabiowskim podniebieniom. Po wojnie zaś był kuchmistrzem w „Dworcowej”, a restauracja ta do 1974 r. była najsłynniejszą w Nowym Sączu ze względu na jakość potraw i godziny otwarcia. Była czynna od 6 rano do 3 w nocy. Miał się więc gdzie nastolatek Mietek nauczyć rzemiosła. Tu bowiem wyrabiano też całą garmażerkę dla innych sądeckich restauracji. Tam pracował do 1966 r. Potem wojsko zabrało mu dwa lata z życiorysu. Kiedy powrócił do swojej „Dworcowej”, już nie było tam dla niego miejsca.

– Musiałem przekwalifikować się na kelnera – wspomina. – Trafiłem do nieistniejącej już „Staropolanki” przy Rynku. W 1971 r. za namową kolegów przeniosłem się do restauracji „Orbis – Beskid”, gdzie pracowałem przez kilka lat (…)

Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu DTS – kliknij w link i czytaj za darmo:

Reklama