Nowy Sącz (nie)znany. Patron mostu – skromny strażak

Nowy Sącz (nie)znany. Patron mostu – skromny strażak

9 października mija dokładnie 20 lat od dnia, gdy most nad Kamienicą w Nowym Sączu otrzymał imię Adama Michalewskiego – strażaka, który 18 stycznia 1945 r. ocalił ten obiekt przed zniszczeniem. Przypominamy jego historię.

Długo nie powojowałem

 Adam Michalewski urodził się w 1909 r. w Nawojowej w dobrach hrabiego Adama Stadnickiego. Siłą rzeczy, jako młody chłopak podjął pracę w hrabiowskim tartaku, gdzie przyuczał się do zawodu stolarza. Mając 26 lat w 1935 r. został przyjęty (po znajomościach) do zawodowej straży pożarnej w Nowym Sączu, do strażnicy przy ul. Grybowskiej tuż koło rynku maślanego. Warto na marginesie przypomnieć, że dopiero w 2012 r. straż wyprowadziła się do nowej siedziby przy ul. Witosa.

– Zbliżała się wojna, więc w sierpniu 1939 r. zostałem zmobilizowany w ramach 1. Pułku Strzelców Podhalańskich, będąc rezerwistą tej jednostki – wspominał przed laty. – Długo nie powojowałem jako strzelec, gdyż w połowie września nasz oddział dostał się do niewoli niemieckiej pod Krosnem. Z obozu przejściowego w Łańcucie uciekłem i wróciłem do Sącza, gdzie po kilku tygodniach wróciłem do pracy w straży pożarnej.

Wspiąłem się na filar i poprzecinałem kable

W 1940 r. Adam Michalewski bierze ślub z Wandą. Mieszkają w drewnianej chacie na tzw. „poddanówce”, dzisiaj to okolica marketu Kaufland. Do pracy ma zatem niedaleko. Przemierza ulice Kilińskiego, Matejki i jest w strażnicy nieopodal mostu nad Kamienicą. W udzielonym mi wywiadzie w 1980 r. tak wspominał ostatnie dni wojny:

– 17 stycznia po południu podjąłem 24-godzinny dyżur. W nocy, a właściwie około godziny 5. nad ranem, miastem wstrząsnął potężny huk. Detonacja. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, oprócz tego, że odłamki murów, cegieł spadły na plac apelowy (dziedziniec) naszej strażnicy. Gestapowcy przebywający jeszcze nad ranem w strażnicy z pośpiechem ładowali się na samochody i wyjeżdżali w kierunku Chełmca. Od Grybowa słychać było ostrzał artyleryjski krasnoarmiejców. Moi koledzy ze służby pochowani w schronach zaczęli raczyć się samogonem z radości. Skoro Niemcy wyjechali około południa, zaczęliśmy libację z radości, że wojna się wreszcie kończy.

Był piękny zimowy dzień. Słoneczko, lekki przymrozek, śniegu niewiele. Mieliśmy zamiar z kolegą Sułkowskim po służbie, która się nam kończyła, wypić jeszcze kielicha. Ale kolega gdzieś mi się zagubił. Chcąc nie chcąc zamierzałem pójść do domu, a właściwie do piwnicy w młynie koło szpitala. Tam od kilku dni ukrywało się przed bombardowaniami około 40 osób z okolicznych domów, w tym moja ciężarna żona Wanda. Nagle przyszło olśnienie! Przypomniałem sobie, że od kilku dni specjalne brygady niemieckie zakładały ładunki wybuchowe na filarach mostu, łącząc je przewodami elektrycznymi. Wróciłem do strażnicy po kleszcze. Kolega strażak, jak pamiętam pochodził z Gorlic, powiedział mi, że są to przewody niskiego napięcia. Więc wziąłem ze sobą zwykły nóż. Nie wiem, czy to alkohol stępił moje emocje, czy nerwy, ale wspiąłem się na filar mostu, chwyciłem garść przewodów i nie bez trudności przeciąłem pojedyncze kable. Cały w nerwach poszedłem do wspomnianej piwnicy w młynie i nie mówiąc nikomu, co zrobiłem, zasnąłem głębokim snem. Do rana. Następnego dnia na służbie opowiedziałem o wczorajszym dniu komendantowi Ciesielczykowi.

Cisza wokół bohatera

19 stycznia wkroczyli do miasta żołnierze rosyjscy. Prąc na zachód przedzierali się w pobliżu ruin królewskiego zamku. Most na Dunajcu nie istniał. Wysadzili go w powietrze wycofujący się Niemcy. Kilka dni po 19 stycznia jeden z urzędników nowo powołanego starostwa powiatowego, który zamieszkał tymczasowo w strażnicy, zapytał komendanta kapitana Piotra Ciesielczyka podczas narady, jak to się stało, że jeden jedyny most ocalał. Komendant Ciesielczyk miał odpowiedzieć: – Ten most uratował nasz strażak Adam Michalewski!

Ale wokół bohatera zapadła cisza. Przypomniano sobie o nim, kiedy zaczął się starać o mieszkanie, bo rodzina się powiększyła. Pomagał mu w tych staraniach komendant Ciesielczyk. Mieszkania nie dostał, ale na otarcie łez niejako otrzymał list pochwalny od starosty Józefa Łabuza z datą 2 lipca 1945 r. W liście czytamy: „Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Nowym Sączu stwierdza, że obywatel Adam Michalewski urodzony 27.09.1909 r. zamieszkały w Nowym Sączu od 1935 r. prowadzi życie nienaganne i spokojne. Dotychczasowe dochodzenia ze strony prezydium PRN nie wykazały, aby wymieniony w czasie okupacji działał na szkodę narodu polskiego. Ponadto ob. Michalewski w dniu 18.01.1945 r. przeciął kable założone pod mostem na Kamienicy, celem unieszkodliwienia min. Za czyn ten został podany do odznaczenia”.

W 1980 r. Adam Michalewski powiedział mi, że owszem dostał jakąś „blaszkę”, ale nie dostał przydziału na mieszkanie, o które się tak starał. Więc rozgoryczony wyjechał z rodziną na tzw. Ziemie Odzyskane do Chełmska Śląskiego, gdzie zorganizował Ochotniczą Straż Pożarną i został jej komendantem.

Na starych „śmieciach”

Jednak tęsknota zrobiła swoje. Powrócił do Nowego Sącza w 1948 r. po trzech latach „wygnania”, jak wspominał. W 1949 r. znowu wrócił do swojej strażnicy przy ul. Grybowskiej. Odszedł ze służby w 1958 r. Ale bynajmniej nie wiódł emeryckiego losu. Po powrocie z „Zachodu” starał się z pomocą innych dobrych ludzi, którzy pamiętali jego wyczyn o mieszkanie.

Pod numerem 33 przy ul. Matejki od paru lat stoi apartamentowiec obok zrujnowanej, zabytkowej Willi „Ave”. Dzisiaj są tam wytworne mieszkania, ale zanim je wybudowano, jeszcze 5 lat temu stał tu parterowy, murowany dom. To w nim mieszkała od 1949 r. rodzina Michalewskich. Władze miasta wreszcie uznały jego zasługi i to nie tylko uratowania mostu. Pan Adam w piwnicy miał swoją pracownię – stolarnię. Aktywnie żył i pracował.

Zmarł w 1995 r. Staraniem kombatantów i radnych na czele z Maciejem Kurpem, który był wtedy przewodniczącym Rady Miasta, rada w 2002 r. podjęła uchwałę o nadaniu imienia Adama Michalewskiego mostowi nad Kamienicą. Uroczystości z tym związane odbyły się 7 października 2003 r. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza każdego roku w styczniu. Nie był królem, legionistą, znaną postacią historyczną. Był skromnym strażakiem. Ale ma swój pomnik w centrum miasta.

Przeczytaj też:

Nowy Sącz (nie)znany. Rynek maślany – pozostała tylko nazwa 

 

Reklama