To nie jest materiał dla ludzi o słabych nerwach. Wczoraj tuż obok bazyliki św. Małgorzaty rozegrały się mrożące krew w żyłach sceny. Jurko z Nysy, zwany Krwawym Jurgensem, profesjonalny kat z wieloletnią praktyką, dokonał publicznej egzekucji heretyka, oskarżonego o czytanie zakazanych ksiąg. Katowi towarzyszył inkwizytor Waldemar von Bolkenhain.
Obydwaj panowie przyjechali do naszego miasta z Nysy i reprezentują tamtejsze Katostwo Nyskie. Ale zanim podjęli się swojej krwawej profesji obydwaj marzyli o karierze rycerskiej.
– Zawsze chciałem być rycerzem, ale nie miałem odpowiednich warunków – mówi Krwawy Jurgens. – Nie wiedziałem co robić, na szczęście okazało się, że miałem w domu trochę czerwonego materiału. I wtedy do głowy wpadł mi znakomity pomysł: zostanę katem.
Jak pomyślał, tak zrobił, a do swojej nowej profesji przygotowywał się nader starannie.
– Swoją wiedzę o tym trudnym fachu czerpałem z książek historycznych i opracowań dr Daniela Wojtuckiego, specjalizującego się w tej krwawej problematyce. Odwiedzałem też europejskie Muzea Tortur, by z bliska przyjrzeć się urządzeniom stosowanym przez kata w jego codziennej pracy.
Choć Jurgens z Nysy twierdzi, że w uprawianiu zawodu kata pomaga mu mroczna część jego natury, Waldemar von Bolkenhain, współpracujący z Jurgensem inkwizytor zaprzecza, aby kolega posiadał jakieś krwiożercze skłonności.
– Jurko jest łagodny, muchy by nie skrzywdził. Nawet karpia nie umie zabić.
Łagodny czy nie, Jurgens z Nysy do swojego zadania podszedł bardzo profesjonalne i dla heretyka nie miał żadnej litości. Podobnie jak inkwizytor, były rycerz, który na skutek problemów zdrowotnych musiał się przekwalifikować.
– Wypełniliśmy pewną niszę na rynku – wspomina krwawy duet. – Nasze przedsięwzięcie okazało się strzałem w dziesiątkę. Nikt w Polsce nie robi takich rekonstrukcji.
Rzeczywiście, obydwaj panowie dysponują wszystkim koniecznymi rekwizytami, których nazw trudno nawet spamiętać. Jest szubienica, łoże tortur, topory, łańcuchy … Publiczność może nie tylko dotknąć każdego z eksponatów, ale nawet, jeśli kogoś najdzie taka ochota, poddać się torturom.
– Najgorsze narzędzie jakim dysponuję to, moim zdaniem, łoże tortur – informuje Krwawy Jurgens. – Nikt nie był w stanie przeżyć spotkania z tym urządzeniem.
Tron i maska czarownicy, wisiorek dla wszetecznicy, a nawet specjalne narzędzie na twarz przeznaczone dla małżonek kłócących się ze swoją drugą połówką. Bractwo Katowskie z Nysy naprawdę zna się na swojej robocie. A kiedy kat nie jeździ po Polsce ze swoim krwawym procederem, wszystkie akcesoria przechowuje we własnym domu.
Choć panowie podchodzą do swojej pracy z dużym poczuciem humoru, mają świadomość, jaką rzeczywistość odtwarzają w swoich rekonstrukcjach.
– Pokazujemy mroczną, ale równie prawdziwą stronę Średniowiecza. Zamki, rycerze, damy dworu, turnieje to tylko cześć prawdy o tej epoce. To były bardzo krwawe i brutalne czasy, a kat i publiczne egzekucje był jej nieodłącznym elementem.
Żarty żartami, ale rekonstrukcje Bractwa Katowskiego z Nysy mają także swój mroczny walor edukacyjny.
– Pokazujemy do czego zdolny był człowiek, a robimy to z humorem, bo tylko w taki sposób dzisiejszy widz może przyjąć takie informacje.
I rzeczywiście, na Placu Kolegiackim widzów nie brakowało, znalazł się nawet chętny do odegrania roli heretyka. Na szczęście z „madejowego łoża” wstał po skończonej inscenizacji o własnych siłach.
fot. TB