W pierwszym historycznym meczu Sandecji na ekstraklasowych boiskach padł bezbramkowy remis. O punkty na stadionie Lecha jest bardzo ciężko, dlatego goście mogą czuć satysfakcje z remisu, zwłaszcza że to gospodarze posiadali przewagę.
LECH POZNAŃ – SANDECJA NOWY SĄCZ 0:0
Żółte kartki: Dilaver – Kolev, Brzyski.
LECH: Buric – Gumny, Dilaver, L. Nielsen, Kostewycz – Makuszewski, Gajos, Majewski (64 Radut), Tetteh, Szitum (83 Gytkjaer) – Bille Nielsen (70 Rakels).
SANDECJA: Gliwa – Kuban, Szufryn, Piter-Bucko, Brzyski – Danek (80 Straus), Baran, Trochim, Dudzic (65 Piszczek) – Cetnarski, Kolev (56 Korzym).
W wyjściowym składzie Sandecji, tylko trzech zawodników nie występowało w szeregach podopiecznych Radosława Mroczkowskiego w ubiegłym sezonie. Na lewej stronie obrony Kamila Słabego, który odszedł do Termaliki Bruk-Bet Nieciecza zastąpił doświadczony Tomasz Brzyski. Natomiast w linii ataku wystąpił Mateusz Cetnarski i Aleksandar Kolev.
Sandecja swój historyczny mecz w Ekstrakalsie rozpoczęła wprawdzie z dwoma napastnikami, ale zgodnie z przewidywaniami, koncentrowała się głównie na defensywie. Przez długi czas miała duże problemy z przedostaniem się w okolice pola karnego rywali.
W pierwszym kwadransie było sporo niedokładnych podań w szeregach obu rywalizujących drużyn. Gospodarze mieli dwie okazje na gola. Strzał Majewskiego obronił Gliwa, a uderzenie Bille Nielsena poszybowało nad bramką.
Bramkarz beniaminka popisał się skuteczną interwencją również w 18 minucie po groźnym uderzenie Majewskiego.
Pierwszą niezłą okazję Sandecja wypracowała dopiero w 32 minucie. Po szybkiej akcji z pola karnego niecelnie uderzył Adrian Danek.
W 40 minucie efektowną interwencją popisał się Gliwa po strzale Gajosa z rzutu wolnego. Tuż przed przerwą bramkarz gości kolejny raz pokazał, że jest w dobrej dyspozycji po strzale Majewskiego.
Po zmianie stron Lech miał znaczącą przewagę w posiadaniu piłki, ale defensywa Sandecji spisywała się bardzo dzielnie. Liczne wrzutki w pole karne i stałe fragmenty gry nie stanowiły wielkiego dla bramki gości, strzeżonej przez dobrze dysponowanego Michała Gliwę.
Groźnie mogło być w 70 minucie, gdy Radut uderzał piłkę z rzutu wolnego z około 18 metrów, ale futbolówka poszybowała wysoko nad poprzeczką. W końcówce meczu gra Lecha przypominała bicie głową w mur. Gospodarze posiadali inicjatywę, ale obrona gości dawała sobie radę z ich atakami.
fot. ilustracyjne pixabay