Nowy Sącz. Kierowcy bez wypłat i świadectw. ,,Czekałem tydzień na granicy, bo nie przyszedł przelew na opłaty i paliwo do ciężarówki”. Firma spedycyjna bankrutem

Nowy Sącz. Kierowcy bez wypłat i świadectw. ,,Czekałem tydzień na granicy, bo nie przyszedł przelew na opłaty i paliwo do ciężarówki”. Firma spedycyjna bankrutem

Kierowcy firmy spedycyjnej do dzisiaj nie otrzymali zaległych pieniędzy za pracę, cześć z nich nie ma również świadectw pracy. Kontaktu z właścicielem brak, siedziby firmy brak. Niektórzy czekali na granicy nawet pięć dni na przelew, aby móc zatankować ciężarówkę i dotrzeć na bazę, a później – do rodziny. Właściciel w rozmowie z naszą redakcją obiecuje, że wszyscy otrzymają zaległe pieniądze z Funduszu i nie ma w nim złej woli. Kierowcy nie wierzą w żadne zapewnienia. Sprawą zajmuje się sąd i komornicy.

Daniel Długosz zatrudnił się w firmie spedycyjnej Dudar w kwietniu ubiegłego roku. Jak zaznacza, wówczas pracowało tam kilkunastu kierowców, w tym głównie obywatele Ukrainy. Wszystko miało być normalnie do momentu, aż szef poprosił swoich pracowników, aby tankowali pojazdy na tańszych stacjach. Kierowcy dzwonili do biura i do szefa i pytali ile litrów mogą kupić. Często czekali, aż na ich prywatne konta zostaną przelane pieniądze na paliwo. Docierało tylko tyle, żeby zatankować i ledwo dotrzeć na miejsce.

– Później szef zaczął spóźniać się z wypłatami, kiedy się upominałem, to mi zrobił przelew, ale były też osoby, które pracowały bez wypłaty przez kolejny miesiąc lub dostawały połowę należnej pensji. Pod koniec ubiegłego roku zaczęło się psuć. Szef co chwilę brał auta w leasing, ale brakowało na paliwo, na opłaty drogowe… W Czechach staliśmy po kilka godzin i czekaliśmy aż dostaniemy pieniądze na paliwo lub Myto, czyli opłaty drogowe. Jeździłem tym samym samochodem, aż pewnego dnia bank szefowi zabrał auta, bo nie płacił rat – opowiada naszej redakcji Daniel, były kierowca Dudar.

Kierowca w pojeździe miał swoje rzeczy, które zabierał w trasę. Odzyskał je dopiero po miesiącu, po wielokrotnym upominaniu się. Ostatni raz wyjechał początkiem grudnia ubiegłego roku, wrócił do domu dzień przed Wigilią. Kolejny wyjazd miał mieć 9 stycznia. Praca przebiegała w systemie dwa tygodnie w trasie, dwa w domu. Daniel rozchorował się na święta, brał antybiotyk, ale nie skorzystał ze zwolnienia chorobowego L4. 3 stycznia odebrał telefon z pytaniem, czy nazajutrz pojedzie w trasę. Odparł, że nie da rady, bo jest chory i może wyjechać, zgodnie ze wcześniejszą umową, dopiero 9 stycznia. Pół godziny później odebrał kolejny telefon z biura, od pracownika firmy Dudar, który poinformował go, że szef kończy z nim współpracę, a wypłata będzie do 10 stycznia. Do tej pory jej nie otrzymał.

– We wrześniu za pomocą wiadomości SMS pytali, czy zostaję w firmie, po zakończeniu obecnej umowy i czy przedłużamy ją. Zgodziłem się. Nową umowę mieliśmy podpisać przed moim wyjazdem 9 stycznia. Zaległe pieniądze miały być przelane do 10 stycznia. Miałem dostać również świadectwo pracy. Do tej pory nie dostałem żadnego przelewu. Pisałem SMS, dzwoniłem, ale albo nie odbierali albo odrzucali – relacjonuje Daniel.

Kierowca czekał kilka miesięcy, a kiedy jego cierpliwość skończyła się, poszedł do adwokata, aby pomógł mu napisać wniosek do inspekcji pracy i sądu pracy. Najpierw pismo o wydanie świadectwa pracy. Po którymś z listów od prawnika, firma wystawiła świadectwo pracy – błędne,  bo wynikało z niego m.in., że wykorzystał urlop itd. Kolejne wydane świadectwo również poświadczało nieprawdę.

– Dopiero po decyzji sądu dostałem już w miarę dobre świadectwo. Później złożyliśmy pozew o wypłatę wynagrodzenia, ekwiwalentu za niewykorzystany urlop i odsetki. Do dzisiaj jest cisza. Sprawą obecnie zajmuje się komornik. Kierowcy byli w biurze pytać o pieniądze, to zostali postraszeni policją. Wiem, że jest kilku kierowców, którzy tak jak ja, złożyli sprawę do sądu. Dużo ludzi czeka na wypłaty. Inni jeszcze nie chcą iść do sądu, bo to również kosztuje. Dowiedziałem się również, że firma ma zaległe rachunki za paliwo, naprawy i nie płaciła składek ZUS – przekazał naszej redakcji były kierowca firmy Dudar Daniel Długosz.

Pięć dni na granicy

Łukasz Perdak, to kolejny kierowca, który nie otrzymał zaległego wynagrodzenia, a jak zaznacza, kwoty nie są małe.

– Gdy u nich jeździłem, to wiecznie było czekanie na pieniądze na paliwo. Czasami stało się po dwa, trzy dni. Ani Karol, ani Eryka Dudar nie mieli nawet odwagi, żeby odebrać telefonu.  Jak już się udało jakimś cudem dodzwonić, to zawsze słyszałem, że to problem kart paliwowych… Umawialiśmy się na wypłaty dziesiątego dnia każdego miesiąca. Nigdy w tym terminie pieniądze nie zostały przelane. Jeśli jakimś cudem udało się dodzwonić, to wypłata spływała do 27 dnia miesiąca. Wiecznie prosiliśmy o pieniądze za pracę, którą wykonaliśmy – relacjonuje w rozmowie z naszą redakcją były kierowca firmy Dudar.

Doszło do sytuacji, że Łukasz stał na granicy aż pięć dni, nie mając pieniędzy na paliwo i opłaty. Kiedy dzwonił, cały czas słyszał, że zaraz będą. Później kontakt się urywał, telefony milczały. Kierowca dowiedział się, że większość samochodów w tym momencie stoi na granicy z tego samego powodu. Zapłacił swoimi pieniędzmi, by wrócić wreszcie do rodziny.

– Po czym Karol Dudar powiedział, że musimy zaczekać na wypłaty, której do tego czasu nie zobaczyłem. I takich kierowców pokrzywdzonych jest od groma. Oczywiście sprawa trafiła najpierw do Państwowej Inspekcji Pracy, następnie do sądu i do komornika, lecz bardzo ciężko jest cokolwiek od niego odzyskać. Chcę nagłośnić tę sprawę, aby ostrzec innych kierowców przed tym pracodawcą – podkreśla kierowca Łukasz.

W sieci o firmie spedytorskiej trudno szukać pozytywnym komentarzy. W opiniach opublikowanych na stronie internetowej dotyczącej firmy kierowcy powtarzają niemal jednogłośnie – brak wypłat, brak kontaktu z biurem i właścicielem. Firma Dudar należąca do Karola Dudara została również wpisana przez internautów na specjalnie utworzonej grupie zrzeszającej około 25,5 tysiąca osób w sieci ,,DZIAD TRANS – CZARNA LISTA FIRM TRANSPORTOWYCH” 

Pożyczaliśmy pieniądze na życie

Agnieszka wraz z mężem Damianem Stecem zatrudnili się w firmie Dudar w czerwcu 2022 roku. Oboje pracowali jaki kierowcy. Przez pierwsze dwa miesiące wszystko było w porządku – wypłaty terminowe. Małżeństwo zaniepokoił fakt, że mieli tankować pojazdy nie do pełna, a za 2,5-3 tysiące złotych. Wtedy pytali szefa, czy są jakieś problemy finansowe. Twierdził, że firma jest w dobrej kondycji finansowej

– Pracowaliśmy aż do momentu, kiedy pojawiły znaczne problemy z paliwem. Nie raz staliśmy po parkingach, ponieważ brakowało pieniędzy na paliwo. Gdy pytaliśmy co się dzieje, dlaczego nie może wysłać nam przelewu, przeważnie zawsze odpowiadał,  żebyśmy dali mu chwilę, bo czeka na ważny przelew i jak tylko dostanie, od razu wyśle przelew na paliwo. Tak to działało przez długi okres – opowiada Agnieszka.

Później miały pojawiać się problemy z wynagrodzeniem. Właściciel wypłacał pracowników, ale nie w terminie i na raty. Gdy zbliżał się termin wypłat, szef miał przestać odbierać telefony.

– W styczniu zwolniliśmy się sami z firmy, bo nie dostaliśmy wynagrodzenia. Na obecną chwilę Karol Dudar zalega mi i mężowi kwotę 18 tysięcy złotych – dodaje była pracownica firmy Dudar.

Przez nieterminowe i niepełne wynagrodzenia małżeństwo zaczęło mieć problemy finansowe – były zaległości w spłatach kredytu, na życie zapożyczali się u znajomych. Obecnie ani Agnieszka, ani jej mąż nie złożyli sprawy do sądu, liczą na kontakt od byłego pracodawcy.

Problemy od początku

Kolejny kierowca – Krzysztof  Markowicz rozpoczął pracę w firmie 7 października ubiegłego roku ,,z polecenia”, jak się później okazało – kolegi Karola Dudara. Tak jak inni kierowcy, przedstawia ten sam schemat – pierwsza wypłata na czas, kolejna z opóźnieniem i limity tankowania – 200 litrów.

– Wypłatę za listopad dostałem 20 grudnia 2022 roku. Początek grudnia również przypadał na moją zmianę w ciężarówce, a później na okres pomiędzy Bożym Narodzeniem, a 10 stycznia, z przerwą w domu na Sylwestra i Nowy Rok. Wracając z trasy 10 stycznia zostawiłem samochód ciężarowy na serwisie Man w Krakowie, po czym wróciłem do domu i w trasę miał wyjechać zmiennik. Po dwóch dniach pobytu w domu, skontaktował się ze mną zmiennik, że jeszcze nie wyjechał i do nikogo z zarządu się nie dodzwoni. Niedługo później od innych kierowców, z którymi miałem kontakt, otrzymałem pytania, czy też jestem „uziemiony” gdzieś w trasie. Okazało się, że firma nie ma pieniędzy nawet na paliwo, by ściągnąć kierowców do kraju, a osoby z biura zapewniały, że wypłata będzie z lekkim opóźnieniem – relacjonuje Krzysztof Markowicz.

Widząc, co się dzieje w firmie, Krzysztof znalazł inną pracę. W biurze Dudar dowiedział się, że otrzyma pieniądze do końca przyszłego tygodnia. Jak zaznacza kierowca, odpowiedzi na pytania o zaległe świadczenia, były mydleniem oczu, ,,bajkami”, graniem na zwłokę. Kolejne telefony, kolejna zwłoka, kolejne obietnice…

– Kierowcy, z którymi miałem kontakt, początkiem marca zorientowali się, że Karol Dudar po prostu chowa się przed kierowcami i unika kontaktu. Numer telefonu też już zmienił, a osoby pracujące wcześniej w biurze odeszły z firmy. Tak pozostaje do dziś. Z Karolem Dudarem nie ma kontaktu. Moje próby odzyskania pieniędzy po dobroci zakończyłem w kwietniu, po czym złożyłem wniosek do sądu przez radcę prawnego. Zaległych świadczeń za pracę nie otrzymałem do dzisiejszego dnia. Kwota jaką mi zalega Dudar wynosi 9700 zł+ 1200 zł kosztów założenia sprawy przez radcę prawnego – wylicza Krzysztof Markowicz.

Nie ma złej woli, są problemy finansowe

Do Karola Dudara wielokrotnie próbowaliśmy się dodzwonić na numery podane na oficjalnych stronach firmy, ale i te przekazane nam przez jego kierowców. Wszystkie telefony milczą. Firma spedycyjna nie istnieje, została zamknięta. Sprawdziliśmy to na miejscu. Pod tą nazwą znajduje się jedynie firma jego rodziców, którzy od kilkudziesięciu lat prowadzą myjnię samochodową i nie odpowiadają za działalność syna. Po kontakcie z jego rodziną, finalnie sam zainteresowany zadzwonił do naszej redakcji, by wyjaśnić sprawę. Złożył obietnicę, że wszyscy odzyskają swoje pieniądze.

Jak zaznaczył właściciel firmy w rozmowie z nami,  z jego strony nie ma złej woli. Chce by wszyscy odzyskali należne pieniądze. Tłumaczy, że nie odbiera telefonów, gdyż otrzymywał już pogróżki i zwyczajnie boi się o swoje bezpieczeństwo.

– Miesiąc temu została zamknięta działalność, aby zgłosić wszystkich pracowników do Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, z którego pracownicy dostaną zaległe pieniądze. W przyszłym tygodniu ma dotrzeć do wszystkich pracowników pismo z instrukcją gdzie mają się zgłaszać i jak te pieniądze odzyskać. Ja nikogo nie oszukałem. Obecna sytuacja wynika z braku płynności finansowej. Nie spięły się przelewy i terminy. Tak jak to w transporcie bywa. Wszyscy pracownicy zostaną wypłaceni. Moja kancelaria będzie kontaktowała się z każdym kierowcą w przeciągu tygodnia, dwóch – złożył deklarację w rozmowie z nami Karol Dudar.

Obecnie majątek właściciela firmy został zabezpieczony na poczet spłaty zaległości.

*Do naszej redakcji zgłaszają się kolejne osoby, które czekają pieniądze. Ich historie są analogiczne.

Temat będzie kontynuowany.

Czytaj także: Sąd uchylił uchwałę otwierającą możliwość budowy w Nowym Sączu spalarni odpadów

Kontakt do autorki: [email protected] 

Fot. Daniel Długosz 

Reklama