Nic się nie stało…

Nic się nie stało…

miniatura

Co może się stać, kiedy już któryś rok z rzędu występujesz na scenie? Nie robią na tobie wrażenia osoby siedzące naprzeciw, które dosłownie śledzą każdy twój ruch. Nie trzęsiesz się na myśl, jaką ktoś wysnuje interpretacje na temat tekstu, który napisałaś w jednym z gorszych momentów swojego życia. Nie masz ze sobą żadnego muzyka, który będzie odpowiadał za akompaniament, więc zabierasz ze sobą dwa pendrive’y – tak na wszelki wypadek…

Podczas, gdy ćwiczysz we własnym zaciszu domowym nieskromnie twierdzisz, że to na pewno będzie najlepszy występ w twoim życiu. Dzień przed nim opowiadasz, jaka jesteś dumna z tego tekstu. Mimo, że w twoim życiu tyle się zmieniło, to relacja, o której w nim opowiadasz, jest lepsza niż kiedykolwiek wcześniej. Za pomocą tego występu (prawdopodobnie ostatniego w najbliższym czasie) chcesz jeszcze raz przenieść się do miejsca, w którym byłaś pięć lat temu. Pozwoli ci to odczuć jeszcze większą wdzięczność za to, co stało się w tym czasie. W dniu występu dbasz o wszystko i odhaczasz rzeczy z listy tych, które mogą wpłynąć na to, że to co planujesz się nie uda. Zauważasz, że nawet tuż przed samym wyjściem na scenę czujesz spokój i pewność, jakiej względem tego już dawno nie miałaś.

Wychodzisz na środek i czekasz, aż w końcu będziesz mogła znów pokazać ludziom to, z czego jesteś tak dumna. Muzyka zaczyna grać, a ty po upewnieniu się, że mikrofon jest włączony – zaczynasz śpiewać.  Czujesz wewnętrzną radość z tego, że znów możesz wyśpiewać komuś, jak bardzo jest dla ciebie ważny. Potem te radość zastępuje szok, bo po zaśpiewaniu pierwszej linijki, nie wiesz co dalej – a to się przecież nigdy nie zdarza. „Mogło się to przytrafić każdemu, ale nie mnie”. Pomyślałam, że zacznę jeszcze raz i wszyscy włącznie ze mną o tym zapomnimy. Proszę o możliwość zaczęcia jeszcze raz. Udało się! Zaczynam po raz kolejny od słów „Ktoś wmówił mi…”, tylko problem polega na tym, że naprawdę nie wiem, co i kto mi wmawiał. Znowu się zatrzymałam, kompletnie nie wiedząc o co chodzi. Nic podobnego w moim wykonaniu nigdy nie miało miejsca. Przecież nie było tego na liście potencjalnych zagrożeń!

Schodząc ze środka po dwukrotnych próbach odczułam wielkie niezrozumienie i żal, że może powinnam była przygotować się lepiej. W duchu zaczęłam mnożyć prezencje do siebie samej. Uznałam to za swoją porażkę, za którą teraz będę się wstydzić do końca życia. A może powinnam była uznać to doświadczenie za lekcje z bycia tylko człowiekiem? Człowiekiem, który tak jak wszyscy inni także może mieć gorszy dzień, któremu nie wszystko wychodzi, choć może niekiedy osoby z boku tak uważają. Po upływie chwili stwierdzam, że kompletnie NIC SIĘ NIE STAŁO. Piosenka nie straciła na wartości, tak jak to, o czym opowiada. Na jej zaśpiewanie czy podziękowania, jakie za nią idą – będzie jeszcze czas.  Moja porażka była lekcją, która pewnie w żaden inny sposób by do mnie nie dotarła.

„Ktoś wmówił mi, że istnieje szczęście” i z perspektywy czasu uważam, że ten „ktoś” miał racje. Wielu wmawiało mi także, że mnie nie mogą zdarzyć się błędy, ale z tym nie mogę się zgodzić. Lekcja z bycia tylko człowiekiem, została odrobiona i choć mocno mnie dotknęła –  była potrzebna. Takie lekcje potrzebne są nam wszystkim.  Skutecznie uczą, że jeśli nie dasz rady, to znaczy, że nie dasz rady. To nie znaczy, że zawalił się świat!

 

Czytaj też:

Jeden z naszych posłów ma 3 miliony oszczędności. Inny zainwestował w kryptowaluty… Zaglądamy w oświadczenia majątkowe

Reklama