Nawet sztaby nie wiedzą, kto będzie się starał o prezydenturę

Nawet sztaby nie wiedzą, kto będzie się starał o prezydenturę

Pierwszy raz po ośmioletniej przerwie Telewizja Kraków poprosiła mnie o komentarz. Byłem tak zaskoczony, że zapomniałem języka w gębie i nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie go wieczorem zostawiłem. Nie mam pojęcia dlaczego przez osiem lat nie dzwonili, ale wygląda na to, że ostatnio coś się na świecie zmieniło. Wybaczcie, ale do nas tu pod lasem pewne informacje docierają z niejakim opóźnieniem. Może się coś polepszy, kiedy skończą budować szybką kolej do Krakowa.

No więc TV Kraków zapytała mnie o wybory samorządowe, a ja podobno miałem minę, jakbym się od nich dowiedział, że one się niebawem odbędą. To był oczywiście suchar, żeby was rozruszać. Mówiąc zaś śmiertelnie poważnie w Nowym Sączu panuje chaos informacyjny w tym zakresie. Precyzyjniej – mamy do czynienia z zasadniczym brakiem informacji. Jak przysłowiowy sądecki Kowalski (a w jego rolę próbowałem się wcielić przed kamerą) ma być zorientowany w przedwyborczych niuansach, skoro wytrawni sztabowcy jeszcze kilka dni temu nie mieli bladego pojęcia, kto o prezydenturę będzie się starał.

***

Jesteśmy – my opinia publiczna – podkarmieni domysłami z drugiego obiegu. Po tzw. Jagiellońskiej krążą wzajemnie wykluczające się spekulacje, docierające szczególnie z szeroko rozumianego obozu PiS, a na końcu tego obiegu informacji zwanego niegdyś głuchym telefonem, jest zdezorientowany sądecki wyborca. Na tym chaosie najbardziej korzysta obecny prezydent Nowego Sącza, który już kilka tygodni temu wywiesił (przed)wyborcze bilbordy i po cichu zbiera punkty. Ziarnko do ziarnka. O punkty wyborcze stara się też były prezydent Ryszard Nowak, głównie za sprawą kampanii internetowej zamykającej się w strategii „antyhandzel”. I to by było na tyle. Problem w tym, że były prezydent nie potwierdził oficjalnie, że w przyszłości chce być znowu prezydentem. Podobnie zresztą jak Iwona Mularczyk i Patryk Wicher, którzy wydają się bez specjalnego entuzjazmu podchodzić do tematu, trochę nieświadomie wprowadzając w życie legendarną zasadę Lecha Wałęsy „nie chcem, ale muszem”. Dokładnie odwrotna idea przyświeca jeszcze innemu potencjalnemu kandydatowi Michałowi Kądziołce – „nie powinienem, ale bardzo chcem!”. Na razie jednak ten ostatni zajęty jest tańcami na własnym weselu.

***

W gąszczu wyborczych deklaracji, sojuszy, antykampanii, personalnych układanek, obiecanek cacanek, starych i nowych reżimów, najlepiej orientuje się mój kolega Adam J. Kurek. Każdego dnia siada on bowiem przed wielką mapą sztabową Nowego Sącza i nanosi na nią najświeższe ruchy wszystkich wojsk. Kurek analityk doskonale wie, gdzie kto ma ulokowaną ciężką artylerię, gdzie wozy bojowe, a gdzie tylko piechotę morską uzbrojoną w gwintówkę. Ok, wtajemniczonym wiadomo, że o wyniku wyborów – m.in. prezydenckich – w jakiejś mierze zadecydują tzw. zoombie wyborczy. Zoombie najlepiej się czuje, kiedy nie musi sobie głowy zawracać, kto tam w jakiej radzie zasiada, a kto zasiadać chciałby. Zoombie, a tych jest najwięcej ma ważniejsze sprawy na głowie niż wybory. Ale jeśli zoombie wracając 7 kwietnia z kościoła (albo z wycieczki w góry – zoombie postępowe) spotka znajomych, którzy właśnie głosowali i zapyta ich „kto tam jest na liście”, to namacawszy dowód osobisty w kieszeni, uda się do urny i zadecyduje, co się tu przez najbliższe lata będzie działo. A co się będzie działo?

Nowy Sącz przyszłości może się okazać miastem chaosu. Miasto we mgle z której nie wyłania się żadna wizja. Jest tylko tu i teraz. Jakieś doraźne wojenki, doraźne korzyści i doraźne straty, czyli sprawy, o których za rok albo pięć lat nikt nie będzie pamiętał.

Czytaj też:

Rośnie liczba Sądeczan na pół dnia, czyli ludzi dojeżdżających do pracy w Nowym Sączu…

 

Reklama