Jan Duda: Jak chcę pracować w spółce, to sobie ją zakładam

Jan Duda: Jak chcę pracować w spółce, to sobie ją zakładam

Rozmowa z Janem Dudą, posłem Prawa i Sprawiedliwości.

– Jak Pan planuje te ostatnie dni mandatu kończącej się IX kadencji wypełnić?

– Jest jeszcze wiele spraw, które trzeba dokończyć, żeby tych, którzy liczą, że się im pomoże, nie zostawić na lodzie. Kadencja się kończy, więc to wszystko musi być podopinane.

– Ale nie zgasił Pan jeszcze światła w biurze poselskim?

– Czemu tak miałbym zrobić, przecież nie mam żadnego powodu.

– Może Pan jest urażony, obrażony…

– Na moich wyborców?

– No nie na wyborców.

– Ale biuro jest dla moich wyborców, więc ono zawsze było i póki co jest ciągle otwarte.

– A na biurze jest tablica: Biuro poselskie Jana Dudy, Prawo i Sprawiedliwość.

– Bo do takiego kluby należę, więc jest ten dodatek.

– Na wyborców się Pan nie obraził, a na partię?

– Taka rzecz jak obrażanie się u polityków powinna być rzeczą abstrakcyjną. Można mieć ewentualne żale, ale nie obrażać się.

– A jakby Pan nazwał swój stan emocjonalny, od kiedy dowiedział się Pan, że nie będzie Pana na liście wyborczej? Rozżalony, obrażony, wkurzony?

– Chyba to ostatnie określenie jest najlepsze – mocno wkurzony formą, sposobem… Nie oto chodzi, że musi się startować, natomiast poseł po ośmiu latach pracy – tak myślę – ma prawo być ocenionym przez wyborców. A to mi uniemożliwiono.

– Co Pan ma na myśli mówiąc o formie? Formę zakomunikowania Panu, że się Pan nie znajdzie na liście.

– Raczej formą niezakomunikowania. Ja dowiedziałem się o tym z prasy. To zdanie przejdzie do annałów komunikacji między posłami a liderem listy: „Nie ma go. Jest nieobecny na konferencji, bo go nie ma na liście”.

– A dlaczego nie było Pana na liście?

– To jest pytanie do kogoś, kto pracował nad tym, żeby mnie na tej liście nie było. Parę dni przed ogłoszeniem listy zostałem zaproszony do biura Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie w celu złożenia stosownych dokumentów związanych z kandydowaniem. Pojechałem i – tu też jestem wkurzony – straciłem pół dnia tylko po to, żeby podpisać dokumenty, które wiadomo było, że trafią do kosza.

– Myśli Pan, że oni tam w krakowskim biurze PiS już wiedzieli, że nie będzie Pana na liście, kiedy podsuwali Panu dokumenty do podpisu?

– Ależ oczywiście! To było przygotowywane dużo wcześniej.

– A kto to przygotowywał? Panuje opinia, że to bezpośrednio prezes Jarosław Kaczyński podjął taką decyzję.

– Myślę, że odbyło się to za wiedzą prezesa. Natomiast kto ostatecznie taką decyzję podjął, trudno mi powiedzieć. Na pewno bardzo dużo do powiedzenia miał lider sądeckiej listy.

– Marszałek Terlecki? Wasze relacje to szorstka męska przyjaźń, chłodny dystans?

– Myślę, że chłodny dystans to dobre określenie (…)

– To wszystko podobno dlatego, że Jan Duda stanął w pewnym momencie w obronie swojej żony, która miała stracić stanowisko regionalnego konserwatora przyrody.

– Była taka sytuacja. To działo się w końcówce poprzedniej kadencji, gdzie bez jakiejkolwiek rozmowy z godziny na godzinę postanowiono, że moja małżonka zostanie odwołana. W sytuacji, gdy nie ma żadnych merytorycznych powodów, a wiem, że są inne powody, bo ktoś jest chętny na to stanowisko, trudno żebym jednoznacznie nie stanął po stronie swojej małżonki. Co warty jest mężczyzna, jeśli nie potrafi stanąć w obronie swojej kobiety.

– Wtedy skutecznie obronił Pan żonę.

– Tak.

– A ktoś to zapisał w pamięci? To mogło być przyczyną późniejszych problemów?

– Wiem, że na taki ruch wyraził wtedy zgodę szef klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości.

– Czyli wówczas Ryszard Terlecki.

– Tak.

– Ciągle wracamy do tego nazwiska.

– To naturalne. To przecież lider nowosądeckiej listy, w jakimś sensie teraz lider polityczny PiS na Sądecczyźnie, więc jest oczywiste, że to nazwisko będzie się przewijać.

– Pełnomocnikiem partii w regionie jest ktoś inny, nie pan Terlecki.

– Poważnie?

– Teraz to Pan sobie ze mnie żartuje…

– (śmiech)

– A Pan Wiktor Durlak nie jest pełnomocnikiem?

– Chyba formalnie w tych strukturach taką rolę pełni.

– Przecież była restrukturyzacja struktur terenowych.

– Być może później nastąpiła restrukturyzacja restrukturyzacji.

– O której pan Wiktor Durlak nie wie?

– O której może ja też nie wiem.

– Porozmawiajmy o wyborach, w których nie wziął Pan biernego udziału. To może chociaż z czynnego prawa wyborczego Pan skorzystał i wrzucił swoje głosy do urny?

– Oczywiście, że byłem w lokalu wyborczym.

– Aż mnie kusi, żeby zapytać, na kogo Pan głosował?

– Brałem przecież aktywny udział w kampanii, wspierałem jedną z kandydatek, o której uważałem, że jest takiego wsparcia warta. Mówię o Elżbiecie Zielińskiej.

– Kto wygrał wybory parlamentarne 2023?

– Jeśli popatrzymy na to matematycznie, wygrało Prawo i Sprawiedliwość. Liczby są jednoznaczne. Natomiast jeśli popatrzymy politycznie na tę kwestię, to wygrała je opozycja, bo to opozycja jest w tej chwili w stanie sformułować taką czy inną większość parlamentarną.

– Prawo i Sprawiedliwość nie jest w stanie?

– Z dochodzących w tej chwili informacji wynika, że jednak po stronie opozycji jest nadal duża niechęć do PiS, czego do końca nie rozumiem. Wiele partii składających się w tej chwili na tę opozycję demokratyczną, jak się sama nazywa, programowo jest stosunkowo blisko Prawa i Sprawiedliwości. To chyba takie podejście: „Nie, bo was nie lubię”. A ja pytam – dobrze, a gdzie dobro Polski?

– Czy Prawo i Sprawiedliwość odniosło sukces w okręgu wyborczym nr 14?

– W swoich analizach zakładałem, że straty będą.

– Starty w mandatach?

– Straty w ogóle w głosach. Zakładałem optymistycznie, że ta nadwyżka, którą mieliśmy nad ósmym mandatem, bo w 2019 r. otarliśmy się o dziewiąty mandat, brakło coś 200 głosów, pokryje te straty. Natomiast w czarnych snach widziałem stratę jednego mandatu. Ale aż takich czarnych snów, że będzie to strata dwóch mandatów, to nie miałem.

– Co się Pana zdaniem stało, że ten spadek poparcia poskutkował stratą aż dwóch mandatów?

– Tego do końca nigdy się nie dowiemy. Na pewno na to złożyło się wiele rzeczy. Myślę, że lista – z całym szacunkiem dla wszystkich, którzy z niej startowali, bo wiem, że pracowali, włożyli w to swój czas, pieniądze – nie była listą najmocniejszą. Gdy zobaczyłem tę listę, to zacząłem się zastanawiać nad nazwiskami…

– A nie znał Pan niektórych nazwisk na liście?

– Musiałem dobrze pogrzebać w pamięci, żeby je z czymś skojarzyć.

– Mówi Pan o tej dolnej części listy?

– O tej dolnej, która jest niezmiernie ważna. Jeśli ja ich nie kojarzyłem, to co mają powiedzieć wyborcy? Widać to było po głosach jakie uzyskali posłowie. Była strasznie duża różnica między uzyskanymi głosami posłów i pretendentów. Tego nie było w roku 2019. Wtedy po stronie tych, którzy nie uzyskali mandatów, zostało kilka „ośmiotysięczników”. A teraz?

– Pan z wynikiem sprzed czterech lat 11 800 dostałby teraz mandat?

– Jeśli bezpośrednio przełożylibyśmy tamte wyniki na dzisiejsze, to nie.

– Ta lista była za słaba? Słabe były nazwiska, geografia czy strategia?

– Geografia miała bardzo duże znaczenie, to było widać po powiecie limanowskim, gdzie nadmierna koncentracja lokalnych nazwisk spowodowała absolutne rozbicie głosów.

– A gorlickie? Barbara Bartuś, Jadwiga Wójtowicz, Elżbieta Zielińska.

– Podobnie. Natomiast Sądecczyzna była takim miejscem do zbierania głosów dla tych, którzy są spoza Sądecczyzny, bo tak naprawdę Sądecczyzna miała tylko dwóch poważnych kandydatów.

– Którzy zresztą posłami zostali.

– Arek Mularczyk z bardzo dobrym wynikiem, chociaż powiem szczerze, liczyłem, że będzie jeszcze lepszy.

– Cztery lata temu był lepszy.

– Tak, ale wtedy Arek był liderem listy, więc to było naturalne (…)

– A w tym roku liderem listy nie został. Ktoś, kto tę listę konstruował, nie chciał osłabiać „jedynki”?

– Może chciał ją trochę wzmocnić, ale to jest bardzo sztuczne i to się zemściło.

– A wynik profesora Terleckiego jest zaskakujący?

– Jak na „jedynkę” to wynik taki sobie.

– Chciałem Pana o pańską przyszłość zapytać. Onet napisał…

– W sierpniu napisał, że ktoś proponuje mi intratne stanowisko…

– W spółce skarbu państwa. Wybiera się Pan na intratne stanowisko do jakiejś spółki skarbu państwa?

– To była chyba taka próba dyskredytacji mojej osoby. Zawsze mówiłem – praca dla Polski, a nie dla spółek skarbu państwa. Ja wiem, jak zarabiać pieniądze. Jak chcę pracować w spółce, to sobie ją zakładam.

– Ale jest moda na spółki skarbu państwa.

– Spółki skarbu państwa zakłada państwo. A jak ja chcę być niezależnym człowiekiem dalej, to sobie sam zakładam spółkę.

– W końcówce października 2023 r. może Pan o sobie powiedzieć, że jest niezależnym człowiekiem?

– Nigdy godziny nie pracowałem na żadnym etacie, zawsze prowadziłem swoją działalność gospodarczą, kierowałem spółką, którą sam założyłem.

– Plany na najbliższy czas?

– Trochę mi zostało do wieku emerytalnego. W tej chwili muszę pomyśleć o pracy zawodowej, ale to nie znaczy, że wyjdę z działalności publicznej, społecznej, związkowej, bo dla obszarów wsi przez te osiem lat udało mi się parę rzeczy zrobić, mam na myśli przede wszystkim kwestie tworzenia prawa.

Rozmawiał Wojciech Molendowicz

Wykorzystano fragmenty rozmowy dla Regionalnej Telewizji Kablowej.

Więcej w najbliższym tradycyjnym wydaniu DTS!

Czytaj też:

Lider listy PiS przyznał, że za mało czasu spędził w nowosądeckim okręgu wyborczym

 

Reklama