DTS POLACY NA MUNDIALACH. Medal zdobyty z marszu

DTS POLACY NA MUNDIALACH. Medal zdobyty z marszu

Zachodzi podejrzenie graniczące z pewnością, że w sobotę wieczorem 10 października 1981 otworzył się raj dla spekulantów. Nagle poszły w górę, a w zasadzie powariowały, czarnorynkowe ceny wódki. Dla prawdziwych kibiców jednak nic to… Bez przydziałowej kartki, za to za pół pensji, oni po prostu musieli się tego dnia napić. Oczywistym powodem był triumf biało-czerwonych w Lipsku i jednoczesna feta z awansu do hiszpańskiego mundialu. Nie bez znaczenia był ponadto fakt, że za burtę wyrzucono ziomków parteigenosse Ulbrichta. Pal sześć, że już zupełnie wolnego od wszelakich trosk na ziemskim padole.

To był rzeczywiście fantastyczny występ drużyny Antoniego Piechniczka, zwłaszcza w pierwszej fazie koncertu. Ledwie kilka minut zaistniał na boisku Andrzej Szarmach, mimo to zdążył zaskoczyć wysokiego jak tyka Hansa-Ullricha Grapenthina. Kapitalnie spisał się Włodzimierz Smolarek, autor efektownego dubletu, choć zwłoka w dokonaniu egzekucji przy golu na 0-2 mogła przyprawić o palpitację serca. Rozegranie życiowej partii stało się udziałem Stefana Majewskiego, nigdy wcześniej i później nie wzniósł się na aż tak niebotyczny poziom. Ktoś z flaszką w kieszeni całkiem trzeźwo zauważył, że przy toaście nie wolno zapomnieć o zasługach Andrzeja Buncola. Wprawdzie nie uczestniczył w lipskim blitzkriegu, ale wcześniej w Chorzowie udowodnił niedowiarkom, że mikrusy też umieją grać głową.

*

Słupek euforycznych nastrojów poszedł wkrótce jeszcze wyżej, równo z newsem znad La Platy. W Buenos Aires Polska była wprawdzie długo pod kreską, w końcu jednak zdumiewająco szybko odesłała z kwitkiem Argentynę, ówczesnego mistrza świata (2-1). Do znów skutecznego Buncola dołączył rewelacyjnym lobem z wolnego „Zibi” Boniek, a wszystkim wysłano całkiem czytelny sygnał, że naprawdę rośniemy w siłę. 13 grudnia 1981 nastąpiła zupełna przerwa na łączach. Zapadła głucha cisza, wszędzie… W kontekście polskiej reprezentacji na mundial również. Do chwili rozpoczęcia Espana ’82 ekipa Piechniczka nie rozegrała choćby jednego meczu towarzyskiego, co w historii mistrzostw świata pewnikiem na wieki wieków pozostanie ewenementem. A jeśli dodać do tego, że wróciła z medalem…

*

Jego zdobycie rodziło się w bólach, nie brakowało kontrowersji natury personalnej. Z „Tonim” Piechniczkiem nie umieli znaleźć wspólnego języka Jan Tomaszewski i Antoni Szymanowski. Albo odwrotnie. Duże wątpliwości towarzyszyły nominacji na mundial Piotra Skrobowskiego, figurującego na L4. A już w trakcie imprezy doszła do tego tzw. „sprawa Szarmacha”, który wkroczył do akcji dopiero w finalnej fazie imprezy. Ale nie tylko nad personaliami kreślono duże znaki zapytania. Bo w żadnej z dwóch pierwszych gier Polacy nie przekonali, bezbramkowe remisy z Italią i Kamerunem przyjęto sceptycznie. Przełom nastąpił przeciwko Peru, z zaaplikowanych pięciu goli Ramonowi  Quirodze najbardziej zapadła w pamięć iście „brazylijska” wymiana podań między Bońkiem i Buncolem. A i trudno było przecenić umiejętność podjęcia optymalnej decyzji przez Grzegorza Latę, gdy niemal z połowy boiska posyłał piłkę do siatki.

*

Przy kanonadzie kosztem „Czerwonych Diabłów” jubileusz Laty (setny występ) musiał zejść na dalszy plan wobec hat tricku Bońka. Udawało się wszystko, nawet kiks Janusza Kupcewicza przeobraził się w asystę drugiego stopnia przy golu „Zibiego” na 2-0. Zdaje się, że to akurat w tym meczu zwariował od nadmiaru wrażeń realizator transmisji, myląc Piechniczka z kierownikiem reprezentacji, Edwardem Kucowiczem. Na drodze stawała Rosja, choć wtedy jeszcze pod starym szyldem ZSRR.

Mało kto, może nawet nikt, dbał na boisku o symbole tak jak Smolarek. On dawał gwarancję hartu ducha i wiary w siebie, przy okazji inspirując kolegów i widzów do identycznych postaw. Wielekroć przywoływana scena z ostatnich sekund meczu ze Związkiem Radzieckim w Barcelonie ani chybi właśnie stanowiła symbol. Smolarek niewątpliwie chciał tej walki z Rosjanami, choć stwierdzenie, że pragnął tej walki szczególnie w chwili stanu wojennego może być przesadne. Niemniej liczyło się dla milionów to, co dzięki Smolarkowi mogły zobaczyć w tamtej sytuacji. Polaka stającego okoniem wobec „Ruska”, który co najwyżej był w stanie skoczyć rywalowi „na wentyl”. Jak wobec gestu Władysława Kozakiewicza, nigdy nie zazdrosnemu Smolarkowi o plagiat.

*

Podobnych przypadków, choć zazwyczaj już z dala od politycznego kontekstu, było w karierze Smolarka znacznie więcej. Ma stuprocentową rację Zbigniew Boniek, na pożegnanie Przyjaciela wyrażający pewność, że u Jego boku można było iść na wojnę. Włodzimierz Smolarek uwielbiał walkę na różnych frontach. W Liverpoolu, gdzie wcale nie wystraszył go ryk „The Kop”. W Atenach, choć jeszcze na połowie boiska był cięty równo z trawą. W Lipsku, tam dwukrotnie zwiał enerdowskim służbom specjalnym. No i oczywiście w Łodzi, gdzie jak najbardziej słusznie i całkowicie zgodnie z prawdą postrzegano w nim widzewskiego herosa.

Kto się spodziewał, że to właśnie Smolarek pierwszy opuści szeregi medalowej drużyny Antoniego Piechniczka z Espana ’82? Akurat On, bodaj najsilniejszy i najwaleczniejszy z tej walecznej armady? On, w trakcie wspaniałej kariery prawdziwy okaz zdrowia? Nie mamy pojęcia jakie licho w nas siedzi. Bywa, że odzywa się ono całkiem znienacka. W środku nocy, po której powinien nastać piękny poranek. We śnie, który niestety już nie jest snem. Smolarek uciekł nam za chorągiewkę boiska raz jeszcze i niestety była to droga bez powrotu…

*

W Hiszpanii w rewanżu z Italią musiało zabraknąć Bonka, więc tym bardziej w półfinale powinno znaleźć się miejsce dla Szarmacha. Pozostając w przyjacielskich stosunkach z Piechniczkiem do tej pory nie jestem w stanie zrozumieć tamtej decyzji „Toniego”. Ale nie tylko Piechniczek pomylił się. Również legendarny Gerard Cieślik rzucił na łamach „Sportu” przepowiednię, że zostaniemy mistrzami świata. Nie zostaliśmy (0-2), ale kończący imprezę mecz z Francją został wygrany (3-2). M.in. dzięki Szarmachowi, którego mina po strzeleniu gola mówiła wszystko: on nie przebaczył Piechniczkowi. A przecież sukces i tak był ogromny, odniesiony w ekstremalnie trudnych warunkach i per saldo wystawiający selekcjonerowi wyśmienite referencje. Powinien o tym pamiętać każdy, z Szarmachem włącznie.

*

A Włosi ostatecznie sięgnęli po tytuł, pod wodzą od jedenastu lat sprawującego urząd Enzo Bearzota. On dostarczył namacalnych dowodów jak istotne znaczenie podczas mundialu ma umiejętność biegu długodystansowego. Tu nie wystarczy błyskawiczny sprint na starcie, zdecydowanie bardziej liczy się umiejętne rozłożenie sił na finiszu. Im bliżej mety, tym lepiej czuł się Paolo Rossi, a wraz z nim cała drużyna. Łącznie z Bearzotem, który na ostatnich metrach dystansu coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że również dla niego to impreza życia.

*

Czy wygrała mundial drużyna najsilniejsza? Węgierski wunderteam Gusztava Sebesa olśniewał, holenderska reprezentacja Rinusa Michelsa zachwycała totalnym ogarnianiem problemu, trel brazylijskich „kanarków” Tele Santany też był cudowny. A jednak wszystkie te bez wątpienia wielkie postaci przegrały w chwilach próby najważniejszej. Santana wykreował i przywiózł do Hiszpanii oszałamiającą drużynę. Lekarza Socratesa słusznie miano za mistrza zdalnego sterowania akcjami, obwołany „drugim Pelem” Zico był wtedy chyba najlepszym piłkarzem całego globu, Eder wnosił inwencję, Falcao wysoki stopień uniwersalizmu, Toninho Cerezo siłę atlety, Junior także plasował się na topie. Za to miała ta drużyna słabego bramkarza, choć stawianie Valdira Peresa w roli jedynego winowajcy słynnej porażki z Italią (2-3) wciąż wydaje się dużym uproszczeniem.

*

Dla wyznawców prostackiej teorii, że w sporcie liczy się tylko wynik kompletnie przestało mieć znaczenie to, co Santana zostawił po sobie. Podczas „Espana ’82” objawiła się drużyna wprawdzie przegrana na chwilę, za to wielka w ponadczasowym aspekcie. Być może nawet najwybitniejsza w całej historii futbolu, choć żadna faktografia nigdy tego nie uwiarygodni. Ale pozostaną skojarzenia. Ze „smakiem wiatru” i z osobą wielkiego trenera.

JERZY CIERPIATKA

Specjalne wydanie DTS POLACY NA MUNDIALACH dostępne bezpłatnie pod linkiem:

Reklama