Coś mądrego do jedzenia

Coś mądrego do jedzenia

Jedzenie? Nic prostszego, przecież jeść każdy potrafi. Nic bardziej błędnego. Jeść z głową to prawdziwa sztuka. Dlatego tytuł książki Mikołaja Choroszyńskiego „Dieta mind” można odczytać podwójnie – jeść mądrze, czyli tak, by tym co jemy dobrze odżywiać nasz mózg.

Myślałeś Drogi Czytelniku, że jesz głównie po to, by zasilić energią do pracy swoje ręce oraz nogi, żeby do tej pracy cię zaprowadziły? No więc mądrze odżywiać się potrzebuje przede wszystkim nasz mózg – ów tytułowy „mind”. Jeśli on będzie głodny, albo zamulony śmieciowym jedzeniem, to kto wyśle do rąk sygnał, by wzięły się do roboty, kto wyda nogom rozkaz, by pobiegły do sklepu po… coś mądrego do jedzenia.

Jeśli śmiejesz się z tego, co tu czytasz, to znaczy, że Twój mózg broni się jeszcze przed ważnymi informacjami o prawdziwie wartościowym jedzeniu. Wypiera takie informacje. A broni się, bowiem jest zapewne uzależniony od cukru, tłuszczów i innych szkodliwych dla niego substancji, które w krótkim dystansie wydają się być źródłem przyjemności, ale w długiej – wieloletniej perspektywie – zapewne okażą się jednak źródłem katastrofy, która nadciąga nad Twoją głowę z każdym kolejnym przeżuwanym kęsem byle jakiego jedzenia. O szczegółach opowiadał osobiście w Nowym Sączu autor „Diety mind” Mikołaj Choroszyński podczas spotkania zorganizowanego przez Fundacją „Tu i teraz. Oswajamy Alzheimera”. Nie przypadkiem to ta Fundacja zaprosiła do dyskusji o naszej codziennej diecie. Nieodpowiednia zawartość naszego talerza, to ogromna szansa m.in. na wiele chorób cywilizacyjnych, w tym m.in. Alzheimera.

Z mądrym jedzeniem jest oczywiście tak, jak z wieloma innymi aspektami naszego życia, które wymagają pewnej fatygi. Oczywiście wiemy, że aktywność fizyczna jest korzystna dla naszego organizmu, ale bardzo niewiele osób zmusza się do takiej aktywności. Wiemy, że wysypianie się jest dla nas dobre, a unikanie nadmiaru elektronicznych bodźców szkodliwe, a wielu i tak woli zarwać noce przed komputerem lub telewizorem. Wiemy, że alkohol nie jest korzystny dla naszego organizmu, ale przy każdym kolejnym kieliszku lubimy wołać: „na zdrowie”. Można tak wyliczać w zasadzie bez końca, tylko po co, skoro wszyscy wiedzą, co jest dla ludzkiego organizmu dobrego, a co złe, a i tak większość ludzkości robi dokładnie odwrotnie.

Dlatego książka „Dieta mind” jest raczej dla świadomych i wytrwałych, których wierzą, że warto zadać sobie trochę trudu przy komponowaniu swojego jadłospisu. Kto uważa, że przy stole wszystko wolno, niech nie zawraca sobie głowy detalami. Bo właśnie z detali składa się końcowy sukces. Co będzie takim sukcesem? Długie życie w dobrej formie. Długie życie nie jest w dzisiejszych czasach czymś wyjątkowym, a już z pewnością średnia długość życia wydłuża się. Sztuka polega na tym, żeby w parze z długością życia szła jego jakość. Czyli długie życie – tak, ale jednocześnie życie w sprawności umysłowej i fizycznej. Jeśli chcesz swoje wydłużone życie spędzić w poczekalniach u lekarzy wszelkich specjalności – a głównie onkologów, kardiologów, neurologów czy ortopedów – to faktycznie nie czytaj tej książki. Nie rozmawiaj o diecie z facetami pokroju Mikołaja Choroszyńskiego.

No chyba, że się trochę przestraszyłeś i zrobiło na Tobie wrażenie proste zestawienie z tej książki, które mówi, iż długość ludzkiego życia zależy od: służby zdrowia – w 10 procentach, od czynników genetycznych – w 16 procentach, od środowiska w jakim żyjemy – w 21 procentach i od naszego stylu życia – w 53 procentach. A co to jest ten styl życia? No właśnie odżywianie, aktywność społeczna, relacje międzyludzkie (rodzinne, towarzyskie, zawodowe), regeneracja czyli dobry sen ,a także aktywność fizyczna, ale chyba jednak coś więcej niż tylko spacer i podlewanie grządek w ogródku. A co jest wrogiem naszej długowieczności – oprócz stresu, fatalnego środowiska za oknem, dymu papierosowego, alkoholu, złych relacji z otoczeniem… No właśnie tłuszcz, cukier, czerwone mięso, żółty ser…

Wszystkiego wymieniać nie będziemy, bo książka „Dieta mind” jest po to, by ją przeczytać (i zastosować przeczytane w praktyce), a nie po to, żebyśmy ją tu streszczali. Smacznego.

Wojciech Molendowicz

Reklama