Brukowiec Sądecki: Odpal se race

Brukowiec Sądecki: Odpal se race

BOMBOWA SPRAWA. Jak wiadomo styczeń jest w Nowym Sączu miesiącem piromanów, miłośników  fajerwerków i sztucznych ogni. Zaczyna się 1 stycznia o północy, kiedy wszyscy lubią sobie postrzelać. Dziecinada. To dzisiaj, ale kiedyś strzelanie było o niebo głośniejsze. Dla przykładu 2 stycznia 1946 r. około godz. 20. w samym centrum Nowego Sącza huknęło tak konkretnie, że spadł z cokoła odsłonięty miesiąc wcześniej pomnik żołnierzy radzieckich. Gruba sprawa, sami przyznacie. Fajerwerki przeznaczone dla dużych chłopaków odpalił oddział Armii Krajowej Stanisława Piszczka. Huk był tak głośny, że usłyszał go w Moskwie towarzysz Józef Stalin. Podobno podniósł głowę znad mapy świata, nadstawił ucha i pogładził wąs. Na szczęście musiał być czymś bardzo zajęty – gapa! – bo nie kazał z tego powodu przenosić Nowego Sącza w stepy Kazachstanu. Ale mielibyśmy dzisiaj widok z okna redakcji. Całkiem płasko. Poza tym robota partyzantów psu na budę się zdała, bo pomnik szybciutko odbudowano i stał sobie przy al. Wolności równiutkie 69 lat. Do jego powtórnego unicestwienia nie była już potrzebna konspiracyjna akcja. Wystarczyła koparka.

Ale największe styczniowe bum wstrząsnęło miastem 18 stycznia 1945 r. o godz. 5:20. W powietrze wyleciał sądecki zamek i kawałek najbliższego sąsiedztwa. Fajne piro było – jak mawiają kibice. Ale tak po prawdzie to nie bardzo wiadomo po co 17-letni Witold Młyniec podłożył tam ładunek wybuchowy. Przecież wystarczyło cierpliwie poczekać, aż Niemcy spakują ciepłe gacie i uciekną pod pierzynę do swojej Helgi. Głupio wyszło tak własny zabytek wysadzać. Może wystarczyło w książce przeczytać, że on jest pod ochroną. Jakby nie wyrywność chłopaków mielibyśmy zamek do dziś, a tak to już pół wieku gadamy, że trzeba go obudować. Jak to zwykle w takich sprawach – wystarczyło nie burzyć.

(huk)

Więcej historii z przymrużeniem oka znajdzieś w specjalnym dodatku – „Brukowiec sądecki” w najnowszym numerze DTS (dostępny bezpłatnie pod linkiem):

Reklama