4. Sącz Jazz Festival: O.N.E. – surowość i empatia [RELACJA]

4. Sącz Jazz Festival: O.N.E. – surowość i empatia [RELACJA]

Cztery wyraźne osobowości sceniczne, młode, choć doświadczone i z niemałym dorobkiem koncertowym. Cztery charaktery i temperamenty o zbliżonej chłodnej barwie, ale różnych odcieniach, które idealnie łączy muzyka – jedna muzyka – o szerokim spektrum stylów improwizowanych, bez ram i ograniczeń i tam oczywiście, gdzie mogą nie zaistnieć.

Jak wybornie działa to połączenie lodu, surowości, ale i niewyczerpywalnych pokładów empatii, starosądecka publiczność mogła przekonać się podczas drugiego weekendu – drugiego wieczoru 4. edycji Sącz Jazz Festival. O.N.E. w składzie: Monika Muc (skasofon), Pola Atmańska (fortepian), Kamila Drabek (kontrabas) i Patrycja Wybrańczyk (perkusja) zaprezentowały w różnych konfiguracjach przekrój własnego repertuaru z najnowszego wydawnictwa „Entoloma” (2022). Główny set zamknął się w sześciu kompozycjach: „Siberia”, „I See You”, „Ute”, „Awa 1”, „Bilet”, „Entoloma sensu lato”, które dopełniła swoista coda – „Walc majowy” – niepublikowany wcześniej utwór autorstwa Wybrańczyk.

Monika Muc | fot. Aneta Wójcik

Gdybym miał porównać z zeszłotygodniowym JAH Trio (relacja TUTAJ), występ dziewczyn charakteryzował się większą żonglerką nastrojami i elementami języka muzycznego – subtelnego, medytacyjnego z początku, z fragmentami pozostającymi w swoistym bezruchu, wręcz odrętwieniu. Dawał też wyraz fascynacji impresjonizmem, tym zimowym, ostrym, tnącym, ale o subtelnych pociągnięciach. Jazz w wykonaniu O.N.E. z klasycznymi odniesieniami, parafrazami i echami występował, lecz którego elementarność należy postrzegać zaledwie jako wprawkę do całości rozciągniętego do rozmiarów suity setu – komedowskiego, pobudzającego wyobraźnię ilustracyjnością i poetyckością przekazu. Najbardziej obrazowo w temacie zachowywał się szepczący na domknięcie kompozycji „Ute” i „Bilet” saksofon Muc, niczym ostatnie tchnienie, objęcie i ciepła dłoń na zmrożonym policzku z kojącym szeptem do ucha, że już dobrze, że koniec.

Indywidualności – to na pewno. Choć dla mnie O.N.E. to przede wszystkim kolektyw. Team nieprzejednanych eksperymentatorek w poszukiwaniu funeralnego spokoju, poddania się i odpuszczenia tego, co tak bardzo nasze i z czym nie sposób się pogodzić. Swoistym wytrychem użytym do tworzenia ich własnych opracowań muzycznych jest jazz, z całą jego paletą chłodnych kolorów oraz różnorodności ich odcieni i wykończeń. Eklektyzmem i bogactwem form. Przy czym absolutnie nie chodzi o to, by tym wytrychem otworzyć wszystko, co możliwe, a tylko te sekretne, być może trudne dla siebie i słuchacza pasaże – ze względów kulturowych lub osobistych, gdyż być może przyjdzie dowiedzieć się o sobie czegoś, czego niekoniecznie chciałoby się dowiedzieć lub usłyszeć coś, do czego niełatwo jest wracać – drzwi i przejścia dawno zamknięte, obrosłe pajęczyną i patyną.

Patrycja Wybrańczyk | fot. Aneta Wójcik

Z jednej strony zazdroszczę, z drugiej – współczuję. Dziewczyny podejmują się na co dzień questów piekielnie trudnych w realizacji i przełożeniu. Przede wszystkim dlatego, iż intencjonalnie oryginalna awangarda musi zadziałać na słuchającego wyobrażeniowo. O ile styl, z definicji obdarzony najhojniej formalnie, ma do tego wszystkie wymagane atrybuty, stwarza jednocześnie największe ryzyko zerwania tego, co w muzyce najważniejsze – namacalny kontakt z krytyką i słuchaczami.

Monika Muc, Pola Atmańska, Kamila Drabek i Patrycja Wybrańczyk udowodniły swoim występem, że jednak można mieć ciastko i zjeść ciastko. Pracując nad materiałem zawartym na albumie „Entoloma”, któremu poświęcony był cały set, z uwagą i wyobraźnią otwierały tylko te fragmenty, które dawały pole do osobistych interpretacji i improwizacji. Poruszają się w tych przestrzeniach z wielką swobodą, ale okupioną trudem odchorowywania tego wszystkiego, co dają swojej publiczności, o czym mogły poświadczyć słowa perkusistki na zakończenie głównej części koncertu (a dokładnie w przerwie przed wykonaniem ostatniej kompozycji „Entoloma sensu lato”).

Sobotni występ O.N.E. to był trans, pasmo nieustających pytań, odpowiedzi i zaskoczeń. Muzyka błyskotliwa, czyżby punk kulminacyjny tego festiwalu? Za wcześnie wyrokować, ale jedno trzeba dziewczynom oddać. Łączy je coś pięknego, niezwykła empatia, która objawiła mi się w spontanicznie kreowanych improwizacjach, wyczuciu przestrzeni, nastroju i barwy. W całości O.N.E. zaprezentowały spójną, płynną, trudną formalnie opowieść, którą stopniowo wygaszały, kończąc spokojną emanacją surowości, skupienia i liryzmu – pięknym „Walcem majowym”. Jeden z bardziej magicznych momentów tego wieczoru i być może wszystkich edycji Sącz Jazz Festival.

 

Fot. Aneta Wójcik/Jan Leśniara

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama