25 lat bez województwa nowosądeckiego. Rafał Matyja: Lokalne elity przespały zmianę

25 lat bez województwa nowosądeckiego. Rafał Matyja: Lokalne elity przespały zmianę

Ćwierć wieku temu wszedł w życie nowy podział administracyjny. Na mapie pojawiły się duże województwa. Nie do końca sensownie wytyczone: prawdę mówiąc zbudowane na zgniłym kompromisie między ówczesną koalicją AWS-UW a prezydentem Kwaśniewskim. Prezydent chciał siedemnastu, rząd gotów był na piętnaście. Prosta arytmetyka wskazała kompromisową liczbę. Równocześnie 1 stycznia 1999 roku, 31 miast straciło status wojewódzki. Podarowany jeszcze w czasach Edwarda Gierka. W dobrym – chciałoby się rzec – momencie, bo w systemie centralnego planowania gospodarczego status taki był wyjątkowo cenny. Do miast wojewódzkich szły inwestycje, tworzono instytucje, rozszerzano ich granice. Z dużych miast powiatowych miały stać się centrami nowych regionów. Nie wszystkim to się udało: Ciechanów, Sieradz czy Tarnobrzeg nie zmieniły swojego miejsca w sieci osadniczej. Jednak Nowy Sącz, Tarnów czy Bielsko-Biała uzyskały realną pozycję ośrodków subregionalnych.

Pozycję, którą nowa mapa administracyjna kompletnie zgubiła. Na ćwierć wieku, a może więcej. Bo też elity tych miast nigdy nie zawarły jakiegoś paktu na rzecz stworzenia wyróżnionego statusu. Może nie wszystkich trzydziestu jeden, ale z pewnością dwudziestki. Ten status mógłby oznaczać perspektywę inwestycji centralnych, lokowania istotnych instytucji kulturalnych czy akademickich, pierwszeństwo w budowaniu połączeń komunikacyjnych. Nikomu nie trzeba mówić, że takie wyróżnienie byłoby niezwykle cenne. W zasadzie z całego pakietu, który można było uruchomić – zrealizowano tylko Państwową Wyższą Szkołę Zawodową. A resztę odłożono na kiedyś. Wraz z utratą statusu miasta te straciły impet rozwojowy, dość przypomnieć, że lata 90. to okres rozwoju znanych w skali kraju ogólnopolskich firm, rozpoznawanej szeroko prywatnej uczelni, silnego lobby w parlamencie. Wystarczy porównać garnitur instytucji publicznych wojewódzkiego Opola z tym, którym dysponuje równy liczbą ludności Tarnów.

Do dziś nie rozumiem, dlaczego wśród dziesiątków dziwnych zespołów parlamentarnych nie znalazł się taki, który wziąłby na siebie lobbing w tej sprawie. Tak jakby lokalne elity przespały zmianę. Fakt: od czasu do czasu pojawiał się na sali sejmowej postulat utworzenia nowego województwa, a to częstochowskiego, a to środkowopomorskiego. Ale przecież nie o to chodzi. Stare województwa nie wrócą, także dlatego, że część ich mieszkańców postrzegałaby to jako stratę. Nie przekonamy Podhala do tego, że lepsze od małopolskiego będzie dla nich nowosądeckie. Podobnie rzecz się ma z Bielskiem i Cieszynem, z Tarnowem i Bochnią. Z każdym innym miastem. Ale wprowadzenie szczególnych rozwiązań dla 20-30 ośrodków nie wymaga zmian na mapie, a przynajmniej – nie tworzenia nowych województw. Mogłoby być częścią innej zaniedbanej części reformy: budowy związków metropolitalnych w największych aglomeracjach. W ten sposób silniejszy status uzyskałby nie tylko Kraków, ale także Sącz i Tarnów. I to niczyim kosztem. Bo dla Podhala czy Śląska Cieszyńskiego najważniejszy był fakt, że ćwierć wieku temu na mapę wróciły powiaty.

Zresztą w tym akurat przypadku wszystko zaczęło się w Nowym Sączu. Mało kto pamięta, ale jednym z pierwszych kroków reformy administracyjnej był pilotaż powiatowy, rozpoczęty pod hasłem Miejskiej Strefy Usług Publicznych, zaprojektowanej i kierowanej przez Rudolfa Borusiewicza. Pilotaż zakończył się powodzeniem, ale rezultatów nigdy nie wprowadzono do końca. Rozdzielono bowiem powiat od miasta, które leżało w jego centrum. Nowy Sącz dostał bowiem – wraz z innymi byłymi miastami wojewódzkimi – niejako na pocieszenie status miasta na prawach powiatu. Trochę dobrze, a trochę źle. Dobrze, bo w ten sposób prezydent nie musi kłócić się ze starostą o przebiegające przez miasto drogi powiatowe. Źle – bo zarządzanie częścią usług publicznych odbywa się oddzielnie nawet wtedy, gdy praktyka podpowiada inne rozwiązanie.

Ćwierć wieku minęło, zebraliśmy doświadczenia, zyskaliśmy nowe argumenty. Pytanie, czy pojawi się na scenie politycznej postulat wykonania istotnej dla miast takich, jak Nowy Sącz korekty? Czy lokalne elity dostrzegą w tym swoją szansę i czy znajdą partnerów w nowym układzie politycznym w parlamencie? Czy też do sprawy wrócimy za kolejne ćwierć wieku?

*Autor jest historykiem i politologiem, dr hab. Nauk społecznych, twórca i wieloletni prodziekan Wydziału Studiów Politycznych Wyższej Szkoły Biznesu NLU w Nowym Sączu, obecnie profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Czytaj też:

Od 25 lat nie ma województwa nowosądeckiego. Tęsknota pozostała. Rozmawiamy z Lucjanem Tabaką,…

Reklama