Zapach róż i posmak morza pośród ciemnego lasu

Zapach róż i posmak morza pośród ciemnego lasu

Kiedy po raz pierwszy usłyszałem Oskara Cenkiera na żywo, zapłakałem – prawdziwie i w duchu. Było to poczucie, że kolejna gwiazda spadła dla obecnych i przyszłych pokoleń.

Czy zdążyli pomyśleć życzenie? Nie wiem – było już późno. Ja zdążyłem. Poczułem słodki zapach róż i posmak morza pośród ciemnego lasu. Miałem wrażenie, że gdziekolwiek bym się wtedy nie udał, odnalazłbym piękno. I choć to do końca nie jest pewne, chcę wierzyć, że mógł być to moment osobistego oprzytomnienia, początek mozolnego przepoczwarzania się z krytyka w entuzjastę i przyszłego autora. Nie omieszkałem się do tego przyznać, kiedy spotkaliśmy się w „Spóźnionym Słowiku”, a było to 13 kwietnia, chwilę przed koncertem w duecie z Miłoszem Skwirutem. Przyznałem się nie wprost, ale tak. I jeżeli tak rzeczywiście być mogło, jestem mu do reszty zobowiązany.

Dzisiaj jestem lepszy, wszystko się mieści w głowie. Stwierdziłem, że odpuszczam. Że odpuszczanie jest najlepszym sposobem, by sobie pomóc, a udzielanie rad zamieniłem w słuchanie. Przypuśćmy, że ktokolwiek wsłuchałby się w moje sugestie i odniósł sukces. Komu przypisać laur zwycięstwa? Sobie czy im? Jeżeli sobie, czy nie dopuściłem się właśnie kradzieży? Przypuśćmy, że moje rady okazałyby się nietrafione. No cóż, oni za to płacą, a ja będę mógł jedynie przeprosić i oddalić się w poczuciu wstydu. Koncert połowy kwietnia na sądeckich plantach przywrócił mi tę osobę. Oskara. Jego atmosferyczną muzykę z pogranicza jawy i snu. Tę noc. To oprzytomnienie. Ten słodki zapach róż i posmak morza pośród ciemnego lasu. I znowu opętało mnie to przemożne uczucie, że gdziekolwiek bym się wtedy nie udał, odnalazłbym piękno.

Ten i inne felietony przeczytasz w najnowszym wydaniu DTS – za darmo pod linkiem:

Reklama