Tom Cruise nie wysadzi w powietrze 111-letniego mostu kolejowego w Pilichowicach. Zanim Cruise założy ładunki wybuchowe na moście, tamtejszy konserwator zabytków zdąży wpisać most do odpowiedniego rejestru i tym samy zgasi tlący się już lont destrukcji.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, ale sprawa się na tym nie zakończyła. Wiadomo, że amerykański aktor musi sobie coś wysadzić w powietrze, bo inaczej jego życie traci sens, a film „Mission: Impossible” nie będzie miał dalszych odcinków.
Nie jest lekko być takim Tomem Cruisem. Ludzie w pracy kawkę wypiją, papiery poprzesuwają po biurku, a on musi coś wysadzić. Przechlapane być gwiazdą w Hollywood, nie zazdrościmy ci Tomek.
Most w Pilichowicach niby uratowany, ale od czego pomysłowość rodaków. Ponoć Tom Cruise został zasypany listami z całej Polski pocieszającymi go, żeby się nie załamywał, bo przecież kraj jest duży i na pewno znajdzie się coś, co można fajnie wysadzić. No i posypały się propozycje obiektów, nad którymi amerykański przystojniak mógłby się pochylić. Jak się nieoficjalnie dowiedziały „Marginałki” ponoć jeden z listów jakie przyniósł listonosz Cruisowi, został wysłany aż z Rytra. Anonimowy nadawca zaprasza dzielnego agenta w dolinę Popradu, by podjął się Mission Impossible i uporządkował miejscowy krajobraz. Może Paramount Pictures chciałby nakręcić fajną scenę w centrum miejscowości, przy głównej drodze, wykupując wcześniej na potrzeby scenariusza pewien budynek. Każdy zarobi, wszyscy będą zadowoleni, a Rytro sławne.
No i na koniec taka piękna scena, którą zobaczy cały świat – Tom Cruise wskakuje do flisackiej tratwy firmy Centrum i odpływa z wartkim tego roku nurtem Popradu w kierunku swojej nowej misji niemożliwej do wykonania. Całość ubezpiecza ze swojego legendarnego kajaka Andrzej Górszczyk. A Rytro zyskuje nową atrakcję, którą przyjeżdżają oglądać miliony turystów. Cięcie.
Wojciech Fulon
