To je Maja i jest jemaja

To je Maja i jest jemaja

W wolnym czasie, dla relaksu, można uprawiać spinning, skakać ze spadochronem albo zająć się misternym rękodziełem. Dla Elżbiety Solewskiej z Nowego Sącza żadna z tych pasji nie jest obca, ale dziś opowiemy o tej ostatniej. A konkretnie o kanzashi.


Kanzashi

Kanzashi to japońska sztuka tworzenia ozdób do włosów. Dzięki niej można wyczarować bajeczne kwiaty czy motyle, używając zaledwie kilku metrów wstążki satynowej. Elżbieta Solewska zobaczyła tę sztukę w internecie i od razu straciła dla niej serce. Właściwie od dzieciństwa traciła serce do różnego typu rękodzieła. Bransoletki wyplatane z muliny, haft krzyżykowy, szydełkowanie, wreszcie kanzashi… Pierwszą robótkę w tej technice zrobiła przed dwoma laty dla córeczki Hani. To był motyl ze wstążek satynowych na elastycznej opasce – idealna ozdoba na chrzest. Można powiedzieć, że wraz z narodzinami Hani narodziła się jemaja. Bo z jemają to było tak…

Jemaja

Gdy przyszła na świat Hania, naturalnym odruchem mamy była chęć strojenia córeczki. Tworzyła więc spinki, gumki i opaski z kolorowymi motylami i kwiatami. Starszy synek Antoś, wówczas dwulatek, będący na etapie oglądania „Pszczółki Mai”, widząc motyle tworzone przez mamę, wołał: – Je Maja! (w tłumaczeniu na język dorosłych: To jest Maja!).

– Gdy później myślałam o nazwie marki, przyszedł impuls. Oczywiście, że jemaja! Przecież tak na te ozdoby woła Antoś – wspomina pani Ela.

Tutoriale

Marka szybko zyskała popularność.

– Po kilku tygodniach wrzuciłam na Facebooka informację, że tworzę takie rzeczy. Okazało się, że jest spore zainteresowanie. Znajomi zaczęli pytać, czy nie zrobiłabym dla nich czegoś – opowiada Elżbieta Solewska.

Posypały się zamówienia. Powstała marka. Ale najważniejsza była oczywiście pasja. Tworzyła więc tutoriale, ucząc innych wykonywania kanzashi. Później były live’y – filmiki na żywo, w czasie których zainteresowane osoby mogły obserwować, jak wykonuje daną rzecz i ją naśladować. Obecnie profil ma 4 tys. fanów.

Stawiam na wartościowych i zaangażowanych fanów. Tylko dzięki takim mogę się rozwijać. Dzięki tym kontaktom poznaję innych ludzi z pasją, podziwiam ich kunszt, podpowiadamy sobie jak coś wykonać. Na FB organizuję konkursy, angażuję swoją społeczność, to dodatkowy atut marki jemaja.

Niedawno jedna z wiodących firm produkujących narzędzia zwróciła się do niej z ofertą współpracy. Przygotowała na ich nową platformę już dwa filmy, w których, pracując na produktach marki, wykonuje swoje rękodzieła. Ale to nie koniec, ponieważ docelowo powstanie cała seria filmów poświeconych rękodziełu jemaja.

Świat pasji

Jemaja w sierpniu będzie obchodzić drugie urodziny. A że to, co powstaje, jest robione z serca, dla twórczyni ważne jest właśnie dzielenie się sercem. Dlatego jemaja co roku wspiera potrzebujące dzieciaki, na rzecz których oddaje swoje wyroby na licytacje charytatywne.
Jak podkreśla Elżbieta Solewska, jemaja nie jest pracą zarobkową.

– To hobby. Marka, która może kiedyś będzie rozpoznawalna, ale na razie to mój świat pasji. Zresztą ktoś mądry kiedyś powiedział: „Jeśli kochasz coś robić, nie zakładaj w tym kierunku firmy, żeby nie stracić do tego serca” – zgadzam się z tym stwierdzeniem w całej rozciągłości.

Pasjonatka na co dzień pracuje w firmie Wiśniowski. Jest specjalistką ds. komunikacji marketingowej. Po pracy zajmuje się domem i dwójką dzieci. Dopiero późnym wieczorem ma czas dla siebie. Wtedy siada do swoich kanzashi.

Jak się robi kanzashi?

Są więc motylki, kwiaty, w tym takie na specjalne zamówienie, odwzorowujące te rzeczywiste. Są też świąteczne śnieżynki i anioły. Twórczyni najbardziej dumna jest z girlandy z gwiazdami. Kosztowała ją ponad 9 godzin pracy, wykonana jest z 86 płatków i ma ponad pół metra długości. Jak się tworzy takie cudeńka?

– Podstawą jest wstążka satynowa. Jakość wstążki ma ogromne znaczenie, im lepsza jakość tym łatwiejsza praca, ale też lepsze, bardziej dopracowane i eleganckie wyroby. To z niej tworzy się pojedyncze płatki, a z nich składa się konkretny wzór. Niezbędne są również: nożyczki do przycinania w odpowiednich miejscach, opalarka, którą przypala się wstążkę, dzięki czemu zachowuje ona docelowy kształt, cyrkonie i oczywiście pistolet z klejem na gorąco, żeby płatki odpowiednio ze sobą skleić. Taki motylek przy precyzyjnym, starannym wykonywaniu to około godzina pracy – tłumaczy Elżbieta Solewska.

Tym, którzy chcą spróbować swoich sił, pani Ela radzi: – Każde początki są trudne, ale bez nich nie przejdzie się dalej. Jak przypomnę sobie swoje pierwsze prace i porównam je z tym, co robię teraz, to z uśmiechem mówię, że widać, że wtedy zaczynałam. Tych, którzy chcą spróbować, zapraszam choćby do mnie na profil. Są tam filmiki instruktażowe, można z nich bezpłatnie skorzystać. Istotne jest tylko to, że zabierając się do rękodzieła, trzeba mieć ogromne pokłady cierpliwości…

Cierpliwość

– Praca nad rękodziełem to okazja, żeby się wyciszyć, uspokoić, zebrać myśli, przetrawić codzienność. To chwila relaksu, ale też okazja do oddania kawałka siebie, zwłaszcza gdy tworzy się coś dla bliskich. Każdy wykonywany przedmiot jest unikatowy, niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju – tłumaczy pani Ela. – My, rękodzielnicy, mamy wizję, pomysły i pokłady emocji, które przekazujemy poprzez tworzenie. Ja inspiracje czerpię… z życia codziennego. Jestem matką i żoną, dzięki czemu wiem, co to miłość. Mam stałe zatrudnienie, dzięki czemu wiem, co to zadaniowość i odpowiedzialność. Jestem panią domu, więc wiem, co to porządek i harmonia. Te wszystkie doświadczenia można znaleźć w moich pracach. A szaleństwo i kreatywność? Te pojawiają się, gdy odważę się zrobić coś zwariowanego, nieszablonowego. To wszystko dodaje mi skrzydeł – puentuje.

Czytaj „Dobry Tygodnik Sądecki” (kliknij i pobierz bezpłatnie):

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama