Tęsknota emigrantów

Tęsknota emigrantów

Letnia kanikuła jak co roku sprzyja przyjazdom „do starego kraju” polskim i żydowskim emigrantom. Zwykle w sierpniu Krynicę-Zdrój odwiedzają z rodzinami sądeccy Żydzi z Izraela. Z roku na rok jest ich niestety coraz mniej. Odchodzą bowiem z tego świata ci, którzy urodzili się i wychowali w Nowym Sączu i szczęśliwie przeżyli Holokaust. Ale też na krótki wakacyjny wypad w rodzinne strony decydują się emigranci osiadli za Atlantykiem w USA, czy Kanadzie. Jak np. Piotr, który w połowie lat 80-tych wyemigrował z rodziną najpierw do USA a następnie do Kanady. Mieszka pod Toronto. Kiedy narodziły mu się wnuki, podjął decyzję, że osiądzie tam do kresu swojego żywota. Za PRL nie wiodło się mu najgorzej, bo był inżynierem górnikiem w kamieniołomie w Klęczanach. Mieszkał z rodziną w mieszkaniu zakładowym. Żona nauczycielka. Ale ciągnęło go do czegoś nowego, bo lubił wyzwania. Nareszcie w 1985 r. zdecydował o wyjeździe do USA. W tym postanowieniu wspomagała go rodzina mieszkająca od lat w Chicago. Jak wspomina, początki były trudne, ale dał radę. Po dwóch latach zdecydował, że jednak Kanada będzie lepsza. Dołączyła do niego żona. Znalazł sobie zajęcie nieodlegle od swojego wykształcenia i zawodu w branży budowlanej. Rodziły się kolejne dzieci, wsiąkające w kanadyjską społeczność również emigrancką. Myśl o tym, by powrócić na stare lata do Polski, stawała się coraz bardziej mglista.

No cóż… w Polsce bywa coraz częściej, bo tu mieszka m.in. jego siostra. W Kanadzie działa aktywnie w środowisku polonijnym. Jednakże w jego głosie daje się wyczuć, mimo pozorów twardziela, smutną nutkę tęsknoty. Za czym? Za młodością w Nowym Sączu, kolegami szkolnymi. Łzy nie uroni, ale przyznaje się w duchu do nostalgii za krajem, za młodymi latami. Niejako w ramach wyrzutów sumienia broni się przed sentymentalizmem słowami: Do czego ja mam tu wracać, skoro moje dzieci, wnuki nie biorą tego absolutnie pod uwagę. Mam sam tutaj z żoną wrócić? Przecież to bez sensu! Jest internet, telefon, więc wiem na bieżąco, co się w Sączu dzieje.

Pan Tomasz z kolei, inny emigrant kanadyjski, wyjechał z Polski tuż przed stanem wojennym. Życie sobie ułożył w Toronto. Cały jednak czas ma bliskie kontakty z kolegami i koleżankami z Nowego Sącza. Co roku przyjeżdża na dwa tygodnie i w większości czas spędza na przeglądaniu archiwów Instytutu Pamięci Narodowej w Wieliczce. Tak go pochłonęły te akta, że wręcz zapomniał o Bożym świecie. Grzebie z pasją w archiwach dotyczących powojennej historii Sądecczyzny. Historii związanej z latami, kiedy w Nowym Sączu pojawili się agenci NKWD i latami, kiedy miastem rządził wszechobecny Urząd Bezpieczeństwa. Skoro mieszkał w dzielnicy, gdzie żyły całe rodziny ubeckie, chce wiedzieć o nich jak najwięcej, wszak byli to jego sąsiedzi. Wręcz traktuje to od lat jako życiową misję. Ale, by całkiem nie zwariować, ma też okazały dom na Florydzie, gdzie spędza zimowe miesiące i dokąd zaprasza swoich sądeckich przyjaciół. Czy tęskni Tomasz za Sączem? Owszem, miewa takie smutne sny, ale dotyczą one lat młodości spędzonych nad Dunajcem i Kamienicą. Na bieżąco wie, co się dzieje w rodzinnym mieście. Ale, jak mówi, na stałe już tu nie wróci. Zbyt mocno zakorzenił się w Kanadzie.

Jednak życie upływa i mimo gorzkich chwil na obczyźnie nostalgia emigrantów mocno uwiera. Chociaż się do tego nie chcą przyznać.

Reklama