Tata Marcina Janusza (dyrektor w sądeckim Starostwie Powiatowym) dumny z syna [ZDJĘCIA]

Tata Marcina Janusza (dyrektor w sądeckim Starostwie Powiatowym) dumny z syna [ZDJĘCIA]

Jacek Janusz, tata Marcina Janusza, siatkówka, ZAKSA, Polska, Nowy Sącz

Dokładnie sześć dni temu, urodzony w Nowym Sączu Marcin Janusz podniósł w górę najważniejsze trofeum klubowej siatkówki. Jego drużyna (Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle) wygrała finał Ligi Mistrzów. Gościem portalu DTS24 jest dziś pan Jacek Janusz, prywatnie tata siatkarza, zawodowo dyrektor Wydziału Budownictwa w sądeckim Starostwie Powiatowym.

Pan Jacek Janusz oglądał finałowy mecz z wysokości trybun. Do Włoch wybrał się z rodziną, aby wspierać syna. W dzisiejszej rozmowie z naszą redakcją dzieli się emocjami, które mu towarzyszyły. Wspomina także wcale niełatwą drogę swojego syna na siatkarski Olimp.

– Sam grałem kiedyś w siatkówkę. Moim pierwszym trenerem był Władysław Mężyk. Później grałem też z jego synem, Bogdanem. Marcina trenował najpierw Kazimierz Mordarski, potem Łukasz Mężyk. On ukierunkowywał syna do grania na pozycji rozgrywającego. Pamiętam, jak pojechaliśmy na Mistrzostwa Polski juniorów do Bielska-Białej. Tam dostrzeżono Marcina, ktoś zaobserwował u niego potencjał. Stwierdziliśmy z małżonką, że poślemy syna do Bełchatowa. Tam rozwijał swoje umiejętności, ale okazało się też, że liceum do którego go zapisaliśmy, jest bardzo wymagające. I tu zaczęły się problemy. Młodzi siatkarze wcale nie mają łatwo. Trenowanie to jedno, edukacja szkolna drugie. Ostatecznie wszystko dobrze się ułożyło. Marcin bardzo dobrze zdał maturę, ma po nas ścisły umysł. Ale patrzyłem na jego kolegów i w niektórych przypadkach wyglądało to fatalnie. Nie udało im się ani osiągnąć zawodowego grania, a i edukacja była zaniedbywana – mówi Jacek Janusz, po czym dodaje:

– Marcinowi się udało. Miał ciężką drogę. Gra na pozycji rozgrywającego. Kiedyś w najlepszej polskiej lidze było 14 drużyn. Teraz jest 16. Zatem tylko tylu zawodników w Polsce może cieszyć się rolą pierwszego rozgrywającego. Syn miał też sporo szczęścia, które w sporcie również jest potrzebne. Precyzując, było to takie przysłowiowe szczęście w nieszczęściu. Kontuzji nabawił się Grzegorz Łomacz, podstawowy zawodnik Bełchatowa. Marcin wskoczył za niego do pierwszego składu i w meczu Pucharu Polski z miejsca otrzymał indywidualną nagrodę najlepszego rozgrywającego. Karol Kłos do dzisiaj śmieje się, że pomógł Marcinowi. Bo to właśnie Karol Kłos zupełnie niechcący, w trakcie treningu, uszkodził kolano Grzegorza Łomacza – mówi pan Jacek Janusz w rozmowie z DTS24.

Marcin Janusz gra teraz w Grupie Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Niedawno był bliski zdobycia Mistrzostwa Świata z Reprezentacją Polski. Sześć dni temu zdobył Ligę Mistrzów – najważniejsze klubowe trofeum. Jak finałowe starcie ocenia jego tata?

– Pod względem emocji, w skali od 1 do 10, oceniam na 9. Pod względem sportowym na 8. Finał rządzi się swoimi prawami. Było dużo taktyki. ZAKSA nie jest siłowym zespołem. Z kolei Jastrzębski Węgiel stawia na siłę. W ZAKSIE liczy się bardziej głowa. Marcin jest takim typem zawodnika, który liczy każdy punkt. Jemu chodzi o skuteczność, a nie widowiskowość. Trener Nikola Grbić również był rozgrywającym, dlatego dostrzega grę Marcina. Jestem z syna bardzo dumny. Było wiele emocji, żona również przeżywała to spotkanie. Ja jestem już przyzwyczajony do tych nerwów. Kiedyś jeździliśmy na wszystkie mecze. Teraz, z racji możliwości czasowych, wybieramy się na te ważniejsze – mówi pan Jacek Janusz, po czym dzieli się z naszymi czytelnikami, zakulisowymi fotografiami z finału Ligi Mistrzów.

Puchar Europy w sądeckich rękach? To nieczęsta sprawa. Rada Powiatu Nowosądeckiego, raz do roku przyznaje medal dla osoby zasłużonej dla ziemi sądeckiej. 7 czerwca zostanie on wręczony właśnie świeżo upieczonemu mistrzowi Europy w klubowej siatkówce – Marcinowi Januszowi.

Fot: Jacek Janusz

Reklama