Tak szczęśliwym można być tylko w niebie

Tak szczęśliwym można być tylko w niebie

Jednym z najważniejszych punktów pielgrzymki papieża  Jana Pawła II do Polski, w czerwcu  1999 roku, była kanonizacja księżnej krakowskiej, błogosławionej Kingi, założycielki starosądeckiego Klasztoru Klarysek. We mszy kanonizacyjnej w Starym Sączu mogły  uczestniczyć klaryski, które specjalnie na tę okoliczność uzyskały jedyne w swoim rodzaju pozwolenie od nuncjusza apostolskiego  na wyjście poza klauzurę. Siostra Teresa Izworska był wtedy ksenią klasztoru.

– To dla całego zgromadzenia musiało być szczególnym przeżyciem? Jak siostra wspomina tamten dzień?

– W uroczystości wzięło udział dwadzieścia sióstr klarysek ze starosądeckiego  klasztoru. Starsze i chore siostry zostały w zakonie. Ale mogły obserwować mszę świętą podczas transmisji telewizyjnej.  Były też  również nasze siostry z innych klasztorów z Polski i  Niemiec.  Więc było nas sporo. Przyjechałyśmy na plac wczesnym rankiem. Kiedy się pojawiłyśmy,  ksiądz prowadzący ceremonię krzyknął do tłumu „Siostry przyszły,  zaśpiewajmy im niechaj żyją”.  I ludzie zaczęli śpiewać. Zrobiło się radośnie i przyjemnie. Usiadłyśmy na miejscach w zerowym sektorze, niemal przy samym ołtarzu. I  z niecierpliwością oczekiwałyśmy na przyjazd papieża.

– Na kanonizacji były tysiące  wiernych oraz przedstawiciele władz państwowych oraz kościelnych z Polski i Węgier.  Jak Siostra wspomina samą atmosferę  uroczystości?

– Była niesamowita. To był jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu, zaraz  po pierwszej komunii świętej i złożeniu ślubów zakonnych. Tego się nie da wymazać z pamięci. Do tej pory przeżywam, że mogłam tego doświadczyć na żywo.

Wydawało mi się, że podczas uroczystości wszystko wokół śpiewa, cała przyroda.  Aż człowieka nosiło. Czuło się spotkanie nieba z ziemią.  Byłam taka spokojna i  szczęśliwa. Tak szczęśliwym można być jedynie w niebie.

To, co mi najbardziej utkwiło w pamięci, to zachęta  Jana Pawła II  do bycia świętym. To esencja naszego życia, dlatego  powinno  być to dla nas najważniejsze. Jego słowa cały czas wracają w naszych modlitwach i rozważaniach.

– Siostry były tak blisko Jana Pawła II. Czy była okazja do rozmowy z nim?

– Niestety ze względów proceduralnych nie było to możliwe. Choć po mszy kanonizacyjnej matki Kingi papież przez chwilę odpoczywał w naszym klasztorze. Siostry, które miały okazję  przywitać Ojca Świętego  przy furcie do tej pory to spotkanie wspominają z rozczuleniem. W refektarze papież zjadł obiad. Jak wychodził z jadalni, machał sobie laseczką i powiedział z humorem: „Co kołyska to klaryska”. No i czekamy na nowe siostry. Trzymamy go za słowo (śmiech). Jeśli urodziły się w tamtym czasie przyszłe klaryski to teraz mają 20 lat, więc w sam raz aby mogły wstąpić  do klasztoru.

Następnie papież modlił się przez chwilę  na klęczniku w kaplicy św. Kingi. W tym czasie  podszedł do mnie jego osobisty sekretarz arcybiskup Stanisław Dziwisz  i szepnął mi do ucha abym podała mu do pocałowania  trumienkę z relikwiami św. Kingi.  Tam są  między innymi jej kości piszczelowe. Nie czułam się na siłach, bo  była dość ciężka. W emocjach nie zauważyłam, że Jan Paweł II  wyciągnął ręce  i razem ze mną trzymał tę trumienkę. Co roku w naszej kaplicy  celebrujemy ten pamiętny dzień. Jest specjalna msza święta z wystawieniem na ołtarzu  relikwii św. Kingi. Modlimy się korzystając z tekstów i pieśni, które były śpiewane podczas kanonizacji.

– Kult Kingi zaczął się szerzyć niemal natychmiast po jej śmierci w 1292 roku. Księżna została beatyfikowana w 1690 roku w Rzymie przez papieża Aleksandra VIII. Trzeba jednak było następnych trzystu lat trwania kultu oraz pontyfikatu papieża Polaka, by wieloletnie zabiegi wpisania jej do katalogu świętych zostały uwieńczone powodzeniem.

– Przez wieki kolejne pokolenia klarysek modliły się o  kanonizację księżnej Kingi. Ale modlili się też jej  czciciele,  mieszkańcy Sądecczyzny. Pan Bóg jednak wiedział co robi. Nie można było sobie wymarzyć lepszego miejsca i czasu, kiedy papieżem był Polak. Od początku miałam takie przeczucie, że tak się stanie. To są drogi Bożej opatrzności. To jest  wielka łaska. Ludzki rozum tego nie ogarnie. Do końca życia nie wystarczy nam podziękowań dla  Boga za ten wielki dar. Święta Kinga jest naszą najdroższą matką.  Przyciąga do siebie własnym przykładem. Na każdym etapie życia pełniła wolę Bożą. Emanowała dobrem. Chodziła mocno po ziemi ale jej serca było w górze, u Boga. Jej kult jest wciąż żywy, ludzie nadal otrzymują wiele łask za jej wstawiennictwem. Święci przyciągają świętych bo niedługo trzeba było czekać na kanonizację Jana Pawła II.

Cieszymy się, że Polska ma tylu wspaniałych świętych.

Fot. Jerzy Cebula

Reklama