Szewski poniedziałek. O rzucaniu słów na wiatr

Szewski poniedziałek. O rzucaniu słów na wiatr

Marek Stawowczyk, mistrz cienkiej kreski, mniej nam dotychczas znany jako aktywista proekologiczny i człowiek zatroskany o przyszłość naszej planety, wziął wiatraki na warsztat twórczy. A z takim wiatrakiem oczywiście nielekko. Bo wiatraki, jak może Państwu wiadomo, to palący problem naszego napędzanego węglem kraju. Wiatrak bowiem jest nam całkowicie obcy kulturowo. W przeciwieństwie do węgla, który jest nam bardzo bliski.

Posiadamy całkiem solidne tradycje w wykopywaniu węgla, a 4 grudnia czyli popularna Barbórka, w niedawnych przecież czasach była świętem ważniejszym od Bożego Narodzenia. Momentami to drugie święto obchodzono trochę po to, żeby zdołowanym górnikom dać czas na regenerację po tzw. barbórkowych karczmach piwnych, które lubiły się nieco przeciągnąć. W Barbórkę górnikowi przez szacunek dla święta nie wolno było pracować, a w Boże Narodzenie i owszem. System płacił trzy razy stawka i pralki automatyczne na talony górnicze oferował.

A wracając do wiatraków, słusznie niepokojących artystyczną wyobraźnię Stawowczyka (co widać na załączonym obrazku), to jesteśmy w tej branży 400 lat za Spaniszami, o Niderlandach nawet nie wspominając. Jesteśmy w tych sprawach na drzewie i wiele wskazuje na to, że z drzewa nie zejdziemy nawet za panowania kolejnego gabinetu. Nie będą napędzane halnym żarna mełły ziaren na mąkę, z której chleb ma wykarmić kolejne pokolenia naszych rodaków. Nie będą nam cudzoziemscy lobbyści dyktować, jak i gdzie mamy wiatry puszczać! Ale na pewno nie na turbiny.

Ale trzeba też, aby wżdy postronni jakąś korzyść wynieśli z poniedziałkowego rysowania Marka Stawowczyka. Dlatego dla pamięci przyszłych pokoleń rzucamy te słowa na wiatr: to co nie udało się kolejnym gabinetom, 30 lat temu udało się skromnemu proboszczowi z Rytra. Ksiądz Franciszek Klag był Don Kichotem – jeśli nie polskiego, to z całą pewnością sądeckiego, brania prądu z wiatru. Kiedy okoliczni mieszkańcy dostawali pomieszania zmysłów od ryterskich wiatrów, ksiądz Klag przeciwnie. Doznał od tych wiatrów olśnienia i na górze Połom wiatrak postawił. I moc była z nim. Konkretnie to 160 kW jakie produkował pierwszy (i ostatni) sądecki wiatrak. I to by w zasadzie było na tyle.

Wojciech Molendowicz

Czytaj też:

Grzeszny Nowy Sącz. Jakub Bulzak i Łukasz Połomski o mrocznych historiach z życia miasta

Reklama