Sukcesja może być największym wyzwaniem biznesowym

Sukcesja może być największym wyzwaniem biznesowym

Rozmowa z Robertem Sroką, pochodzącym z Nowego Sącza ekspertem CSR

– Dawniej tematem tabu w rozmowach z rodzicami był seks, teraz jest nim podobno dziedziczenie?

– Większość polskich rodzinnych firm powstała na początku lat 90., teraz następuje zmiana pokoleniowa. Firmy stają przed wyzwaniem, kto nimi będzie zarządzać. To duże wyzwanie, bo rodzice, założyciele, właściciele tych firm, którzy byli siłą napędową, szukają dobrych rozwiązań. Równocześnie ich dzieci, młode pokolenia, nie zawsze okazują się naturalnym sukcesorem, i to z wielu względów. Między innymi z powodu pewnych zaniedbań, barku przygotowania dzieci do przejęcia firmy. Bywa też, że młode pokolenie ma inne pomysły na siebie. Dziedziczenie rzeczywiście jest tematem tabu, zwłaszcza, że pieniądze potrafią mocno podzielić, a w przypadku firm rodzinnych, zwykle jest tak, że osób, które chciałyby dziedziczyć majątek, a nie koniecznie rozwijać firmę, jest więcej. A to może prowadzić do konfliktów. Widzę jak firmy czasem upadają, bo zabrakło jasnej decyzji – co dalej, zwłaszcza, gdy dzieci nie garną się do prowadzenia biznesu.

– Podobno prawie 80 proc. firm w Polsce nie ma jeszcze planu dziedziczenia i przekazania następcom. Jak to wygląda na Sądecczyźnie?

– Nie sądzę, żeby ten odsetek znacząco różnił się od średniej krajowej. Nie mamy w Polsce tradycji przekazywania firm rodzinnych, a wypracowane modele nie zawsze się sprawdzają. Obecni właściciele zarówno nie są mentalnie przygotowani do opuszczenia firmy, jak też nie zawsze mają dobry pomysł, jak to zrobić.

– Założyciele tych największych sądeckich firm wkrótce będą w wieku emerytalnym. Co z ich firmami?

– Każdy z właścicieli musi indywidualnie odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki model będzie najlepszy. Są trzy główne modele, które się spotyka. Po pierwsze przekazuje się firmę potomkowi, który jest najbardziej przygotowany i ma najlepsze predyspozycje do przejęcia biznesu. Takie modele na Sądecczyźnie też są praktykowane. Jest to model dla właścicieli firm pewnie najbardziej pożądany, spełniający ich oczekiwania, ale nie zawsze taka możliwość jest. Drugi model to oddanie firmy w zarząd menadżerski, czyli oddanie w profesjonalne zarządzanie i ustanowienie potomków czy to w radzie nadzorczej czy w innej formie bycia wokół firmy, ale bez zarządzania bezpośredniego. Takie modele również się w Polsce spotyka. Trzeci, który jest najtrudniejszy dla osób, które zbudowały firmę, to niestety jej sprzedaż.

Fot. Z arch. R. Sroki

– Ten ostatni scenariusz może grozić sądeckim firmom?

– Jest to scenariusz bardzo realny. Myśląc o sukcesji, właściciele spotykają się z różnymi rodzajami wyzwań. Pierwsze to wyzwanie biznesowo-prawne. Od tego, jaki model biznesowy przyjmiemy, czy oddanie w nadzór właścicielski czy powierzenie potomkom czy sprzedaż, zależy długość trwania procesu. Najdłużej trwa przekazanie potomkom. To proces, do którego trzeba się przygotowywać przez lata, żeby mieć pewność, że firma będzie dobrze prowadzona. Żeby uniknąć sytuacji, gdy cały majątek źle zarządzająca osoba może szybko stracić. Inna rzecz, że nawet jeśli dzielimy firmę na mniejsze spółki między kilku potomków, to jest to wyzwanie prawno-podatkowe, o tym również trzeba pamiętać. Kolejny element ma charakter rodzinno-psychologiczny, bo dziedziczenie jednak jest tematem tabu, nie potrafimy rozmawiać o pieniądzach, sukcesji. Niektórzy przedsiębiorcy decydują się na korzystanie z zewnętrznych mediatorów i ekspertów, którzy pomagają przeprowadzić ten proces, stworzą przestrzeń do rozmowy i poprowadzą ją w kierunku budowania więzi rodzinnych a nie ich psucia. Podpowiadają najlepsze rozwiązania formalne i chronią przed popadnięciem w pułapki. Żeby przeprowadzić sukcesję potrzeba co najmniej kilku lat. W wielu przypadkach intensywny proces sukcesji to pięć lat. Tym bardziej, że w Polsce nie ma dobrych instrumentów i rozwiązań prawnych, które pozwalałyby np. na utworzenie formalnych podmiotów pozwalających na zarządzanie majątkiem rodzinnym i zabezpieczających finansowo członków rodziny.

– Jest ryzyko, że nagle sądeckie firmy z wieloletnią tradycją przestaną istnieć?

– Jest to spore ryzyko i dla właścicieli firm i dla pracowników. Znam np. firmę, gdzie właściciel w podeszłym wieku ma całą władzę w swoim ręku, jest jedyną osobą, która może podpisywać umowy czy kontrakty handlowe. W przypadku jego nagłej choroby, nikt nie byłby w stanie z prawno-formalnego punktu widzenia go zastąpić, a jest on właścicielem firmy, która zatrudnia ponad 300 osób. Na miejscu pracownika, mocno bym się przyglądał temu, co się dzieje i jakie są plany odnośnie dalszych losów firmy. Nieprzygotowana albo źle przeprowadzona sukcesja może skutkować tym, że firma może popaść w kłopoty finansowe. Zwłaszcza że, co widać po sądeckich firmach, ich sukces zależy przede wszystkim od ich założycieli. To oni ze swoją charyzmą są motorem napędowym firm. Brak wdrożenia odpowiedniego modelu przekazania swoich przedsiębiorstw może  skończyć się sporymi problemami.

– Puentując, sukcesja jest kluczowym warunkiem przetrwania rodzinnego biznesu?

– Z prywatnego punku widzenia założyciela firmy sukcesja jest preferowanym modelem. Jednak nie zawsze przekazywanie biznesu swoim dzieciom jest rozwiązaniem najlepszym. Tutaj trzeba liczyć na mądrość tych właścicieli i ich trzeźwe myślenie. O ile jednak właściciele firm są bardzo racjonalni w podejmowaniu decyzji biznesowych, to nie zawsze w temacie sukcesji również te racjonalne decyzje podejmują. Czasem wychodzą z założenia, że „jakoś to będzie”. Niestety, jeśli chodzi o przekazywanie firmy czy zadbanie o jej funkcjonowanie w przyszłości, nie można powiedzieć „jakoś to będzie”. Trzeba do tego zagadnienia zabrać się jak do dużego projektu biznesowego. A może się okazać, że to będzie jedno z najtrudniejszych przedsięwzięć biznesowych w życiu właścicieli firm.

Rozmawiała Jolanta Bugajska

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama