Strażackie wspomnienia. Ogień w momencie pochłonął 10 budynków [zdjęcia]

Strażackie wspomnienia. Ogień w momencie pochłonął 10 budynków [zdjęcia]

W jednej chwili sześć rodzin straciło dachy nad głowami. St. bryg. Paweł Motyka, Komendant Miejski PSP w Nowym Sączu nie przypomina sobie, by kiedykolwiek później na Sądecczyźnie ogień pochłonął tak wiele domów na raz. To jednak nie jedyny powód, dla którego tamten pożar na zawsze utkwił w jego pamięci. 6 maja 1982 roku 15-letni Paweł siedział bowiem w klasie i z przerażeniem zastanawiał się, czy to nie o jego dom strażacy walczą właśnie z żywiołem…

Byłem w ósmej klasie. Pamiętam, że moje lekcje zaczynały się wtedy później niż zwykle. Coś jeszcze robiłem w domu, rozpaliłem też w piecu i poszedłem do szkoły – opowiada st. bryg. Paweł Motyka.

Jeszcze przed południem w Grybowie i okolicy zawyły strażackie syreny. W dzielnicy Biała Wyżna pojawiły się samochody pożarnicze. Nastoletni Paweł widział to z okien klasy. Wiedział tylko, że pożar wybuchł w rejonie jego domu rodzinnego, na tak zwanych „Górkach”.

– Z przerażeniem myślałem, czy wszystko zrobiłem dobrze przed wyjściem do szkoły. Rodzice byli w pracy i nikogo nie było w domu. Bałem się, czy coś nie wypadło z pieca, kiedy w nim rozpalałem i czy to nasz dom się nie pali – przyznaje.

Na szczęście okazało się, że pożar ominął murowany budynek, w którym mieszkała rodzina Motyków. Gdy 15-latek wrócił do domu, akcja gaśnicza w sąsiedztwie wciąż trwała. Wcześniej miał już do czynienia ze strażą pożarną – jego tata był kierowcą w miejscowej jednostce, a remiza była blisko ich domu. Nastolatek jednak nie widział wcześniej tak dużych działań na żywo. Do dziś pamięta ten widok.

– Widziałem, jak to wygląda, jak wygląda pogorzelisko, dogaszanie pożaru. Słyszałem też opowieści i dowiedziałem się wtedy, że kiedy pali się budynek, to wytwarzają się gorące prądy powietrza, które przenoszą płonące elementy dalej. W ten sposób kolejny budynek się zapala i pożar trawi wszystko wokół siebie – wspomina.

Archiwum

Dziś komendant Motyka może zagłębić się w archiwum Państwowej Straży Pożarnej i spojrzeć na zdarzenie sprzed ponad 40 lat roku oczami ówczesnych strażaków. Co więcej, wraz z pisanym na maszynie raportem zachowano sporo zdjęć.

6 maja 1982 żywioł zniszczył całkowicie dziesięć budynków, należących do sześciu rodzin. Większość domów, stodół i obór, które wówczas płonęły, była drewniana i kryta strzechą. To, a także zwarta zabudowa, porywisty wiatr i brak odpowiednich sił i środków na początku akcji gaśniczej sprawiło, że ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie.

O godzinie 11:24 jedna z mieszkanek wyszła na podwórko i zauważyła, że słomiany dach jej domu stoi w płomieniach. Już wtedy podmuchy wiatru przenosiły palące się elementy na dwa sąsiednie budynki mieszkalne, również kryte strzechą. Ludzie natychmiast ruszyli ratować zwierzęta gospodarskie oraz wyposażenie domów, choć niewiele udało się wynieść.

– Działaniami kierował wtedy druh Józef Gruca, a po nim dowodzącym był podporucznik inżynier Sudo Grzegorz, późniejszy komendant wojewódzki – informuje st. bryg. Paweł Motyka.

Na szczęście podczas pożaru mieszkańcy nie odnieśli żadnych obrażeń. Straty oszacowano wówczas na 2 miliony złotych (przed denominacją).

„Całkowitemu spaleniu uległo sześć budynków mieszkalnych o konstrukcji drewnianej, w tym pięć budynków krytych słomą i jeden eternitem oraz cztery budynki gospodarcze: stodoły i obory o konstrukcji mieszanej drewno-cegła, trzy kryte słomą i jeden – eternitem. Spaleniu uległy też cztery świnie, urządzenia rolnicze, wyposażenia wnętrz pomieszczeń mieszkalnych, jak odzież, żywność, meble, słoma, siano. Częściowo spaleniu uległy jeden budynek mieszkalny i jeden gospodarczy, murowane, kryte dachówką” – zapisano w strażackim raporcie.

Wielkość pożaru oszacowano wtedy na 819 m2 i zakwalifikowany on został jako duży. Funkcjonariusze odnotowali też, że podczas działań uratowano 7 budynków mieszkalnych i 7 gospodarczych. Ponadto skrupulatnie wyjaśnili przyczynę pojawienia się ognia:

„Podczas palenia drewnem w piecu kuchennym w celu przygotowania posiłku obiadowego, iskry z paleniska pieca zostały wyrzucone wskutek wiejącego w tym czasie silnego i porywistego wiatru przez kanał kominowy i przez koronę komina na zewnątrz budynku, co doprowadziło do zapalenia się słomy z pokrycia dachu. Ogień momentalnie przerzucony został przez silny wiatr na dwa najbliżej stojące budynki drewniane, również kryte słomą, a następnie na dalsze budynki, znajdujące się na linii wiatru”.

W raporcie nie ma informacji na temat liczby strażaków, czy zastępów biorących wtedy udział w działaniach gaśniczych. Komendant Motyka wspomina jednak, że samochodów pożarniczych było bardzo dużo. Najprawdopodobniej oprócz zawodowych strażaków na miejscu były jednostki OSP z gminy Grybów, ale i spoza niej.

Co ciekawe, rok wcześniej w miejscowości prowadzono kontrolę bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Zespół złożony z druhów miejscowej jednostki OSP sprawdzał grybowskie domy, a jako najczęściej występujące usterki wymieniał: brak podręcznego sprzętu przeciwpożarowego, uszkodzenie instalacji oddymowych, stare, łatwopalne konstrukcje budynków…

Strażackimi wspomnieniami dzielimy się z okazji tegorocznego jubileuszu

150-lecia zawodowego pożarnictwa na Sądecczyźnie.

Szukaj kolejnych artykułów już wkrótce na dts24.pl.

fot. archiwum PSP w Nowym Sączu

 

Czytaj też: Wiemy, po jakie książki najchętniej sięgali Sądeczanie w 2023 roku

Reklama