Solidarni z Ukrainą. Święta będą świętami

Solidarni z Ukrainą. Święta będą świętami

noemi bołoz

– Nawet gdybyśmy były na froncie, święta będą świętami – mówi siostra Noemi Bołoz. Felicjanka pochodzi z Łomnicy-Zdroju. Od 6 lat pracuje w ukraińskim Kosowie (obwód iwanofrankiwski), gdzie zgromadzenie prowadzi przedszkole. Obecnie placówka jest oczywiście nieczynna, a siostry zajmują się uchodźcami oraz rozładunkiem darów i ich dalszą wysyłką w głąb Ukrainy.

Gdy kilka tygodni temu wybuchła wojna, siostra Noemi nie miała wątpliwości, że mimo takich możliwości, do Polski nie wraca. Została na miejscu, żeby pomagać.

– U nas na zachodzie Ukrainy, dzięki Bogu, bombardowań nie ma. 2-3 razy w ciągu dnia, także w nocy, są alarmy. To obciążające psychicznie i trudne zwłaszcza dla dzieci, niemniej żyjemy w miarę normalnie. W pierwszych dniach wojny była straszna panika, teraz się to wyciszyło – relacjonuje.

– W sklepach nie brakuje chleba czy innych produktów, choć ceny bardzo poszły w górę, przykładowo chleb kosztował 15-16 hrywni, teraz ponad 20. Wydaje się, że jest normalnie, choć funkcjonujemy inaczej. Głównym celem jest teraz zadbanie o tych, którzy potrzebują pomocy.

***

W Kosowie Huculskim są cztery siostry felicjanki. Dwie wyjechały do pomocy na przejściu granicznym w Przemyślu, dwie zostały na miejscu. To one zajmują się przyjmowaniem uchodźców oraz rozładunkiem darów, które przekazują dalej, w głąb Ukrainy.

– Tak jak Polacy, przyjmujemy ludzi ze wschodniej Ukrainy. Ci zamożniejsi przyjechali jeszcze przed wojną, nawet wykupili sobie mieszkania czy kwatery. Kto miał samochód, wyjechał na początku konfliktu. Kto takiej możliwości nie miał, przyjeżdża teraz. Obecnie są to głównie ci najdotkliwiej doświadczeni wojną – mówi siostra Noemi.

– Przyjęłyśmy kobietę z jej 81-letnią matką na wózku inwalidzkim. Na początku wojny ukrywały się w metrze, potem wróciły do swojego mieszkania i spały w łazience, w wannie. Wreszcie spakowały się do dosłownie dwóch reklamówek i ruszyły na zachód. Odpoczęły u nas kilka dni, zaopatrzyłyśmy je, w co się dało i pojechały dalej, do Katowic, gdzie mają rodzinę – relacjonuje siostra felicjanka. – Przyszedł do nas po pomoc mężczyzna z 13-letnią córką. Na jego oczach zabito jego żonę i dwoje dzieci. On z córką ocalał. Z kolei dzisiaj (…)

Całość przeczytasz w DTS – za darmo pod linkiem:

Reklama