Sądeczanie w Afryce

Sądeczanie w Afryce

Ostatnie dwa lata spędzili w drodze. W świat ruszyli we wrześniu 2014 r. i z miesięczną przerwą podróżowali do końca sierpnia 2016 r. Nie mają na stałe domu ani mieszkania, a cały swój dobytek mogliby zmieścić w dwudrzwiowej szafie. O swych podróżach opowiadali m.in. na antenie radiowej Trójki oraz w programie „Pytanie na śniadanie” w TVP2. Sądecka rodzina Tokarczyków ma za sobą kolejne egzotyczne wojaże, tym razem do Afryki.

– Zwiedziliśmy dziewięć nowych krajów, które możemy dołączyć do naszej kolekcji. Staliśmy się bogatsi o setki nowych lekcji życia – opowiada Natalia Tokarczyk.

– Na początek: lekcja cierpliwości. W Afryce większość małych busików odjeżdża dopiero gdy są pełne, a właściwie przepełnione. Nigdy nie wiadomo o której wyruszymy dalej, bo nawet jeśli istnieje jakiś rozkład jazdy, to nawet duży międzymiastowy autokar odjedzie później, gdy się zapełni. Autobusowe podróże są jednak świetną okazją żeby poznać Afrykę. Okna służą temu nie gorzej niż sklepowe witryny. Podczas każdego postoju miejscowi handlują czym mogą. Widząc Maksymiliana, naszego syna, wołają bez ogródek w suahili: „Muzungu! Muzungu!”, a znaczy to tyle, co „biały” – opowiada Natalia Tokarczyk.

Kolejna lekcja, jaką musieli odrobili Natalia, Mariusz i Maksymilian Tokarczyk to lekcja pokory. Odebrali ją w Gahundze w Rwandzie. Podróże zmuszają ich poniekąd do „minimalizmu stosowanego”, ale i tak czasem „mieć” wypycha się w ich życiu na pierwszą pozycję.

– Afryka i jej mieszkańcy, a zwłaszcza spotkania z pracującymi tu misjonarzami, zmieniają perspektywę patrzenia na świat. Jakimi jesteśmy szczęściarzami, że możemy wieść życie, o jakim zawsze marzyliśmy! – mówi Mariusz Tokarczyk.

– Wielkie szczęście mamy też z powodu tego, że potrafimy czytać, pisać, że zawsze mieliśmy ciepły dach nad głową, wodę w łazience i przepyszne zróżnicowane posiłki. Większość Afrykańczyków nie ma tego, co wydaje nam się oczywiste – dodaje.

Lekcja trzecia była lekcją dystansu. A to dlatego, że Afryka wciąż pozostaje Kontynentem biednym, ceny turystycznych atrakcji sięgają tu zenitu.

– Dlatego też niektóre z naszych planów musieliśmy odpuścić. Nie wyszliśmy na Kilimanjaro w Tanzanii, ani na Rwenzori w Ugandzie. Nie zobaczyliśmy goryli. Udało nam się jednak zobaczyć dzikie zwierzęta w Botswanie, Namibii i RPA. Okazało się, że narodowe parki są tam dużo tańsze niż w Kenii i Tanzanii – opowiada Natalia.

Rodzina Tokarczyków podczas podróży wiele się nauczyła. Także o prawie, jakie obowiązuje w Bostwanie.

– W Afryce życie toczy się inaczej niż w Europie. Pamiętam pewien dzień, w którym jechaliśmy okazją na pace pick up’a w upalnej Botswanie. W pewnej chwili zatrzymała nas drogowa policja. 

„To pewnie dlatego, że tu siedzimy… Co będzie, jak dostaną mandat”- przemknęło nam przez myśl. Tymczasem jedna dziewczyna ze środka samochodu (była tam trójka ludzi siedzących na podwójnym siedzeniu, więcej miejsc auto nie posiadało) przesiadła się do nas i pojechaliśmy dalej. Policjant powiedział, że z przodu jest miejsce tylko dla dwójki, więc musiałam przyjść tu do was. Nie przeszkadzało mu zatem to, że jeżdżenie na pace jest pod każdym pozorem bardziej niebezpieczne. Prawo to prawo! Przynajmniej po botswańsku.

 

O rodzinie Tokarczyków, którzy swój cały dobytek trzymają w szafie i nie mają stałego domu, pisaliśmy we wrześniu 2016 roku: https://issuu.com/dobrytygodnik/docs/38_2016

Fot. Z arch. rodziny Tokarczyków.

 

 

 

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama