Rozmowa lekko jazzująca. Stary Sącz – miasteczko z klimatem i potencjałem

Rozmowa lekko jazzująca. Stary Sącz – miasteczko z klimatem i potencjałem

Rozmowa z Wojciechem Kulasą, restauratorem, organizatorem koncertów

– Stary Sącz to dobre miejsce, by otworzyć „Jazzową Gospodę”? Ogłosiłeś, że masz to w planie niebawem uczynić.

– Na pewno dużo lepsze niż Żegiestów, w który inwestowałem w ostatnich latach. Znajomi przestrzegali: nie szalej, nie ryzykuj, ale ja zachęcony tym, co się dzieje w pobliskiej Muszynie postanowiłem pojawić się biznesowo w odradzającym się Żegiestowie. Chyba zrobiłem to za wcześnie, bo miejscowość jeszcze na dobre nie stanęła na nogi, a Muszyna i to, co się tam dzieje ciekawego – a dzieje się bardzo dużo – okazało się nie mieć dla mnie większego znaczenia.

– Stary Sącz jest miejscem z większym potencjałem?

– Zdecydowanie. Od lat przyglądam się z uwagą temu, co się tam dzieje. Dobrze też znam Wojtka Knapika, a na organizowane przez niego wydarzenia przyjeżdżało z występami wielu moich znajomych aktorów oraz muzyków i wszyscy chwalili to miejsce. A jest za co, bo w sferze kultury dzieje się tam bardzo dużo, że wymienię tylko największe wydarzenia: Omnia Beneficja, Pannonica, Jesienny Festiwal Teatralny, Festiwal Filmowy, Jazz Festiwal… No więc zapraszam do Starego Sącza znajomych, a oni mówią – fantastyczne miasteczko z klimatem i dzieją się tam równie fantastyczne rzeczy. Na dodatek stała tam pusta dawna restauracja „Staromiejska”, a ja lubię ryzyko i ożywianie miejsc, w których wyczuwam potencjał.

– W dawnej „Staromiejskiej” powstanie „Jazzowa Gospoda”.

– Tak, ale wiesz, ja zwykle nie robię samych restauracji. Miejsca te powiększam o wartość dodaną w postaci muzyki. Tak było w krakowskiej „Drukarni”, w niewielkiej „Chacie pod Pustą”, gdzie znajomi muzycy grali w pandemii, a we wspomnianym Żegiestowie w ciągu roku udało się zorganizować kilkadziesiąt koncertów. No więc Stary Sącz to miejsce, gdzie ludzie, odbiorcy muzyki szukają klimatów, jakich nie można obecnie znaleźć np. w Nowym Sączu, który pod tym względem obumiera. Najświeższy przykład – mój przyjaciel i w przeszłości barman z „Absolwenta” Jurek Zima Olszowski musiał niedawno zamknąć „Prowincjonalną”. Ten biznes to w dzisiejszych czasach m.in. galopująco rosnące koszty, które mnie również dotykają. A wracając do Starego Sącza, gdzie wydzierżawiłem mały ogródek na Rynku i już po pierwszych koncertach widać, że ludzie szukają miejsc, gdzie mogą pójść czegoś posłuchać, zabawić się, zjeść… Dlaczego „Jazzowa Gospoda”? Bo będzie tam dużo improwizacji. Jazz jest muzyką improwizowaną i tak widzę charakter tego miejsca.

– Entuzjazmu i zapału Ci nie brakuje.

– Ponieważ lubię moją pracę! Pochodzę z Bieszczad, kilkadziesiąt lat spędziłem w Krakowie, gdzie miałem kilka klubów, a ostatnio wsiąkłem w Beskid Sądecki. Ale pierwsza była Wierchomla… Ojej, jak się rozgadam o tych miejscach, to nie będziesz mnie mógł zatrzymać. Dzisiaj w Starym Sączu przeżywam podobne uczucie, jak kiedyś w krakowskim Podgórzu, które wcześniej było osobnym miastem. Kiedy wszedłem w to Podgórze, w jego uliczki i poczułem ten klimat, to wiedziałem, że chcę tam otworzyć klub. Po latach okazało się, że również inni zaczęli odkrywać Podgórze i dzisiaj jest to zupełnie inne miejsce, niż kiedy tam wchodziłem zakładać „Drukarnię”, choć nie chcę powiedzieć, że byłem pierwszy w tej dzielnicy ze swoją działalnością.

– Ktoś policzył, że zorganizowałeś w życiu – od krakowskiej „Rotundy” poczynając – blisko tysiąc koncertów. (…)

Całą rozmowę przeczytasz w najnowszym wydaniu DTS – bezpłatnie pod linkiem:

Fot. Facebook W. Kulasa

Reklama