Nie wszyscy byli w czarnej dziurze

Nie wszyscy byli w czarnej dziurze

Z chrześcijańskiego i nie tylko obowiązku, wszak jestem absolwentem tej szkoły, nabyłem cenną książkę pt. „W mieście Nowym Sączu na Długosza przy Plantach I Gimnazjum i Liceum im. Jana Długosza w Nowym Sączu 1818-2018”.

Dzieło pod redakcją Jakuba Marcina Bulzaka przygotowywano od 2013 r. i rzeczywiście jego autorzy z iście benedyktyńską cierpliwością przekopywali liczne archiwa polskie i ukraińskie, by przedstawić jak najszerzej i jak najbardziej intersująco historię szkoły, która zapisała się złotymi zgłoskami w dziejach miasta i Polski. Bo przecież niewiele jest w kraju szkół średnich z 200-letnią historią jedynie na krótko przerwany II wojną światową. Wśród absolwentów jest wiele wybitnych i zasłużonych postaci w wielu dziedzinach nauki, kultury i sztuki, wojskowości, stanu duchownego. Monografię wydano zatem z okazji jubileuszu 200-lecia, obchodzonego uroczyście na początku listopada ubiegłego roku. Honorowy patronat objął prezydent RP Andrzej Duda, który w sobie właściwy sposób nie zdążył w tych uroczystościach wziąć udziału, chociaż kilka dni wcześniej „zaglądną” 1 listopada do Nowego Sącza. Ale mniejsza z tym.

Dzięki autorom poszczególnych rozdziałów, dodajmy absolwentów i nauczycieli „I Budy”, podążamy pod rękę z panią historią. Łukasz Połomski kreśli dzieje szkoły w czasie zaboru i w okresie międzywojennym. Jakub Marcin Bulzak przedstawił losy uczniów, nauczycieli, absolwentów w okresie okupacji niemieckiej i latach 1945-1989. Aneta Grabowska zaś poświęca wiele miejsca czasom najbardziej współczesnym, a wyjątkowo cenne są wspomnienia samych uczniów. Jerzy Giza wraca do swojej ulubionej dziedziny wojskowości, przedstawiając sylwetki absolwentów szkoły, którzy walczyli o wolność i niepodległość Ojczyzny. Bardzo osobliwym wspomnieniem dzieli się z czytelnikami Tomasz Podgórski, pierwszy olimpijczyk – laureat Olimpiady Historycznej w 1975 r.

Przez całą monografię I Gimnazjum i Liceum przewija się barwny korowód postaci: nauczycieli, uczniów, absolwentów w różnych czasach. Tych odległych i tych bliskich. Ktokolwiek uczestniczył w życiu tej szkoły, należał do „Rodziny Długoszowej” jak to kiedyś określił prof. Andrzej Sitek, ma swoje własne wspomnienia z czasów kształcenia się wrażliwości. Ja też mam takie z lat 1965 – 1969.

Dlatego absolutnie nie zgadzam się z tezami prof. dra hab. Józefa Brynkusa zawartymi w tekście poświęconemu systemom oświaty i uwarunkowaniom funkcjonowania mojej szkoły na przestrzeni 200 lat a szczególnie okresowi PRL. Prof. Brynkus chce mi wmówić, że kiedy ja uczęszczałem do „I Budy” nauczyciele indoktrynowali mnie politycznie, wlewając w nasze młode mózgi ideologię socjalistyczną, czy wręcz komunistyczną. Stają mi przed oczami tak zacni i szlachetni nauczyciele i wychowawcy jak profesorowie: Mieczysław Wieczorek, Ryszard Gessing, Jan Powała Dzieślewski, Stanisław Choczewski, Franciszek Grodkowski, Aniela Śmiałek, Oktawian Duda, Leon Fałowski, Witold Tokarski, Irena Malinowska, ks. Józef Gucwa, ks. Stanisław Czachor i inni. Dyrektorem szkoły był owszem działacz społeczny, polityczny Alfons Gargula, ale z nim akurat moja klasa C nie miała wiele do czynienia. Prof. Brynkus pragnie nieudolnie wrzucić mnie i moich kolegów, zaś przede wszystkim wychowawców – nauczycieli, do czarnej dziury historii PRL. Chce mi zabrać moją młodość chmurną, durną niekiedy. Nie wie, bo skąd prof. Brynkus może wiedzieć, że naszymi ulubionymi pieśniami wtedy były m.in.; „Towarzysz Wiesław ma rację, mamy w Polsce demokrację” (którą śpiewaliśmy po wydarzeniach marcowych w 1968 r.) albo „Odznaka ZMS-u wpadła mi do sedesu…”. Nauczyciele przysłuchiwali się naszym pieśniom i tylko się uśmiechali. Czyż indoktrynacją komunistyczną można było nazwać pierwsze próby popijania wina marki „Wino” (jabłcoka) w odremontowanej przez nas harcówce? Zresztą po tych ekscesach Gargula zamknął nam harcówkę. Czy indoktrynacją komunistyczną można nazwać wieczorki taneczne, które urządzała nam Danuta Paleczny? Niemen śpiewał swoje rzewne „Czy mnie jeszcze pamiętasz”. O Beatlesach, którzy towarzyszyli podczas jazdy na łyżwach na lodowiskach szkolnych, nie wspominając.

W takim sentymentalnym, chociaż historycznym wydawnictwie, jak monografia ukochanej szkoły, prof. Brynkus ze swoim nienaukowymi rozważaniami pozbawionymi emocji (mają być stricte naukowe?) przypomina raczej prokuratora z Instytutu Pamięci Narodowej, niż człowieka czującego klimaty. Generalizuje problemy a przecież chodzi tutaj o konkretną szkołę I Gimnazjum i Liceum im. Jana Długosza w Nowym Sączu.

Kliknij i pobierz bezpłatnie cały numer:

Reklama