Michał Kądziołka: apetyt rośnie w miarę jedzenia

Michał Kądziołka: apetyt rośnie w miarę jedzenia

Rozmowa z Michałem Kądziołką – wiceprzewodniczącym Rady Miasta Nowego Sącza

Studiował Pan w sądeckiej PWSZ, obecnie robi Pan tutaj karierę polityka… Czyli jednak w Nowym Sączu są perspektywy dla młodych ludzi?

– Uważam, iż najłatwiej jest zrzucić winę na brak perspektyw, że coś się nie da. Twierdzę, że wszystko się da, tylko trzeba chcieć i wiedzieć jak to zrobić. Mam nawet swoja maksymę: „Jedno jest w życiu pewne, że nic nie jest pewne, ale wszystko jest możliwe”. Jeżeli czegoś nie dokonałem, to winię wyłącznie siebie, ale też wiem, nad czym mam pracować i będę robił wszystko, żeby godnie żyć, założyć rodzinę i nadal mieszkać w naszym pięknym Nowym Sączu.

Zdobywał Pan wiedzę również w Krakowie…

– Studia magisterskie robiłem zaocznie w Krakowie, bo powiem szczerze nie potrafiłem wyjechać z Nowego Sącza. Miałem również bardzo dobrą propozycję pracy w Warszawie, ale skończyło się to weekendowym wyjazdem. Nie wyobrażam sobie żyć, mieszkać, czy pracować gdzieś indziej.

Miłość do polityki zrodziła się na studiach?

– Znacznie wcześniej. Już jako 6-latek interesowałem się polityką. Wówczas dostałem ulotki wyborcze z odblaskami i zaciekawiło mnie, jak ci ludzie prowadzą kampanie wyborcze. Gdy miałem 18 lat, postanowiłem spróbować swoich sił w wyborach do Sejmiku Województwa Małopolskiego. Zaskoczył mnie mój wynik, gdyż był to drugi wynik na liście, prawie 2 tysiące głosów.

Jak wyglądała wtedy Pana pierwsza kampania wyborcza?

– Nie było mnie stać na banery, bilbordy, gdyż zaczynałem wtedy studiować. Robiłem wszystko najmniejszym kosztem. Moja kampania była prosta, sam roznosiłem ulotki po znajomych, po Nowym Sączu i nie tylko… Cieszyłem się, gdyż zwyciężyłem w mojej komisji wyborczej, w dzielnicy Dąbrówka, pokonując chociażby marszałka Leszka Zegzdę, czy też posła Andrzeja Romanka. Pomyślałem, że zacznę działać dla mojej dzielnicy, a potem zostałem wybrany najmłodszym przewodniczącym osiedla.

Dawniej robił Pan karierę w młodzieżówce PSL, dzisiaj jest Pan prawą ręką prezydenta miasta – Ryszarda Nowaka, który jest związany z PiS…

– Nie wiem, czy jestem prawą ręką, ale na pewno bardzo dobrze mi się współpracuje z panem prezydentem Nowakiem. Cieszę się, że mogę się od niego uczyć. To mój najlepszy polityczny wzór, na jaki trafiłem dotychczas. Jest wyrozumiały, z drugiej strony ma duże doświadczenie i wiedzę, którą potrafi skutecznie wykorzystać. Bardzo lubię z nim rozmawiać, dopytywać się o różne rzeczy.

Mówi się, że w ostatniej godzinie przesądził Pan o wygranej prezydenta Ryszarda Nowaka, dowożąc ludzi z osiedla Dąbrówka na wybory…

– Nie wiem nic o dowożeniu ludzi na wybory, takich rzeczy nigdy nie robiłem. Jednak często docierają do mnie informacje, że głosy moich zwolenników zdecydowały o wygranej prezydenta Nowaka. Być może tak było. Faktem jest, że na moim osiedlu wygrał ponad 200 głosami ze swoim kontrkandydatem. Jeżeli dołożyłem cegiełkę do jego wygranej, to cieszę się, gdyż za tę prezydenturę nie muszę się wstydzić.

Jednak dawniej był Pan związany z PSL…

– Zaczynałem w młodzieżówce w PSL, dlatego że pradziadek, dziadek oraz tata należeli do partii ludowej. To było ciekawe doświadczenie, bo zbudowaliśmy ponad 100-osobową organizację młodzieżową oraz miałem okazję podpatrywać innych polityków, chociażby europosła Czesława Siekierskiego. Doceniam swoje początki i niczego nie żałuję. Uważam, iż każda sytuacja w życiu miała sens i przełożyła się na to, gdzie teraz jestem.

Nie tylko partię Pan zmienił, ale także wizerunek. Schudł Pan 30 kg.

– Nie wstydzę się powiedzieć, że był moment, kiedy wyglądałem tragicznie. Ważyłem ponad 120 kg. Podczas rutynowej wizyty lekarz zapisał mi tabletki na nadciśnienie. Powiedziałem, że w życiu nie będę ich brał, bo mam dopiero 28 lat i postanowiłem zabrać się za siebie. Dochodziły do mnie również słuchy, że jeżeli nie potrafię zadbać o siebie, to jak mogę zadbać o miasto, czy swoje osiedle. To była próba charakteru, bo wiele osób nie wierzyło, że tego dokonam.

Jedyną motywacją była troska o zdrowie, czy także nowa miłość?

– Dziewczyna miała również duży wpływ. Cały czas pozytywnie mnie mobilizowała. Wcześniej nie wierzyłem, że bieganie o 5 rano może dać taki zastrzyk energii. Doceniam to, ile pracy włożyłem, żeby schudnąć. Co dziwne, na diecie jem więcej niż wcześniej, tylko regularnie i zdrowo. Myślę, że mój przykład sprawi, iż inne osoby pomyślą o swojej sylwetce i wadze. Z drugiej strony pełniąc funkcję radnego, trzeba się jakoś prezentować, a nie mogłem kupić sobie fajnego garnituru, bo zwyczajnie nie było mojego rozmiaru. Teraz wreszcie mogę iść na zakupy i poszaleć.

 Z rozmiaru XXXL do…?

– Zdarzyło się, że musiałem nosić XXXL, teraz większość moich ubrań jest w rozmiarze L. Jestem bardzo z tego zadowolony. Zawsze doradzam siostrze i dziewczynie na zakupach. Sam dużo czasu poświęcam na mierzenie, wybieranie, bo wreszcie mogę się tym cieszyć.

-Korzysta Pan nadal z usług trenera personalnego?

– Odłożyłem treningi siłowe na rzecz biegania. Bardziej mi się to spodobało. W tamtym roku zrobiłem życiówkę ze Starego Sącza do Nowego Sącza -10 km w 38 minut. Za rok chcę się stać maratończykiem. Zobaczymy, czy mi się to uda. Jednak we wrześniu planuję powrócić na treningi siłowe, ale trochę w innej formie. Jestem w stałym kontakcie z tym samym trenerem personalnym.

Dba Pan o swój wizerunek, o społeczeństwo, zatem możemy się spodziewać, że w najbliższych wyborach wystartuje Pan na stanowisko prezydenta Nowego Sącza?

– Naturalnym kandydatem na to stanowisko jest obecny prezydent-Ryszard Nowak. Z pewnością, jeżeli będzie startował, to będę mu pomagał i go wspierał. To nie jest tak, że pomyślałem sobie, że skoro jestem radnym to już za chwilę muszę być prezydentem. Ciągle się od niego uczę i staram się rozwijać. Uważam, iż Nowy Sącz ma bardzo dobrego gospodarza i nie ma potrzeby mówić o zmianach.

Wiceprzewodniczący Rady Miasta, przewodniczący zarządu osiedla Dąbrówka, co się za tym kryje?

– Funkcję przewodniczącego w zarządzie porównuję do bycia sołtysem na wsi, bo jest on osobą, która musi być maksymalnie blisko ludzi. W wyborach do Rady Miasta miałem nawet takie hasło wyborcze: „Zawsze blisko ludzkich spraw”. Staram się działać prosto: mieszkańcy do mnie dzwonią, wsiadam w samochód i jadę, by naocznie zobaczyć problem i pozytywnie go rozwiązać. Jak wchodziłem do Rady Miasta, przysięgłem sobie, że dostałem ten mandat od ludzi, i ten mandat ma być wśród ludzi. Nigdy nie pozostawiam nierozwiązanych spraw.

Michał Kądziołka jest kojarzony również z Biegiem Świętego Rocha. Jest Pan inicjatorem tego wydarzenia?

– Nieskromnie powiem, że był to mój pomysł. Siedzieliśmy w biurze osiedlowym i zastanawialiśmy, jaką imprezę zorganizować, z którą będzie kojarzona nasza ulica. W 2016 roku w biegu wzięło udział 400 osób, których wszyscy mieszkańcy dopingowali. Niektórzy przygotowują się do niego już pół roku wcześniej. Cieszę się, że wspólnie możemy pomagać chorym dzieciom. W tym roku biegniemy dla Amelki Czarneckiej z Krynicy-Zdroju, która dzień przed Bożym Narodzeniem dowiedziała się, że jest chora na białaczkę. Będzie to już 7 edycja biegu.

Wobec tylu obowiązków ma Pan czas na życie prywatne?

– Obowiązków jest dużo, ale mam bardzo wyrozumiałą dziewczynę, która mnie wspiera. Jest również w zarządzie osiedla Biegonice, dlatego rozumie mnie. Nadajemy na tych samych falach, więc wspaniale się uzupełniamy. Przy dobrej organizacji i wsparciu można naprawdę wiele zrobić.

Na zakończenie ma Pan jakąś radę dla młodych Sądeczan?

– Nigdy nie wstydźmy się tego, co sądeckie. Najważniejsze jest mieć swoje zdanie, nie poddawać się i zawsze wierzyć w siebie. Każdego dnia, z uśmiechem, robić kolejny krok naprzód.

Rozmawiała Natalia Sekuła
Fot. Z arch. M. Kądziołki

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama