KŹK 2023: Mrozu i Sara James, czyli jedziemy dalej [RELACJA]

KŹK 2023: Mrozu i Sara James, czyli jedziemy dalej [RELACJA]

Im większy z ciebie nudziarz, tym mniej osób interesuje się twoim życiem. To ma swoje plusy. Chociaż patrząc na to z drugiej strony wszystkim tym, którzy twierdzą, że to całe moje jeżdżenie i powroty, by napisać, to chyba całkiem ciekawa sprawa musi być, tłumaczę ze smutkiem, że nie. Że akurat w tym temacie prowadzę potwornie nudne życie, które w rzeczywistości jest cholernie ekscytujące, gdyż daje mi możliwość uczestnictwa praktycznie w każdym wydarzeniu kulturalnym, na które mam czy miałbym ochotę. Ale tak i owszem, ciągle i wciąż jestem w Krynicy-Zdroju, by raportować, tym razem z drugiego weekendu cyklu Krynica Źródłem Kultury. No może z jego brzydszej połowy, za co na wstępnie przepraszam, ale o tym za chwilę…

Nie od dziś wiadomo, że każdy jego występ to gwarancja pierwszoligowego muzycznego widowiska i przepotężnej dawki szaleństwa, zarówno na scenie, jak i pod nią. I choć nie jestem fanem, nigdy nie byłem i zapewne już nie zostanę, za każdym razem, kiedy w okolicy rozlepiają plakaty z jego facjatą, z miejsca wpisuję człowieka do swojego osobistego kalendarza koncertowych zdarzeń i załączam wsteczne odliczanie. Dzięki drugiemu weekendowi 9. edycji cyklu Krynica Źródłem Kultury miałem przyjemność spotkać artystę, który choć nie należy do personal fave, zawsze gdy przetacza się przez scenę, czuje się jego aurę, rezonują falę, a widownia dostaje zielone światło, by lewitować z nim przez całą noc.

Mrozu | fot. Grzegorz Korzec Fotografia

Ale trzeba zaznaczyć na wstępnie, że Mrozu nie pojawił się w Pijalni Głównej w Krynicy-Zdroju sam, lecz w tym samym, co podczas 8. edycji składzie. Wspólnie z Arturem „Boo-Boo” Twarowskim (gitara), Adamem Bieranowskim (klawisze), Piotrem Lewańczykiem (gitara basowa), Jerzym Markuszewskim (perkusja), Michałem Szafrańcem (saksofon), Przemysławem Kostrzewą (trąbka) i Boguszem Wekką (perkusjonalia) wysłali w stronę publiczności morze pozytywnej energii z brzmieniem jako kombinacją wysokooktanowego funku, soulu i rhythm and bluesa. Całość piątkowego wieczoru upłynęła pod znakiem krótkiego, acz treściwego setu obudowanego energetycznymi i dobrze nastrajającymi kawałkami będącymi pierwszorzędną odtrutką na chandrę, przygnębienie czy cokolwiek zły humor. Ze sceny posypało się w sumie aż czternaście numerów, z których aż dziewięć pochodziło z najnowszego krążka „Złote bloki” (2022). „Betonowy las”, „Galácticos”, „Poligon”, „Jak nie my to kto”, „Napad”, „Za daleko”, „Nogi na stół”, „Palę w oknie”, „Zima”, „Bez świadków”, „Nic do stracenia”, „Złoto”, „Aura” i „Szerokie wody”, tak wyglądała część główna. Bisy natomiast należało przyjąć za pewnik i czystą formalność. Poleciało powtórnie „Jak nie my to kto”, choć w podrasowanej gitarowo wersji, zwieńczone motywem przewodnim ze „Stawki większej niż życie”.

Eklektyczna gatunkowo muzyka, nośne teksty, kolorowe osobowości każdego z członków zespołu – słowem nazwijcie ich jak chcecie: persony, nietuzinkowi instrumentaliści, właściwi ludzie na właściwym miejscu. Whatever. Każdy z nich zyskuje przy bliższym poznaniu, a przyznacie, że o bliższy niż ten podczas występów live, to raczej jednak trudno. Doskonały kontakt z publicznością od lat doceniany jest przez organizatorów festiwali i koncertów w całej Polsce, jak i samych odbiorców. Ten piątkowy doceniam również i ja, można by rzecz bywalec wydarzeń sygnowanym pseudonimem Mrozu, bądź między innymi.

Mrozu i jego familia… | fot. Grzegorz Korzec Fotografia

Spontaniczna konferansjerka, kontakt wzrokowy, gesty i słowa skierowane do widowni, a w tym wszystkim niemała dawka improwizacji i muzycznego happeningu. Jednym słowem – szaleństwo. Niby wiele się zmienia, ale w zasadzie to nie zmienia się nic. Każdy kolejny album Mroza (i idąca z nim w parze trasa) to nieustający i konceptualny projekt tytanicznej pracy, ale jednocześnie kontynuacja artystycznej ścieżki obranej na poprzednich płytach. To również (a może przede wszystkim) przypomnienie o rzeczach ważkich: by otaczać się wyłącznie ludźmi, którzy rozpromieniają się na nasz widok. Że droga na skróty nie istnieje, a zdobyty szczyt jest tylko i wyłącznie początkiem kolejnej wspinaczki. Tak zrozumiałem piątkowy gig Mroza i myślę sobie, że o takich tematach zawsze warto, ba!, nawet należy przypominać. Słuchajcie chłopaka, mądrze prawi.

Co się tyczy koncertu Sary James frekwencja kompletnie nie dopisała, to znaczy… ta moja, więc jedyne, co mogę zaoferować Wam drodzy czytelnicy, to przeobfitą selekcję zdjęć przygotowaną przez Grzegorz Korzec Fotografia oraz flashback z zeszłorocznej edycji cyklu Krynica Źródłem Kultury, której trzeci weekend uświetniła swoim występem Sara James właśnie (relacja TUTAJ).

Foto: Grzegorz Korzec Fotografia, Video: Bartosz Szarek

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama