Krynica Źródłem Kultury 2024: Kult [RELACJA]

Krynica Źródłem Kultury 2024: Kult [RELACJA]

Idę tam, gdzie idę. Znowu wchodzę w tę ciszę i skoro już jestem, to trzymajcie za mnie kciuki dziś i jutro, żebym nie przyniósł wam niczego ponad słów i odczuć paru, garści fotek i wideo materiału z koncertów klasy pierwszej. A te w trakcie trwania pierwszego weekendu 10. edycji cyklu Krynica Źródłem Kultury objawią się jeszcze zespołem Ira i Brodką. Ale dziś to dziś i zarazem wczoraj, a wczoraj na scenie Pijalni Głównej w Krynicy-Zdroju wystąpił Kult.

Kamień milowy, pomnik, legenda. Na temat Kultu powiedziano już chyba wszystko, a waga tej wyjątkowej formacji jest nie do przecenienia dla każdego szanującego się fana polskiej muzyki w ogóle – bez względu na preferencje gatunkowe i stylistyczne widzimisię.

Także mając gdzieś z tyłu głowy ostatnie występy Kultu, i to nie tylko z poprzednich edycji KŹK, nie miałem wielkich oczekiwań. Nie musiałem mieć – nie chciałem mieć. No bo po co? Miałem po prostu… czwartek, trzy godziny i plus minus trzydzieści numerów ujętych w syntezę – w przekrojowy nawias czterdziestu jeden lat działalności wydawniczo-koncertowej grupy grup. Działalności, która nie uznaje kompromisów, prostych recept na życie, żadnych z góry przyjętych kodów i wydeptanych ścieżek. Kult to kronika, liryka i dynamika, drwina i komentarz, plwocina-w-twarz-i-sól-w-ranę przeszłości i teraźniejszości nowej Polski. Zespół z szeroką perspektywą i arsenałem pomysłów, zawsze innych, zawsze odważnych, mogących wzbudzać zarówno sprzeciw i polemikę, jak i pełnię spontaniczności i aprobaty. Jak nie drzwiami, to oknem. Jak nie z drzwiami, to z oknem i z uporem maniaka. Choćby głową w mur.

Kult | fot. Konrad Obidziński

Czwartkowy koncert odbył się z buta i na wysokim biegu świadomości z realnym i zawsze pożądanym kopem dostrzegalnej diagnozy społeczno-politycznej kraju nad Wisłą. Kraju, który jak żaden inny mi wiadomy – czerpie dziką przyjemność z wchodzenia dwa razy do tej samej rzeki. To szaleństwo stworzyło nas jako krainę memami i gagami płynącą – wiecznie podzieloną, wiecznie skłóconą, ale która tak kreatywnych wrażliwców jak Kazik stymuluje na głębszym poziomie stawania się. Filozofii życia dającej przeszło czterdzieści-już-lat pożywki i pretekstów, by niczym najprecyzyjniejszy barometr na zachodzące wokół nas zmiany, reagować, punktować, besztać.

Wychodziłem z Kultu tak jak wchodziłem – z przeświadczeniem dobra, jakkolwiek by to rozumieć czy nie rozumieć. A dostałem to, co miałem dostać: szlachetną chuliganerię, wehikuł dla poezji, dla natury ludzkiej, dla głupoty, afektów i krytyki na każdym możliwym poziomie naszej pooranej rzeczywistości. Dostałem coś jeszcze, przypomnienie o tematach zawsze w cenie, bez względu na to, czy komuś pasuje forma podania, czy nie. Tematy, o których trzeba i należy przypominać. Tematy, które ciężko od tak strzepnąć niczym paproch z mankietu płaszcza i przejść do porządku dziennego. Chyba, że żyjemy z dnia na dzień, jest nam wszystko jedno i w głębokim poszanowaniu mamy wrażliwość na niesprawiedliwość i bunt.

Tak czy siak i co by tu nie pisać, w mojej ocenie pisanie relacji z Kultu mija się już trochę z celem, trochę nie wypada, bo cóż jeszcze dodać, co nie byłoby już dodane, co jeszcze skreślić, co nie byłoby skreślone. Że co, że Kazik w formie? A może nie? Nie do końca? Litości…

Kult jest w sztosie, Kazik w gazie. Karawana jedzie dalej. Oby jak najdłużej.

Foto: Konrad Obidziński, Video: Bartosz Szarek

Reklama