Jest dzieckiem festiwalu Święto Dzieci Gór, choć nigdy na nim nie zatańczył

Jest dzieckiem festiwalu Święto Dzieci Gór, choć nigdy na nim nie zatańczył

W jego rodzinie Święto Dzieci Gór było trzecim po Bożym Narodzeniu i Wielkanocy świętem, którego wszyscy z utęsknieniem oczekiwali. – Ten festiwal mnie wychował i jemu zawdzięczam to, co dziś robię w życiu – mówi Patryk Rutkowski, właściciel EtnoSzafy oraz choreograf zespołu Mali Mystkowianie, który jest gospodarzem tegorocznej imprezy.

Jego przygoda z festiwalem zaczęła się w 1996 roku. Miał pięć lat, gdy po raz pierwszy babcia zaprowadziła go do namiotu przy al. Wolności, gdzie odbywały się wówczas koncerty Święta Dzieci Gór. Od tego czasu nie opuścił żadnego. Kiedy więc dziesięć lat później zespół Lachy, w którym tańczył, zakwalifikował się do udziału w imprezie, rozpierała go duma. Ale jednocześnie ogarnęła rozpacz.

– Okazało się, że jestem za stary, by wystąpić na scenie jako tancerz – wspomina Rutkowski.

Miał wówczas 16 lat.

Nie chcieli go wpuścić na Festiwal drzwiami, to wszedł oknem.

– Bardzo chciałem zobaczyć wszystko od środka – opowiada dalej.

Nasze festiwalowe dziecko

Podszedł więc do Antoniego Malczaka, dyrektora MCK SOKÓŁ w Nowym Sączu, organizatora ŚDG, i zaproponował pomoc. Był gotów sprzątać, usługiwać, byle pozwolono mu wejść do świata, który dla niego stanowił swego rodzaju sacrum.

– W mojej rodzinie ten festiwal był trzecim, po Bożym Narodzeniu i Wielkanocy, świętem, na który wszyscy czekaliśmy – stwierdza Patryk Rutkowski.

Antoni Malczak wręczył mu bilet i polecił stawić się u Liliany Olech, która była wówczas kierownikiem festiwalu. Dziś dyrektor SOKOŁA mówi o Rutkowskim: „Nasze festiwalowe dziecko”.

– Nigdy nie było mi dane być dzieckiem na scenie Święta Dzieci Gór, ale jako dziecko poznałem ten festiwal od podszewki. To on mnie ukształtował – nie kryje Rutkowski.

Gdzie się podział pilot?

Z widza stał się wolontariuszem, a kiedy skończył 18 lat mógł pełnić funkcję pilota. Zadanie, jak twierdzi, podobne, tylko odpowiedzialność większa. Zarówno jako wolontariusz, jak i pilot opiekował się grupami, uczestniczącymi w ŚDG.

– Moje zadanie to przede wszystkim gra z czasem. Jeśli ktoś myśli, że uczestnicy festiwalu są w Nowym Sączu na wakacjach, jest w błędzie. Pobudka o szóstej rano, przygotowania, występy, powrót na nocleg o 23. Wszystko musi być punktualnie, a przecież pod opieką mamy dzieci, u których, jak wiadomo, z dyscypliną bywa różnie – opowiada.

Zaraz z uśmiechem dodaje: – A tam dzieci. Dorosłych trudniej czasem zdyscyplinować.

Zdarzyło się, że grupa Irakijczyków, którą pilotował, była umówiona na nagranie do telewizji. Dwie minuty do wejścia na antenę, a tłumacz zespołu gdzieś zniknął.

– Musiałem improwizować. Dzieci opowiadały coś dziennikarzowi, a ja tłumaczyłem ich słowa, kompletnie nie wiedząc, o czym mówią. Ale nie sądzę bym bardzo zmyślał – śmieje się.

Komicznych sytuacji podczas festiwalu nie brakuje. Odkąd zapanował zwyczaj, że piloci grup zakładają na siebie regionalne stroje zespołu, którym się opiekują, są nie do rozpoznania.

– Co roku więc obserwujemy nasze koleżanki, jak nerwowo wchodzą między uczestników i krzyczą z wściekłości: „Gdzie się podziali wszyscy piloci?”. A my stoimy obok i rozkładamy ręce, w geście: Nie wiemy. Zanim zorientują się, że to my, chwila mija – opowiada Patryk Rutkowski.

Facebook wszystko zepsuł

Jest dużo śmiechu, ale łez też nie brakuje. W niedzielę, gdy kończy się finałowy koncert, nie ma uczestnika ŚDG, który by nie płakał.

– To są wielkie emocje. Dzieci przez te kilka dni potrafią nawiązać bliskie ze sobą relacje. Więc gdy przychodzi im się rozstać, nie kryją łez – mówi pilot.

Dodaje, że te przyjaźnie, a nawet dziecięce miłości, które się rodzą podczas ŚDG potrafią przetrwać lata. Sam zakochał się raz w pewnej Litwince. To była, jak twierdzi, wielkie młodzieńcze zakochanie. Przez wiele miesięcy pisali do siebie listy.

– Niestety, pojawił się Facebook i wszystko zepsuł. Czar miłosnych listów prysnął – opowiada.

Przetrwały za to przyjaźnie, które pomagają mu rozkręcić własny biznes. Patryk Rutkowski jest bowiem założycielem EtnoSzafy, sklepu, który zajmuje się sprzedażą strojów ludowych i stylizowanych folklorem. Jest też choreografem zespołu Mali Mystkowianie, z którym związał się również dzięki Święcie Dzieci Gór. Grupa wystąpiła na festiwalu w 2009 roku. Jej kamratami z zagranicy był zespół z Bośni i Hercegowiny, który pilotował Patryk Rutkowski.

– Okazało się, że choreograf Małych Mystkowian odchodził już na emeryturę, a festiwal był jego ostatnią wspólną imprezę. Ktoś wówczas zaproponował, że mogę przejąć jego zadania. I tak już zostało – opowiada Patryk Rutkowski.

Partnerem dodatku „Dobrego Tygodnika Sądeckiego” Święto Dzieci Gór jest firma Koral.

Fot. Arch. Patryka Rutkowskiego/MCK SOKÓŁ

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama