Jakub Marcin Bulzak. Pije Kuba do Jakuba. Elegia o generacji

Jakub Marcin Bulzak. Pije Kuba do Jakuba. Elegia o generacji

Trudno pod koniec października uciec od tematu przemijania. Zwłaszcza, że już od dłuższego czasu, nie tylko pod koniec października, noszę w sobie przekonanie graniczące z pewnością, że na naszych oczach odchodzi pewna generacja nowosądeczan.

Dla jej scharakteryzowania bardzo przydatny może być znany fragment „Raportu z oblężonego Miasta” Zbigniewa Herberta: „…jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden / on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania / on będzie Miasto”.

Odchodzą ci, którzy „nieśli Miasto w sobie”. Nowy Sącz był sobą dzięki nim – oni byli Nowym Sączem. Na ich przykładach widać, jak durne jest powiedzonko, że nie ma ludzi niezastąpionych: Irena Styczyńska, Ludmiła Remiowa, Zofia Flisówna, Antoni Sitek, Mieczysław Smoleń, Witold Tokarski, Staszek Choczewski, Jerzy Masior, Danek Weimer, Bobek Ciuła, Jerzy Leśniak, Wojciech Dębicki, Andrzej Horoszkiewicz…

Ilu jeszcze takich ostatnich naddunajeckich Mohikanów nam pozostało?

Z odchodzeniem tej generacji umiera klimat miasta. Nie ten zauważany przez turystów, tworzony przez zabytki, czy okoliczności przyrody. Ale ten, w którym nowosądeczanie żyją (żyli?) na co dzień. To co podskórne i naskórkowe. Ulotne. Nieuchwytne. Nieopisane. Te „Imperiale”, „Bony”, „Cechowe”, „Bufory”, „Tłuste Czwartki dla Kultury”, kluby, redakcje, wieczorki, poranki, pogadanki, wernisaże, spektakle, bankiety, obchody, rocznice, wieczornice…

Mam wrażenie, że wśród żywych coraz mniej jest takich, którzy „niosą Miasto w sobie”. Oni niosą wyłącznie siebie…

Jakub Marcin Bulzak

Ten i inne felietony znajdziesz w najnowszym wydaniu DTS – dostępnym za darmo pod linkiem:

 

Reklama