Inwestycje w technologie i… świeże powietrze

Inwestycje w technologie i… świeże powietrze

Rozmowa ze Zbigniewem Konieczkiem, prezesem firmy Newag

– Branżowe pismo „Rynek kolejowy” napisało o nowej odsłonie Newagu. Jest przygotowany plan na najbliższe sześć lat – duże inwestycje. Zakład zaczyna pisać nową historię?

– To nie jest tak, że prasa branżowa coś napisała i my zaczynamy nowe inwestycje. Te inwestycje trwają cały czas. 2005 r. i 2006 r. zaczęły się poważne zmiany w Newagu. Zmieniliśmy profil firmy z zakładu remontującego na firmę produkującą tabor kolejowy. Wtedy zaczęły się pierwsze inwestycje, które muszą trwać cały czas. W ostatnich dziesięcioleciach świat technologicznie bardzo szybko się zmienia, kto za tymi zmianami nie nadąży, wypadnie z gry. Warto powiedzieć, że przez te lata zainwestowaliśmy w Nowym Sączu około pół miliarda złotych. To są już naprawdę duże pieniądze. Mówimy o inwestycjach w środki produkcji, ale warto też powiedzieć o inwestycjach w rozwój intelektualny, w rozwój kadry inżynieryjnej, technicznej, w rozwój produktów. To wszystko wiąże się z wielkimi nakładami.

– Wróćmy do roku 2005. Skąd wtedy wiedzieliście, że trzeba zmienić profil zakładu na produkcyjno-remontowy?

– W tej chwili mogę powiedzieć, że już tylko ma produkcyjny, bo nie robimy żadnych remontów. Obserwując rynek kolejowy na świecie, a zwłaszcza kolej niemiecką i szwajcarską, trudno było nie zauważyć, że w Polsce trzydziestokilkuletni tabor w końcu trzeba będzie wymieniać. A że producentów w Polsce wówczas jeszcze nie było, spróbowaliśmy się zmierzyć z rzeczywistością. Dziś mogę powiedzieć, że się nam udało.

– Gdybyście tego nie zrobili, sądeckie ZNTK podzieliłby los bliźniaczego zakładu w Oleśnicy, który niedawno ogłosił upadłość?

– Gdybyśmy wrócili do roku 2002-2003, pamiętam co „Dziennik Polski” i „Gazeta Wyborcza” pisały o ZNTK. Mogę się pochwalić, że kilkanaście lat temu przewidziałem, czym się to skończy.

– A czym by się to mogło skończyć?

– Wiemy czym się to skończy w Oleśnicy – jest ogłoszona upadłość. Wcale nie boję się powiedzieć, że gdyby nie determinacja grupy ludzi Newagu pewnie by nie było.

– W 2002 r. właścicielem nowosądeckich ZNTK był ten sam właściciel co w Oleśnicy.

– Pan Robert Hammerling. Trudno mówić, co by było w Nowym Sączu. Całe szczęście byli ludzie, którzy uwierzyli w to, o czym wtedy mówiliśmy. Mamy firmę, która z powodzeniem może zacząć konkurować na europejskim rynku.

– Mieliśmy mówić o rozwoju, nowych inwestycjach, nowoczesnych technologiach, a okazuje się, że niewiele brakowało, a moglibyśmy czytać w prasie nekrologi sądeckiego ZNTK, który byłby na miejscu Oleśnicy.

– Oczywiście, sądecki zakład dawno by przestał istnieć i dobrze o tym wiemy. Materiały, które wtedy można było zobaczyć, dawały jasne informacje, że należy z takim inwestorem skończyć, bo to doprowadzi do problemów.

– Co dziś byłoby w miejscu Newagu?

– Trudno powiedzieć, rynek nie lubi próżni, wiec na pewno coś by powstało. Ale na pewno nie byłyby robione ani pociągi do metra, ani lokomotywy, ani wagony.

– Powołam się jeszcze raz na „Rynek kolejowy”, który zapowiada podwojenie wartości sprzedaży Newagu i zwiększenie efektywności do poziomu typowego dla wiodących światowych koncernów taborowych. Newag awansuje do ligi mistrzów w swojej branży?

– Zwiększenie sprzedaży nie jest wielkim problemem. Natomiast, żeby ta sprzedaż była rentowna i aby z tej sprzedaży prowadzić normalną działalność i rozwijać biznes, to już jest trochę trudniejsze. W latach 2001-2002 sprzedaż na poziomie 150 mln to było wielkie marzenie. A w zeszłym roku mieliśmy miliard, w tym roku będzie więcej niż miliard i konsekwentnie krok po kroku będziemy tę sprzedaż zwiększać.

– W prognozie czytamy, że to mogą być nawet dwa miliardy w ciągu dwóch lat.

– W ciągu dwóch lat to jest niemożliwe, bo jeśli ktoś by się pokusił, żeby zwiększyć dwukrotnie sprzedaż z roku na rok, to wiązałoby się to z kłopotami. Firmy w większości nie upadają dlatego, że nie mają zamówień, ale dlatego że są przeinwestowane albo tracą płynność finansową.

– Chyba pomyślał Pan teraz o swoim głównym konkurencie…

– Trudno mi mówić o głównym konkurencie. Jest w tej chwili państwową firmą, wiemy czym się skończyło właśnie takie działanie, że chciano coraz więcej, nie patrząc na konsekwencje. Gdyby nie państwo, tej firmy by nie było.

– W Newagu wyburzona została kotłownia, wybudowana w czasach II wojny światowej.

– Całe szczęście, że znika z krajobrazu. Powinniśmy mieć w mieście więcej takich inwestycji, gdy tego typu kotłownie będą znikały. W 2002 r. ta kotłownia spalała około 16 tys. ton węgla, powiedzmy że to około 20 pełnych składów pociągów. W ostatnim roku jej działalności, to był rok 2016, spaliliśmy 5 tys. ton węgla, co spowodowało wyemitowanie ok. 100 ton pyłów. W tej chwili już tego nie ma. To jedna z inwestycji, której zwrot jest żaden. Ciepło, które teraz kupujmy, jest troszkę droższe niż to produkowane wcześniej we własnej kotłowni, ale trudno jest przeceniać to, jak likwidacja tej kotłowni wpłynęła na jakość powierza w Nowym Sączu.

– Przedsiębiorca mówi: zamieniłem własną kotłownię na usługę, która jest droższa. To ekonomiczne podejście?

– Żyję w tym mieście i jak 80 tys. sądeczan i chcemy oddychać czystym powietrzem. Widzę co się dzieje, zwłaszcza zimą, gdy wiatr nie wieje, a ciśnienie jest wysokie. Trudno jest wtedy oddychać. Każda likwidacja miejsca, gdzie powstaje smog, ma znaczenie. Trudno oceniać to materialnie, trzeba patrzyć na to, że wszyscy żyjemy.

– W miejscu, gdzie stoją resztki tej kotłowni, powstanie nowoczesna hala produkcyjna.

– Czekamy na warunki zabudowy i chcemy, żeby w tym miejscu jeszcze w tym roku powstała duża hala, w której będziemy produkować lokomotywy elektryczne.

– To nowy produkt w portfolio Newagu?

– Sprzedaliśmy już bez mała 26 trzyosiowych i 5 czteroosiowych nowych lokomotyw elektrycznych. W tej chwili mamy zamówienia na około 50 sztuk i czekamy na kolejny duży przetarg, który będzie ogłoszony przez naszego największego przewoźnika. W Polsce to już będzie lokomotywa wielosystemowa, która będzie mogła wyjechać także zagranicę. Dlaczego to jest takie ważne? Wcześniej koncentrowaliśmy się na naprawach i modernizacji taboru do przewozu pasażerów. W tej chwili drugą nogą są lokomotywy. Obecnie robimy 60 lokomotyw spalinowych dla PKP Cargo. One powstają w Nowym Sączu. W zeszłym roku wyprodukowaliśmy ich 20, w tym roku ten kontrakt zamierzamy skończyć. Mamy bardzo duży kontrakt dla PKP Intercity. Będą w końcu nowe lokomotywy na szlakach, które obsługuje Intercity. Prywatni przewoźnicy na lokomotywy ciężkie, towarowe – to bardzo duży rynek. W tej chwili już po zakupach nowych lokomotyw, średni wiek taboru lokomotywowego w Polsce ma 35 lat. Zakładany przez projektanta wiek życia lokomotywy to ok. 30 lat. Zatem pora na wymianę! (…)

– Po terenie Newagu jeździ chyba jeszcze lokomotywa, która ma taką tabliczkę: FABLOK – Fabryka Lokomotyw, pierwsza w Polsce, usytuowana w Chrzanowie. Ona już dziś lokomotyw nie produkuje, ale Newag mógłby być spadkobiercą FABLOK-u?

– Z tego co wiem w FABLOK-u jest syndyk masy upadłościowej. Bardzo dobra fabryka, tam powstała Luxtorpeda, produkowała setki lokomotyw. Trudno mi oceniać, dlaczego tak się stało, ale przez ewidentne błędy w zarządzaniu ta fabryka upadła. Syndyk usiłuje coś sprzedać, jacyś potencjalni nabywcy są, życzymy, żeby udało się fabrykę odbudować, co będzie trudne, bo świat daleko poszedł do przodu, a tam się nic nie dzieje przynajmniej od kilkunastu lat.

– Newagu nie ma w kolejce chętnych do wykupu FABLOK-u?

– Na razie nie.

– Inwestycje w nową część Newagu wyniosą około 80 mln zł.

– Myślę, że trochę więcej. Chcę w ciągu trzech lat zainwestować między 80 a 110 mln zł. Spowodowane jest to tym, że mamy podpisaną umowę, mamy decyzję Krakowskiego Parku Technologicznego i jest możliwość z kosztów kwalifikowanych inwestycji dostać ulgę podatkową. Jeżeli jest taka możliwość, to trzeba z tego skorzystać. O 35 proc. zmniejszamy swoje zobowiązanie podatkowe, a co za tym idzie mamy mniejsze koszty. Oczywiście jest to obwarowane utrzymaniem miejsc pracy, terminami wykonania i chyba przez 12 lat można skorzystać z tej ulgi. My zrobimy to znacznie wcześniej, bo do końca 2020 r. Musi być to zrobione, bo taki mamy cykl produkcyjny, cykl zamówień, a te inwestycje są przygotowane już pod kolejne zamówienia i produkcję.

– Powiedział Pan, że utrzymanie zatrudnienia jest jednym z warunków. Dziś w Newagu pracuje około 1800 pracowników.

– 1860.

– Czy uruchomienie produkcji lokomotyw i tej hali produkcyjnej to zapowiedź zwiększenia zatrudnienia?

– Często spotykam się z pytaniem: ile to przyniesie miejsc pracy? W zeszłym roku bardzo chętnie zatrudniłbym 300 osób, których na rynku pracy nie było. W tym roku od czerwca proces produkcyjny będzie mieć duże natężenie i trzeba będzie pewnie zatrudnić kolejnych pracowników, ale z tym jest kłopot.

– Szuka Pan w rzadkich specjalnościach?

– Nie. Czy 20-30 lat temu rzadką specjalnością był mechanik, ślusarz, elektryk, hydraulik? A czy teraz mamy takie szkoły? Ja mam swoją szkołę spawaczy.

– Technikum Mechaniczno-Elektryczne działa w Nowym Sączu.

– Technikum tak, a ile jest szkół zawodowych? Nie ma ich. Dlatego trzeba sobie  z tym radzić. Stąd te inwestycje, nie tylko w hale produkcyjne, ale i w automatyzację produkcji. W tej chwili działają pierwsze stanowiska, gdzie odbywa się zautomatyzowane spawanie części do lokomotyw czy elektrycznych zespołów trakcyjnych. I te inwestycje pójdą dalej. Powtarzalne części można spawać na automatach. Natomiast specyfika branży kolejowej jest jednak trochę inna niż np. branży samochodowej i nie da się, żeby lokomotywy czy wagony robiły automaty. Nie są to serie idące w tysiące, tylko w setki. W Polsce nie było jeszcze takiego zamówienia, które opiewałoby na więcej niż 100 sztuk. Chociaż jak ostatnio byłem na Europejskim Kongresie Kolejowym to UTK wymienił nasz produkt, czyli Impulsa, jako najliczniejszą serię w Polsce.

 

Wykorzystano fragmenty nagrania dla Regionalnej Telewizji Kablowej

 

 

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama