Bezdomna kuźnia olimpijczyków

Bezdomna kuźnia olimpijczyków

Rozmowa z Bogusławem Popielą – nowym prezesem klubu sportowego Start Nowy Sącz, wiceprezesem Polskiego Związku Kajakowego

– Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że całe Pana życie związane jest z kajakami i sportami wodnym?

– Myślę, że nie, bo po raz pierwszy wsiadałem na kajak będąc w pierwszej klasie szkoły podstawowej, więc bardzo dawno temu. Kajakarstwo slalomowe, kiedyś nazywane górskim, które reprezentuję jako prezes klubu Start i członek władz Polskiego Związku Kajakowego, to wyjątkowo piękna dyscyplina. Gdy połknie się tego bakcyla, to bez względu na problemy, które w sporcie i w życiu mają miejsce, nie da się od tego uwolnić.

– Te kajaki tak pochłaniają zarówno Pana, jaki i syna, że aby się umówić na rozmowę, trzeba uparcie dzwonić przez kilka tygodni. Wrócił Pan z zagranicy, gdzie przebywał – a jakże – w sprawach kajakowych.

– Kłopoty z połączeniem oczywiście nie wynikają z niechęci, ale z powodu bardzo dużej ilości zajęć. Oprócz sportu angażuję się w pracę w firmie, którą prowadzimy razem z braćmi. Teraz jesteśmy także w trakcie przygotowań do nowego sezonu. Byliśmy właśnie w miejscowości Pau we Francji oraz w Urgell w Hiszpanii, gdzie w tym roku odbędą się najważniejsze imprezy sezonu czyli Mistrzostwa Europy i Świata połączonej z kwalifikacją do Igrzysk Olimpijskich w Tokio. To będzie niezwykle ważny sezon.

– We Francji i Hiszpanii są już warunki do pływania. Kiedy u nas będzie można wejść na wodę?

– W Nowym Sączu i okolicy jest z tym dość duży problem. Mam jednak nadzieję, że wspólnie z nowymi władzami miasta jakoś stworzymy przynajmniej namiastkę warunków do treningów. W tej chwili korzystamy z obiektu w Krakowie na Wiśle. Spełnia on wszystkie wymogi, szkoda tylko, że jest o sto kilometrów oddalony od Nowego Sącza.

– Kajaki są związane z Nowym Sączem od zawsze. Czy kiedyś były tutaj lepsze warunki?

– Kiedyś naturalne warunki na rzece Dunajec stwarzały możliwość dużo lepszych przygotowań oczywiście wiosną, latem i jesienią. Zima na Sądecczyźnie zawsze była mroźna i ciężko było o pływanie. Odkąd jednak Dunajec został uregulowany, to niestety nie ma nawet krótkiego odcinka spokojnej wody, gdzie mogłoby powstać dobre zaplecze dla młodzieży. Jako nowy zarząd myślimy o tym, żeby w ciągu czterech najbliższych lat stworzyć warunki i zachęcić czymś młodzież, aby chciała przychodzić na zajęcia i trenować.

– Czy tor w Wietrznicy nie stwarza odpowiednich warunków do trenowania?

– Ten obiekt spełnia wymogi średniego toru kajakowego. Mogą się na nim odbywać zawody rangi juniorskiej i młodzieżowej, natomiast na poważne zawody seniorskie nie ma na nim szans. Skala trudności tego obiektu jest zbyt mała, również treningowo. Kolejnym problemem, przed którym stanął nowy zarząd, jest to, że poprzednie władze wydzierżawiły obiekt dwu dzierżawcom. Jeden z nich zamierza tam wybudować małą elektrownię wodną, a druga firma prowadzi tam działalność rekreacyjno-turystyczną.

– Nie trzeba być najstarszym mieszkańcem Nowego Sącza, aby pamiętać, że idąc mostem heleńskim w stronę Chełmca po prawej ręce miało się widok na tyczki slalomowe.

– Tak. W tej chwili ze względu na budowę mostu pływanie jest tam utrudnione, pomimo iż Dunajec na tym odcinku jest spiętrzony i stwarza dobre warunki do treningu. Po rozmowach z władzami miasta wiemy jednak, że projekt musi być zamknięty, a spiętrzenie musi być usunięte. Mamy jednak nadzieję, że docelowo zawisną tam bramki i będą stwarzały możliwość uzupełniającego, zastępczego treningu – dla tych najlepszych, a podstawowego – dla młodych.

– Dużo mówiło się, że powstanie tak zwana „Sądecka Wenecja” w Parku Strzeleckim i kajakarze będą tam mieli raj na ziemi. Czy wiąże Pan z tym projektem jakieś nadzieje?

– To piękny projekt i faktycznie można byłoby go porównać do raju, ale pod jednym warunkiem – że zostałby zrealizowany. Realia są jednak takie, że projekt pozostanie tylko projektem, ponieważ lata, które minęły, dawały dużą szansę, że to zostanie zrealizowane, a tak się nie stało. Zarówno władze miasta jak i klubu działały tu z zaangażowaniem. Realia pokazały jednak, że chyba musimy o tym zapomnieć. Mój sceptycyzm wynika jedynie z realizmu, z jakim do tego podchodzę, natomiast serce i marzenia są przy tym, aby ten tor powstał.

– Gdzie nowy prezes Startu urzęduje? Kiedyś siedzibą było miejsce, gdzie dziś znajduje się kampus sportowy PWSZ na ul. Kościuszki.

– Niestety sytuacja jest bardzo skomplikowana. Przejęliśmy klub w bardzo trudnej sytuacji, która spowodowana jest wieloma kwestiami. Widziałem, że nie przychodzę na lukratywne miejsce i że jako prezes będę musiał się zderzyć z wieloma problemami i trudnościami, ale szczerze mówiąc nie myślałem, że będzie aż tak źle. Jakoś jednak podejmiemy to wyzwanie. Na ten moment nie mamy swojej siedziby. Jest tylko tymczasowe biuro, które było przez poprzedni zarząd użytkowane w dawnej straży pożarnej, ale nie ma na to umowy. Na terenach dawnego obiektu klubu jest dzisiaj piękna szkoła, a my korzystając z uprzejmości władz uczelni jedynie wynajmujemy tam nieobjętą programem dotacyjnym część pomieszczeń na siłownię, za które płacimy ponad pięćdziesiąt tysięcy rocznie. Moim marzeniem i dążeniem zarazem jest jednak, aby przy udziale władz miasta i uprzejmości rektora PWSZ Mariusza Cygnara nawiązać współpracę. Mam nadzieję, że podejmiemy rozmowy i pomogą klubowi się rozwijać tak, aby wrócić do dawnych dobrych tradycji.

– Niedawno Urząd Miasta opublikował listę klubów i stowarzyszeń sportowych, które zostały objęte dotacjami. Start też dostał pieniądze.

– Tak, ale jest to kolejny powód, dla którego nie powinienem się uśmiechać, bo pomimo iż dostał największą z tych dotacji, czyli dwieście tysięcy złotych, to jest to o połowę mniej niż w roku poprzednim. Muszę więc wyrazić ubolewanie, ale trudno jest mi znaleźć adresata tych pretensji. Nieszczęśliwie stało się tak, że ja zostałem prezesem w piątek, a trzy dni później zostały ogłoszone wyniki konkursu. Nie miałem więc nic wspólnego ze składaniem wniosków do Urzędu Miasta. Decyzje zapadły i dotacje zostały przyznane.

Uważam jednak, że zostały popełnione błędy przez poprzedni zarząd jeżeli chodzi o wniosek. Dla mnie niewyobrażalne jest, że klub sportowy Start, który jest dostarczycielem zawodników w konkurencjach olimpijskich, mistrzostwach świata, Europy, kuźnia medalistów – 18 olimpijczyków było na walnym zgromadzeniu! – otrzymał taką dotację. Szczególnie, że na tym terenie nie znajdziemy innego klubu na tym poziomie sportowym. Wiadomo, że kajakarstwo górskie nie jest piłką nożną, nie jest bardzo medialne, ale mimo to jest konkurencją olimpijską, w której odnosimy bezdyskusyjne sukcesy. W tej chwili również mamy wielu zawodników, którzy zdobywają medale i odnoszą liczne sukcesy, a mój syn, który do tej pory reprezentował inne kluby, od tego sezonu zdecydował się reprezentować KS Start. Mam więc nadzieję, że spotkamy się z władzami miasta i porozmawiamy na ten temat, bo nie jest możliwe, aby dobrze przygotowany wniosek spotkał się z tak słabym docenieniem przez władze miasta i takim obcięciem funduszy.

– Pewnie niezręcznie nowemu prezesowi jest oceniać, ale po dwudziestu siedmiu latach pożegnał się ze stanowiskiem prezesa Startu Pański poprzednik Krzysztof  Szkaradek. Dwadzieścia siedem lat to kawałek życia…

– Byłbym nie fair wobec niego, gdybym oceniał go za ostatnie lata i sytuację do jakiej klub został doprowadzony. Jest to skomplikowane i na pewno nie jest to tylko i wyłącznie jego wina. Każdy, kto był w zarządzie, może sobie – jak to się mówi – troszeczkę tej winy wziąć na siebie. Że albo nie działał skutecznie albo wręcz po prostu nie dochował należytych starań, które ciążą na członku zarządu. W czasie tych 27 lat piękne zapisały się karty historii klubu, a miało to miejsce przy udziale poprzedniego prezesa. Mam jednak nadzieję, że w dużo krótszym czasie zrobię dużo więcej.

Wykorzystano fragmenty nagrania dla Regionalnej Telewizji Kablowej

Fot. Sportowy Nowy Sącz/Jerzy Cebula

 

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama