Interwencja DTS: drastyczne znalezisko w Korzennej. Służby bezradne

Interwencja DTS: drastyczne znalezisko w Korzennej. Służby bezradne

Od kilku dni mieszkańcy Korzennej odczuwali przeraźliwy fetor dobiegający z zarośli przy drodze prowadzącej w kierunku przysiółka Świegocin. Między drzewami można było dostrzec kilka sporej wielkości worków. Postanowiłyśmy zbadać sprawę. Udałyśmy się na na miejsce uzbrojone w rękawiczki.

W zaroślach, na dość stromym terenie w bliskiej odległości od potoku porzucono siedem worków. Jak się okazało –  każdy z nich wypełniony był martwymi kurami. Kilka worków było rozdartych, a padnięte ptaki leżały wokół na ziemi pokryte robactwem. Odór był nie do wytrzymania. O 17:47 powiadomiłyśmy grybowską policję.

Od dyżurnego usłyszałyśmy, że natychmiast skontaktuje się z Urzędem Gminy w Korzennej, gdyż Policja nie zajmuje się utylizacją martwych zwierząt, a ich usunięcie jest obowiązkiem gminy. Po chwili skontaktowała się z nami Beata Semla pełniąca obowiązki kierownika referatu RIOŚ w Korzennej i zapewniła, że padlina zostanie zabezpieczona jeszcze tego samego dnia. Dopiero nazajutrz miała zgłosić się po ptactwo  firma zajmująca się utylizacją martwych zwierząt, bo niestety było już po godzinach pracy zakładu.

Po godzinie 19. urzędniczka zjawiła się na miejscu wraz z sekretarzem gminy Krzysztofem Ogorzałkiem. Szczegółowo przedstawiła zaistniałą sytuację oficerowi dyżurnemu Państwowej Straży Pożarnej w Nowym Sączu i poprosiła o pomoc w zabezpieczeniu padniętego drobiu. Do akcji zadysponowani zostali strażacy z JRG nr 1 w Nowym Sączu oraz z OSP Korzenna.

Policjanci i strażacy bezradni wobec sytuacji

Funkcjonariusz grybowskiej policji na miejscu rozeznał się w sytuacji, sporządził dokumentację fotograficzną i odjechał. Z kolei dowódca JRG nr 1 poinformował, że nie weźmie odpowiedzialności za swoich ludzi, bez oficjalnego potwierdzenia ze strony Powiatowego Inspektoratu Weterynarii, że kontakt z martwymi zwierzętami nie zagrozi życiu i zdrowiu strażaków. Tego samego zdania był komendant OSP Korzenna. Druhowie zabezpieczyli teren taśmami i wrócili do swoich jednostek.

– Jeżeli dowódca, po rozpoznaniu podjął decyzję o odstąpieniu od działań, to mogę zapewnić, że problem został przekazany do centrum zarządzania kryzysowego gminy. Są firmy utylizacyjne, które się tym zajmują. Takimi rzeczami Państwowa Straż Pożarna generalnie się nie zajmuje. Padnięte zwierzęta, to zadanie gminy, ona ma je zabezpieczyć i zutylizować. Jeżeli byłaby potrzeba, to pewnie wysłalibyśmy grupę chemiczną – wyjaśnia Paweł Motyka z PSP w Nowym Sączu.

Pracownicy Urzędu Gminy patrzyli na sytuację bezradnie. Firma utylizacyjna nie mogła przyjechać o tej porze, a służby po rozpoznaniu nie były w stanie pomóc, choć weterynarz współpracujący z gminą telefonicznie zapewniał, że obecnie nie panuje epidemia ptasiej grypy, ani żadna inna zagrażająca ludzkiemu zdrowiu lub życiu. Jednak ani on, ani Powiatowy Inspektorat Weterynarii nie był w stanie potwierdzić tych słów na piśmie i wziąć odpowiedzialności za ewentualne skutki kontaktu strażaków z martwymi zwierzętami.

Błędne koło się zamykało. Problem wciąż pozostawał nierozwiązany.

– Powiadomiliśmy wszystkie służby o zaistniałej sytuacji. Będziemy teraz zastanawiać się co z tym fantem zrobić, bo służby nie podjęły działań. Musimy się jakoś tą sprawą zająć, przecież tego nie zostawimy – mówił Krzysztof Ogorzałek.

Tuż przed godziną 21., prawdopodobnie na zlecenie wójta, na miejscu zjawili się strażacy OSP Korzenna Centrum. Strażacy wraz z pracownikami gminy w maseczkach na twarzy na własną odpowiedzialność zebrali rozdarte worki z padliną, zabezpieczyli martwe zwierzęta przez spakowanie ich do nowych worków i umieścili na przyczepie samochodu Urzędu Gminy. Jutro ptactwo zostanie przekazane firmie utylizacyjnej.

Czy OSP mogło działać bez dyspozycji ze strony PSP?

–  Każda jednostka OSP jest stowarzyszeniem i może wykonywać inne działania zapisane w statucie, nie tylko te, do których są zadysponowani przez nas. My w to nie wnikamy, nas tylko informują, że wyjeżdżają. Są takie przypadki traktowane jako działania gospodarcze, nie ratownicze np. w jednej z gmin strażacy OSP w porozumieniu z wójtem wyłapują bezpańskie psy – tłumaczy zastępca sądeckiego komendanta PSP.

Ktoś podrzuca martwe ptactwo w całym regionie. Mieszkańcy boją się epidemii

Jak zdradziła nam Beata Semla, podobna sytuacja miała miejsce niedawno w Szymbarku i kilku innych miejscach w okolicy. Podejrzewa się, że ktoś celowo pozbywa się padliny w różnych częściach regionu.

4 kwietnia w Młyńczyskach na Limanowszczyźnie mieszkańcy odnaleźli w potoku Jastrzębnik kilka worków, a nich około sto martwych kur. Wówczas też poinformowani zostali: weterynarz, sanepid, policja oraz straż pożarna. Prawdopodobnie znalezione tam kury zostały uduszone, jednak policjanci wciąż szukają sprawcy.

Temat będzie kontynuowany na naszych łamach. 

 

 

 

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama