Emocjonujący finał Tour de Bike Atelier. Andrzej Jarosz pokonał trenażer

Emocjonujący finał Tour de Bike Atelier. Andrzej Jarosz pokonał trenażer

Amatorzy dwóch kółek po raz trzeci zmierzyli się w Nowym Sączu w wyjątkowym wyścigu. Choć uczestnicy pedałowali kilometry i pokonali trasy znane z najbardziej prestiżowych zawodów, to tak naprawdę nie ruszyli się z miejsca, a całe Tour de Bike Atelier odbyło się na środku… sklepu rowerowego. Podczas finału nie zabrakło wrażeń – Andrzej Jarosz okazał się silniejszy od trenażera.

Do tegorocznej edycji zgłosiły się 43 osoby, w tym pięć kobiet. Tym razem po raz pierwszy klasyfikowane były one osobno.

– Klasyfikacja pań została ustalona na podstawie przejazdów eliminacyjnych, natomiast ośmiu panów zostało zakwalifikowanych do finału. Ostatecznie jeden z nich dzisiaj zrezygnował, więc przejazdów finałowych było siedem i na tej podstawie wyłoniliśmy najlepszą trójkę – informuje Michał Woźniak z Bike Atelier.

Trasa eliminacyjna mężczyzn miała długość 8km i 580 metrów, w tym ponad 80 metrów przewyższenia i dwa podjazdy.

– Sam testowo przejechałem tę trasę w czasie nie najgorszym, aczkolwiek wiem, że wymagało to bardzo dużo wysiłku, żeby zakwalifikować się do finału – mówi Michał Woźniak.

Panie zmierzyły się z krótszym dystansem. Ich trasa miała 3 kilometry. Start był na płaskim odcinku, a końcówka na lekkim podjeździe.

Andrzej Jarosz, zwycięzca tegorocznej rywalizacji przyznaje, że woli pokonywać dłuższe dystanse.

– Traktuję to jako sprawdzian po przepracowanej zimie. Trasa była dla mnie za krótka. No i gdyby nie strzelił zacisk, mój czas byłby lepszy. 

Podczas ostatnich metrów pokonywanych przez Andrzeja Jarosza wydarzyła się niespodziewana sytuacja: kolaż okazał się być silniejszy od trenażera. Nie wytrzymały mocowania roweru. Na szczęście, dzięki szybkiej reakcji organizatorów, nie zdążył się przewrócić i zawodnik ukończył swój wyścig, a jego rower aż do mety podtrzymywany był przez trzech mężczyzn. Mimo wszystko czas jaki osiągnął 36-latek okazał się najlepszy.

Andrzej Jarosz brał udział w nietypowym wyścigu już trzeci raz. W ubiegłym roku również zajął pierwsze miejsce, dwa lata temu – drugie.

– W zimie trenażer to dobry pomysł, odskocznia od monotonnej pracy, ale nigdy nie zastąpi naturalnych warunków na drodze – przyznaje zwycięzca. Pan Andrzej mieszka w Nawojowej. Na rowerze jeździ od czwartego roku życia, a dłuższe trasy zaczął pokonywać w wieku trzynastu lat. Jego najdłuższy dystans to 280 kilometrów przejechane w ponad osiem godzin.

Drugie miejsce zajął Krzysztof Poręba z Cieniawy. Jak przyznaje 38-latek, bardziej wymagające trasy pokonuje na rowerze już od piętnastu lat. W ubiegłym roku również brał udział w Tour de Bike Atelier i zajął wtedy trzecią pozycję.

Spodziewałem się, że tym razem też będzie wysokie miejsce, ale wiedziałem, że o pierwsze będzie ciężko, bo jednak tutaj rywal jest z górnej półki i zna się na rzeczy. Ja chciałem po prostu sprawdzić się w kategorii trenowania w zimie, jak już na nowy sezon forma wygląda i widzę, że jest nieźle. Myślę, że już koniec zimy i siadamy na rower w terenie, a nie na trenażerze.

– Bardzo lubię podjazdy, często jeżdżę po górkach. Znam takie boczne drogi, niektórzy nie wiedzą o tych trasach, a ja tam lubię jeździć. W zasadzie jeżdżę sam, mam swoje tempo i swój rytm – zdradza Krzysztof Poręba. – Ale jeśli ktoś ma ochotę dołączyć, to zapraszam – dodaje.

Adrian Duszka ma 17 lat i startował w turnieju drugi raz. Tym razem udało mu się zdobyć trzecie miejsce.

– Na co dzień biorę udział w wyścigach z kalendarza Polskiego Związku Kolarskiego, jeżdżę też w klubie. To już mój piąty rok, kiedy się ścigam, ale rower przewijał się w moim życiu od dziecka. Można powiedzieć, że wujkowie mnie zarazili.

Bardzo fajna atmosfera, dużo emocji, adrenalina i wiadomo – ból i cierpienie również – śmieje się Adrian, opowiadając o Tour de Bike Atelier. – Generalnie nie jestem zwolennikiem takiego wirtualnego ścigania, aczkolwiek w formie zabawy, kilka razy w roku, jest to fajna atrakcja. Trenażer też bez wątpienia może poprawić kondycję, kiedy za oknem śnieg i minus piętnaście stopni.

– Byłam zawiedziona, że ten dystans był taki krótki – śmieje się Iwona Żelasko, która uzyskała najlepszy czas wśród kobiet.  – W tamtym roku też startowałam i była trasa około dziesięciu kilometrów. Liczyłam na to, że tym razem będzie podobnie, a tu chłopaki mówią „trzy kilometry”, ja na to „to nawet nie opłaca się przebierać”.

– Początkowo wydawało się, że trzy kilometry to mało i profil był bardziej z góry na dół, więc myślałam, że będzie lekko. Fajnie ułożony jest ten program, że wszystkie ronda, zakręty, nachylenia czuć i nie było łatwo.

– W tamtym roku klasyfikowani byliśmy wszyscy razem, a wiadomo, że rywalizować z chłopakami jest trudniej. W tym roku miałyśmy osobną klasyfikację, ale szkoda, że było tylko pięć dziewczyn – mówi mieszkanka Gostwicy.

Na co dzień 27-latka pokonuje znacznie dłuższe dystanse. Zdradza, że zdarzyło się jej przejechać nawet 200 kilometrów. Rower towarzyszy jej od zawsze, a startować w wyścigach zaczęła jakieś trzy lata temu.

– Kiedy kupiłam rower szosowy, zauważyłam, że coraz więcej ludzi jeździ i to jest bardzo fajne. Wiem, że dawniej też byli, ale wtedy ich nie zauważałam – przyznaje Iwona Żelasko.

Najstarszy uczestnik sądeckiej rywalizacji miał 62 lata, najmłodsza była 11-letnia Oliwia, która mimo swojego wieku, zajęła drugie miejsce.

Bardzo mi się podobało. Była przy mnie moja trenerka, która cały czas mnie dopingowała, żebym szybciej jechała i tak naprawdę to dzięki niej udało mi się osiągnąć to drugie miejsce – przyznaje Oliwia Stachurska. Dziewczyna należy do „Klubu Kolarskiego Agnieszka Skalniak”.

Z tatą jeździmy najczęściej na rowerach górskich, w bardziej ekstremalnych warunkach, na przykład po śniegu. Ostatnio byliśmy na Przehybie i wyjechaliśmy na sam szczyt po lodzie – mówi 11-latka.

Trzecia pozycja w kategorii kobiet przypadła 14-letniej Sarze Buchowicz z miejscowości Dąbrowa. – Jeszcze nigdy nie jeździłam na takim czymś i chciałam zobaczyć, jak to wygląda. Na rowerze nie jeżdżę cały czas, tylko tak bardziej rozrywkowo. Ale w zeszłym roku zaczęłam jeździć więcej i trenuję też w domu na rowerku stacjonarnym – wyjaśnia Sara. Dziewczyna zdradza też, że czasem z tatą pokonuje trasy o długości 15-40 kilometrów.

Tutaj jest to coś całkiem innego, bo na przykład niby jest „z górki”, a tak naprawdę dalej trzeba pedałować. Jest to fajne doświadczenie, ale jeśli miałabym wybrać czy trenażer, czy na zewnątrz, to z pewnością na zewnątrz – stwierdza nastolatka.

Zdobywcy pierwszych miejsc w wyścigu Tour de Bike Atelier otrzymali bony o łącznej wartości 450 złotych. Drugie miejsce premiowane było bonami na 400zł, a osoby, które zajęły trzecie miejsce dostały bony na 250 złotych. Obejmują one zakupy w sklepie Bike Atelier oraz usługi w serwisie. Tegoroczne eliminacje rozpoczęły się 21 lutego, a finał miał miejsce w sobotę, 24 lutego.

Michał Woźniak ma nadzieję, że sądeckie Tour de Bike Atelier stanie się coroczną tradycją – Już mamy pytania o to, czy zawody w przyszłym roku będą powtórzone i mam nadzieję, że nasza centrala przemyśli sprawę, nie zawiesi organizacji zawodów i frekwencja nowosądecka przekona, że warto.

Wcześniej o wydarzeniu pisaliśmy TUTAJ

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama