DŻEM. Jerzy Styczyński: Nie robimy nic, aby zejść ze sceny

DŻEM. Jerzy Styczyński: Nie robimy nic, aby zejść ze sceny

Mówi się o nich, że są jednym z najważniejszych zespołów w historii polskiej muzyki rockowo-bluesowej. Działalność rozpoczęli blisko pół wieku temu, kiedy bracia Adam i Beno Otrębowie wraz z Pawłem Bergerem zaczęli przekuwać swoją pasję w złoto. Chwilę potem dołączył do nich wokalista Ryszard Riedel, a następnie – w 1978 roku – gitarzysta JERZY STYCZYŃSKI. To właśnie on jest gościem DTS.

– Odkąd istnieje cykl Krynica Źródłem Kultury jesteście obecni niemal przy każdej jego edycji. Jak Pan wspomina dotychczasowe koncerty w Krynicy-Zdroju?

– Rzeczywiście można powiedzieć, że jesteśmy stałym bywalcem cyklu. Nasze koncerty w Pijalni Głównej stały się tradycją. Jest kilka takich miejsc, które mają dla nas wartość tradycji. Krynica-Zdrój jest jednym z nich, podobnie jak warszawski klub Stodoła, gdzie gramy systematycznie rok w rok. Każdy przyjazd do uzdrowiska jest bardzo sympatyczny. Nie bez powodu gościmy tutaj tak często. Tradycja – podkreślę to słowo. Publiczność zawsze dopisuje i za każdym razem wytwarza się tutaj wspaniała atmosfera.

– A samo miasto da się lubić? Zastanawiam się, czy muzycy mają czas, aby przy okazji koncertu móc też skorzystać z krynickich uroków.

– Mają czas i powiem więcej. Fajne jest to, że praktycznie za każdym razem, kiedy przyjeżdżamy do Krynicy, śpimy w innym hotelu, a co za tym idzie – w innej części miasta. Lubię Krynicę. Z tego co widzę, koledzy również dobrze się w tym miejscu czują. Zawsze jest czas, aby się gdzieś przejść, trochę pozwiedzać, odpocząć. Ten czas z racji natłoku koncertów bywa ograniczony, ale staramy się korzystać tyle, na ile się da.

– Jesteście zespołem, którego muzykę kochają pokolenia. Na czym polega ten fenomen? (…)

Całą rozmowę przeczytasz w najnowszym wydaniu DTS:

Reklama