DTS24 w KRYNICY: Po co się do wód jeździ

DTS24 w KRYNICY: Po co się do wód jeździ

Rozmawiamy z Piotrem Pawnikiem – prezesem Sanatorium Nad Kryniczanką

– Kusi mnie, żeby postawić tezę, że lecznictwo uzdrowiskowe, kiedyś sztandarowy produkt Krynicy, to dziś ledwie dodatek np. do narciarstwa.

– Bo takie mamy okoliczności przyrody, akurat jest piękna zima. Ale lecznictwo uzdrowiskowe w Krynicy, a także we wszystkich miejscowościach uzdrowiskowych na Sądecczyźnie i w Polsce to rzecz, która się rozgrywa przez dwanaście miesięcy. Bez względu na porę roku kuracjusze do Krynicy przyjeżdżają, zwłaszcza ci, którzy są kierowani tu przez NFZ w ramach kontraktów, które posiadamy.

– To ci, którzy są najważniejsi i których jest najwięcej?

– Myślę, że dla Krynicy, dla Muszyny, dla Piwnicznej ten rodzaj „turysty uzdrowiskowego” jest najważniejszy, ponieważ on przyjeżdża niezależnie od pory roku. Może to nie jest klient najbogatszy, może to nie jest klient na czterogwiazdkowe hotele, ale on jest. Przyjeżdża ze swoimi oczekiwaniami i to nie na krótkie kilkudniowe pobyty, tak jak narciarze o tej porze roku, tylko na pełne trzy tygodnie.

– Dla miasta jest ważny?

– Myślę, że tak. Krynica już się z kuracjuszami oswoiła na tyle, że traktuje ich jako rzecz oczywistą. Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdyby z jakiegoś powodu tych kuracjuszy miało tutaj braknąć.

– Kiedyś Krynica to byli tylko kuracjusze. Dziś gdyby próbować te proporcje ustalić, to pewnie miłośnicy narciarstwa będą na pierwszym miejscu…

– Chyba jednak nie. Miłośnicy narciarstwa przyjeżdżają do Krynicy na stoki, ale niekoniecznie w Krynicy nocują. Owszem, w Krynicy też, ale nie tylko, wybierają też miejscowości obok. Poza tym wyjątkowo w tym roku mamy dobrą zimę…

– Najlepszą od pięciu lat.

– I jak sobie przypomnimy, co było rok, dwa temu, to tych miłośników narciarstwa tak dużo tutaj nie było.

– A sanatoria stoją cały czas.

– W sanatoriach światła się świecą bez względu na porę roku.

– A dlaczego wybrać właśnie Krynicę, przecież w Polsce jest wiele uzdrowisk?

– NFZ kieruje do Krynicy osoby o określonych profilach chorobowych. Krynica bez wątpienia cały czas wśród kuracjuszy i Polaków cieszy się opinią perły uzdrowiskowej. Przykładowo: my w sanatorium przyjmujemy rocznie ok. 120 kuracjuszy z rejonu Gdańska i nie ma tak, żeby nie było 100 proc. obłożenia z ich strony, bez względu na porę roku. Jakbyśmy poszli na parking pod nasze sanatorium, to są tam gdańskie rejestracje. Być może jest też tak, że im ludzie mają dalej do Krynicy, tym chętniej tutaj przyjeżdżają.

– Lubi Pan te określenia: polskie Davos, polskie Badan-Baden?

– To obok „perły uzdrowisk” druga etykietka, która do Krynicy została przyklejona. Oczywiście są różne zdania na ten temat, ale jeśli ludzie przed telewizorami oglądają np. relacje z Forum Ekonomicznego i z Festiwalu im. Jana Kiepury to kojarzą to z Krynicą.

– Gdyby się Pan pokusił o nakreślenie portretu typowego kuracjusza krynickiego.

– Są to ludzie coraz bardziej schorowani i coraz dłużej żyjący. To jest tak, że rzeczywiście wiek życia się wydłuża, nie ma co z demografią dyskutować i tacy ludzie przyjeżdżają się tutaj leczyć. Mitowi kuracjusza, który przyjeżdża na dobrą sprawę w celach stricte rozrywkowych, zadają kłam liczby i profile chorobowe, z którymi ludzie tutaj przybywają. Oczywiście, że oni też korzystają z oferty, którą Krynica daje poza lecznictwem uzdrowiskowym, a atrybutów Krynica i okolice mają bardzo wiele. Natomiast przyjeżdżają tutaj ludzie w różnym stanie chorobowym, którzy akumulatory mogą zdecydowanie podładować.

– Dancingi, fajfy to…

– Stereotypy. Tego typu rzeczy jak wieczorki taneczne są w całej Polsce w miastach o charakterze uzdrowiskowym i ludzie z nich korzystają.

– Jak wygląda taki klasyczny trzytygodniowy turnus? To nie za długo? Nie za nudno?

– NFZ określił trzytygodniowy pobyt w miejscowości uzdrowiskowej jako ten, który spełnia jego oczekiwania i standardy. W trakcie tych trzech tygodni praktycznie przez całe dni, do godzin popołudniowych, kuracjusze korzystają z bazy zabiegowej, z opieki fizjoterapeutów, lekarzy, pielęgniarek. Pełnimy nad nimi opiekę 24-godzinną. Popołudniami zaś korzystają z tego, co Krynica i okolice są w stanie zaoferować. Dla niektórych to okazja do przyjazdu tutaj po raz pierwszy w życiu i dzięki temu mogą np. też po raz pierwszy w życiu wybrać się na Słowację, czy po raz pierwszy pojechać na wycieczkę do Lwowa, organizowaną przez tutejsze biuro turystyczne. Zwłaszcza dotyczy to tych, którzy przyjeżdżają z drugiego krańca Polski. Zresztą w górach jest wszędzie blisko. Jeśli popatrzymy globalnie na produkt, który mamy, czyli atrakcje Krynicy uzupełnione o Muszynę, o Piwniczną to rzeczywiście tych trzech tygodni może braknąć.

– Niedługo ta oferta może zostać poszerzona o taką atrakcję jak kasyno.

– Rzeczywiście ma kasyno w Krynicy funkcjonować. Sam jestem ciekaw, jakie będzie miało obroty. Ale wszędzie w Europie w tego typu miejscowościach uzdrowiskowych kasyna nie są żadną nowością i nie są jakąś szczególną atrakcją.

– Woda zawsze w lecznictwie uzdrowiskowym będzie najważniejsza – ta pita, ta do kąpieli.

– Krynica powstała jako miejscowość uzdrowiskowa opierając swoje bogactwo na wodach, które tutaj odkryto. W tej chwili picie wody, czyli tzw. krenoterapia to jest jeden z elementów holistycznego podejścia do kuracjusza, czyli pakietu różnych zabiegów. Oczywiście ci, którym lekarz wodę przepisuje, te zabieg realizują.

– Przejeżdżało się do wód sto lat temu i będzie się przyjeżdżać za sto lat?

– Będzie się przyjeżdżać do wód cokolwiek to będzie znaczyło, jakiekolwiek zabiegi będą bliżej lub dalej nieokreślonej przyszłości oferowane. Zauważam takie zjawisko, że ci, którzy przyjeżdżają tutaj ze skierowaniem z NFZ to jest jakby jedna kategoria ludzi. Oczywiście w tej chwili na skierowanie czeka się średnio 2-2,5 roku. Ale jest też zjawisko turystyki uzdrowiskowej. Ci, którzy nawet nie mają skierowania, jeśli już przyjadą do Krynicy, to korzystają z bazy sanatoryjnej, gdzie łączą pobyt z leczeniem. Oczywiście to ma sens, jeśli pobyt jest co najmniej tygodniowy albo dwutygodniowy, o ile nie dłuższy. Ale coraz więcej jest takich, którzy w pełni płacą sobie za przyjazd i dokonują świadomego wyboru, przyjeżdżają, żeby skorzystać z opieki medycznej i tego, co sanatoria tutaj dają.

– To droga przyjemność?

– Różnie, ale myślę, że na przeciętną kieszeń. Zresztą w Polsce na zdrowiu się nie oszczędza.

Rozmawiał Wojciech Molendowicz

Reklama