Czego uczą ludzie – Orły, czyli….

Czego uczą ludzie – Orły, czyli….

Jak małe, wielkie nieszczęścia potrzebne są do szczęścia *

– No teraz, Panie Boże, to już przesadziłeś – pomyślałam obrażona, gdy Artur spadł z drzewa. Właściwie nie spadł, tylko zeskoczył, czując, że traci równowagę. Banalny wypadek, bez fajerwerków, coś co może zdarzyć się każdemu przy odrobinie pecha. Przycinał gałęzie jabłoni. Od ziemi dzieliło go jakieś dwa metry. Nie wiedział, że miał delikatne niezdiagnozowane wcześniej skrzywienie kręgosłupa, a każde odstępstwo od ideału w kręgosłupie osłabia jego wytrzymałość. Przy twardym lądowaniu na stopy, kręgi w miejscu tej niedoskonałości przesunęły się względem siebie i ucisnęły wiązkę nerwów wewnątrz. Mój mąż stracił władzę w nogach. Tyle razy buszowaliśmy po tatrzańskich ścieżynkach, których krawędzie były granicą życia i śmierci, a bywało, że i poza szlakami z naukową misją zleconą mi podczas studiów: zbadać tatrzańskie granity. Ruch był dla nas szczęściem. A tu nagle wyzwanie: być szczęśliwym, gdy jedno z nas nie może nawet stanąć na baczność o własnych siłach. – Przesadziłeś Panie Boże. To już może lepiej byłoby gdybym ja spadła, a nie Artur, ten wulkan energii…. Jak on to zniesie? – myślałam.

Objazd na drodze do radości

Po kilku tygodniach odkryłam, że patrzę na mojego męża z coraz większym podziwem. Pięknie, po męsku mierzył się z tym, co się przydarzyło. „Skąd w nim tyle siły?” – zastanawiałam się. Wypadek przerwał remont naszego domu, ale tylko na kilka miesięcy. Artur nie odpuścił. Bez możliwości użycia własnych nóg wrócił do przerwanej pracy. Zaprojektował i zrobił łazienkę, później kuchnię. Z pomocą syna zabrał się za elewację domu. Może i mają rację ci, którzy mówią, że każdy dostaje do niesienia tylko taki krzyż jaki jest w stanie dźwignąć? Nigdy wcześniej nie sądziłam, że mój mąż może swoją postawą uczyć innych wytrwałości w pokonywaniu własnych ograniczeń i umiejętności poszukiwania „objazdów” do radości, gdy główna droga została zamknięta.

Napiszmy o nich książkę

Wtedy mnie olśniło: przecież takich mocarzy przewinęło się przez moją codzienność mnóstwo. Magda Kotlarz, która już na wózku inwalidzkim, osiągnęła wszystko, czym w życiu może się pochwalić (no może oprócz wspaniałego syna, bo jego miała przed wypadkiem). Staszek Kmiecik, który nie mając od urodzenia rąk, pięknie maluje i czerpie radość z możliwości pomagania innym. Ksiądz Staś Olesiak, który pogodą ducha walczy ze stereotypem nieuleczalnie chorych i wyciąga innych chorych z przepaści rozpaczy…. Gdy sięgnęłam pamięcią głębiej w czas mojej kilkunastoletniej przygody z dziennikarstwem, jeden po drugim wyfrunęli kolejni ludzie – Orły: Kasia Rogowiec z kolekcją olimpijskich medali, Monika Kuszyńska, która tak jak „moja” Magda po wszystko co najpiękniejsze w życiu sięgnęła po wypadku, Iga Hedwig, która wbrew śmiertelnej chorobie wycisnęła z życia pełnię szczęścia, Renata Kałuża, kiedyś taterniczka, dziś mistrzyni w kolarstwie niepełnosprawnych, Andrzej Brandstetter, twórca Krywania z sercem pełnym miłości i muzyki, które są najskuteczniejszym lekarstwem na stwardnienie rozsiane. Kopalnia mocy! Ta myśl podkręcona przez Marcina Kałużnego, „dowódcę” sądeckiego Stowarzyszenia Sursum Corda stała się początkiem „Akademii Orłów” – książki o ludziach, których moc w słabości się doskonali. Marcin rzucił spontaniczną propozycją: „napiszmy o nich książkę”. Nie trzeba mi było więcej. Dwa lata temu powstała „Akademia Orłów I”. Minionej jesieni – część druga.

Ważne jest, co masz, a nie to, czego ci brak

Jak mogłam mieć tak ograniczone pole widzenia – śmiałam się sama do siebie kompletując historie bohaterów „Akademii”. Ale przecież nie tylko ja tak mam. Co myślisz, co czujesz, widząc kogoś, kto nie widzi, nie słyszy, nie ma rąk, nóg, albo jest śmiertelnie chory? Litość? Współczucie? Chcesz jak najprędzej przestać o nim myśleć? A może w pierwszym odruchu chcesz pomóc tak jak możesz i potrafisz? Pomaganie zawsze sprawiało mi dużą radość.

Mama od przedszkola uczyła mnie żyć nie tylko dla siebie. Później, gdy wyrosłam z warkoczyków, w starych dobrych czasach, kiedy dziennikarzy uczono bycia zwierciadłem rzeczywistości, czerpałam potężną radość z dziennikarstwa „z misją” niesienia pomocy ludziom, którzy znaleźli się w rozmaitych życiowych tarapatach. Jakoś nigdy nie pomyślałam, że ci w tarapatach mogą stać się genialnymi sprawcami pomocy, nie tylko jej odbiorcami. To jest właśnie wspólny mianownik bohaterów dwóch odsłon „Akademii Orłów”. Przeczytasz i nagle pomyślisz inaczej: współczucie i litość zmieni się w podziw. A co byłoby, gdyby Tobie zdarzyło się to samo co zdarzyło się bohaterom Akademii? Poradzisz sobie bez wzroku, bez słuchu, bez możliwości wejścia po schodach, bez jednej albo obu rąk? Poradzisz sobie. Pod warunkiem, że skupisz się na tym, co masz, zamiast na tym, czego ci brak.

Nikt nie czuje i nie słyszy jak on

Jurek Płonka od dziecka powolutku tracił wzrok. Dziś jako dorosły już młody mężczyzna widzi tylko resztki plam światła i ciemności.  Zdobywa szczyt po szczycie z górskiej kolekcji Korony Europy. Spaceruje po Krakowie bez charakterystycznej dla niewidomych białej laski. Czemu?

– Jak to czemu? Ja po najwyższych górach łażę bez laski, to po mieście mam jej używać? – śmieje się.

Dzięki temu, że nie widzi, wyostrzyły mu się inne zmysły. Nikt nie słyszy, nie czuje tak intensywnie jak on każdego powiewu wiatru, szumu wody, albo liści. Na kursie lawinowym bezbłędnie znajdował ludzi pod śniegiem. Z jego wiedzy i umiejętności korzystają górscy ratownicy, których uczy jak wycisnąć ze zmysłów innych niż wzrok maksymalnie dużo w trudnych górskich warunkach.

Gdybym miała wybrać jedno słowo opisujące Jurka wybrałabym „radość”.

Nie płacz nad tym, co straciłeś

Tomek Tasiemski rodem z Wadowic, a z wyboru – Wielkopolanin jako młody chłopak cieszył się ze sprawnego gibkiego ciała. Trenował gimnastykę, skończył studia na Akademii Wychowania Fizycznego, dostał propozycję pracy na uczelni. Zanim jego kariera nabrała rozpędu, popełnił dość częsty błąd nieostrożności przy skoku do wody i złamał kręgosłup w odcinku szyjnym, tracąc władzę w nogach i częściowo w rękach. Uwierzysz, że dziś, choć nadal nie może chodzić, jest profesorem AWF, ma cudowną żonę, dwójkę dzieci, latem jeździ na rowerze a zimą na nartach i przez okrągły rok podróżuje po świecie? Nie mieści Ci się w głowie? Przeczytaj o nim.

Jurek i Tomek pomagają zrozumieć, że żeby spełniać marzenia, nie trzeba wcale być zdrowym i sprawnym. Wystarczy pomysłowość, determinacja, umiejętność poszukiwania możliwości zamiast załamywania rąk nad ograniczeniami. Instrukcja: skupić się na tym, co jest i co jest do zdobycia, zamiast płakać nad tym, co się straciło.

Miłość działa przeciwbólowo

Andrzej Brandstetter – twórca zespołu Krywań stracił jeszcze więcej. Choroba odebrała mu sprawność, a pijany kierowca – ukochanego syna. Miał dwa wyjścia: załamać się, albo spróbować kochać ludzi i życie bez względu na okoliczności losu. Miłość zadziałała przeciwbólowo. Dziś robi dalej to, co potrafi najlepiej: posyła w świat muzykę trafiającą prosto w serca.

Agnieszka i Piotrek w podsądeckich Barcicach wychowują małego Orła – Konradka, któremu nie dawano szans na życie, gdy przyszedł na świat. Gdybym miała jednym słowem opisać ich rodzinę, znów użyłabym słowa: „radość”.

Akademia Orłów nie jest książką o ludzkim nieszczęściu. Jest zbiorem opowieści o tym, że małe wielkie nieszczęścia są potrzebne do szczęścia.

Mój mąż do dziś nie może samodzielnie stanąć na baczność ani wyjść na własnych nogach po schodach. Ale może mnóstwo innych rzeczy. Jest świetnym kierowcą, projektuje i urządza piękne wnętrza, jest dobrym ojcem, mądrym człowiekiem i umie cieszyć się z małych rzeczy. Wierzę, że kiedyś wejdzie po schodach i pojedzie na rowerze, ale bez względu na to, kiedy to się stanie, wiem, że nie jest to warunek konieczny, aby można było cieszyć się życiem.

Iwona Kamieńska

 

*Nie płacz w liście

nie pisz, że los Ciebie kopnął

nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia

Kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno

Odetchnij, popatrz

Spadają z obłoków

małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia

a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju

i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz

ks. Jan Twardowski

 

Reklama