Chłop żywemu nie przepuści, ale mediacje są lepsze

Chłop żywemu nie przepuści, ale mediacje są lepsze

Rozmowa z Aliną Dziewięcką – mediatorem Sądeckiego Centrum Mediacji.

 

– Mediacje kojarzymy z negocjacjami, które kończą się kompromisem. Czy słusznie?

– Mediacje to rozmowa, która oczywiście może się kończyć kompromisem, ale nie zawsze do tego prowadzi. To rozmowa osób skonfliktowanych prowadzona w obecności osoby trzeciej. W ugodzie, która jest zatwierdzana przez sąd, pojawia się wyłącznie to, na co godzą się obie strony. Podstawowe zasady mediacji to bezstronność, neutralność, poufność i dobrowolność. One gwarantują, że strony wychodzą z mediacji z dużym poczuciem satysfakcji.

– Nie potrafimy ze sobą rozmawiać o problemach i potrzebny jest mediator?

– Mimo, że dysponujemy bardzo wieloma urządzeniami służącymi do komunikacji, okazuje się, że o tych ważnych sprawach nie potrafimy ze sobą porozmawiać, nie wiemy jak. Do rozmowy o konkretnych problemach potrzebny jest czas, żeby się usłyszeć wzajemnie i powiedzieć o swoich potrzebach. W krótkich rozmowach poziom emocji jest bardzo wysoki. Tu na mediacjach strony mają okazję, żeby „schłodzić uczucia” i już bez emocji, które utrudniają trzeźwe spojrzenie na sprawę, przyjrzeć się problemowi. Bardzo często dopiero trzecia osoba jest tą, przy której można na spokojnie porozmawiać. Bywa, że spotykamy się z sytuacją, gdy małżonkowie nie rozmawiali z sobą nawet przez kilka lat. U nas najpierw trochę się pokłócą, ale później zaczynają się słyszeć i pojawiają się pomysły wzajemnego kompromisu, którego wcześniej nie widzieli. Chodzi o to, by – gdy pojawia się jakiś konflikt – nie decydować się od razu na rozwód i trafiać do sądu, bo często przyczyną nieporozumień są po prostu problemy komunikacyjne.

– Mówimy, słyszymy, ale nie potrafimy się usłyszeć?

– Właśnie tak. Gdy rozmowa zamienia się w monologi, czasem agresywne, trudno o jakiekolwiek porozumienie. W trakcie mediacji w specjalnym pomieszczeniu do tego przeznaczonym, w kameralnej atmosferze, jest szansa usłyszeć się nawzajem. Osoba chce być wysłuchana, być może po raz pierwszy, a jednocześnie ma możliwość usłyszeć drugą stronę, być może także po raz pierwszy od kilku lat. Problemy są stałym elementem naszego życia, ale ważne jest, czy umiemy się z nimi na bieżąco mierzyć, bez odkładania w czasie. Wtedy można iść dalej, relacja się rozwija, strony są zadowolone.

– Jakie sprawy najczęściej trafiają do mediatorów?

– Najczęściej to sprawy rodzinne. Ponad 95 proc. z nich to kierowane z sądu sprawy dotyczące rozwodu, separacji, albo sytuacje, gdy strony są już po rozwodzie i do mediacji trafiają kwestie alimentacyjne, czy związane z miejscem pobytu dziecka, ustaleniem kontaktów z drugim rodzicem, wspólnym tworzeniem tzw. planu wychowawczego. Nawet, jeśli rodzice decydują się na separację czy rozwód, chodzi o to, żeby dziecko miało swobodny dostęp do obojga rodziców i było zaopiekowane pod każdym względem. Zatem jedyna strona, jaką mediator może zająć w tym przypadku, to strona dziecka, o którym skłócone strony często zapominają, bo koncentrując się na konflikcie, nie biorą pod uwagę dobra samego dziecka.

– Uwzględnianie dobra dziecka i uniknięcie procesu sądowego. Są inne zalety mediacji?

– Przepisy zmieniły się moim zdaniem na korzyść dla stron. Rodzice będą zobligowani do tego, żeby najpierw zgłosić się na mediacje i spróbować na spokojnie dojść do porozumienia. Jeśli do kompromisu nie dojdzie, dopiero wtedy trafią do sądu. Ogromnym plusem mediacji jest oszczędność czasowa i finansowa. W sądach takie sprawy trwają nieraz bardzo długo. U mediatora, w zależności od gotowości stron do rozmowy, to są najczęściej trzy, cztery spotkania z około tygodniowymi przerwami między nimi. Przerwy są potrzebne, by strony mogły zastanowić się nad poszczególnymi etapami dochodzenia do porozumienia, zweryfikować je i przemyśleć. Tak, by mediacje zakończyć podpisaniem porozumienia, które satysfakcjonuje obie strony. Zaletą jest też to, że z mediacji obie strony wychodzą wygrane. Tu nie ma przegranych.

– Mówimy o sprawach rodzinnych, a co na przykład z konfliktami sąsiedzkimi?

– Oczywiście mieliśmy też przeróżne sprawy sąsiedzkie, sprawy gospodarcze, cywilne, różnego rodzaju konflikty finansowe, np. związane z problemem odbioru jakości usługi. Trafiają do nas też sprawy karne mające związek z nieletnimi. W przypadku tych ostatnich dla stron ważne jest usłyszenie zwykłego słowa „przepraszam”, choć w sprawach rodzinnych też ta potrzeba się czasem pojawia. „Przepraszam”, „wybaczam” to takie domknięcie emocjonalne trudnych spraw, które miały miejsce. To o tyle ważne przy sprawach rodzinnych, że nawet jeśli rodzice decydują się mieszkać osobno, rozwodzą się, to muszą ze sobą współpracować i nie mogą nieść dalej tych swoich trudnych emocji, bo dziecko je czuje.

– 70 proc. mediacji kończy się pozytywnie, to dużo czy mało?

– To bardzo dużo. Oczywiście można by się zastanawiać, dlaczego nie sto procent, ale mediacje są dobrowolne, więc nie można nikogo do nich zmusić. Jeżeli strona nie chce rozmawiać, to na każdym etapie proces mediacyjny może zostać przerwany. Czasem to jest trudne nawet dla mediatora, bo widzimy, że strony wypracowały już naprawdę dużo i dosłownie przed samym finałem któraś ze stron się wycofuje. Oczywiście ma do tego prawo, wtedy sprawa wraca do sądu, ale wówczas niekoniecznie obie strony wyjdą usatysfakcjonowane.

– Ktoś będzie przegrany.

– I podtrzyma się stan walki między stronami. Czasem się on jeszcze pogłębi, bo ktoś będzie miał poczucie porażki, będzie się czuł jeszcze bardziej pokrzywdzony. A jeśli są dzieci, to problem narasta.

– Jeśli ktoś z Nowego Sącza potrzebuje mediatora, to gdzie powinien się udać?

– Zapraszamy do naszego Sądeckiego Centrum Mediacji przy ul. Lwowskiej 11, wejście jest od strony ul. Zakościelnej. Można telefonicznie zgłosić chęć spotkania z mediatorem. W centrum jest troje przygotowanych mediatorów, którzy są na liście mediatorów sądowych. Obchodzimy Międzynarodowy Dzień Mediacji oraz Tydzień Mediacji, dlatego w piątek 21 października proponujemy bezpłatne konsultacje. Będzie się można dowiedzieć, czy sprawa nadaje się do mediacji i co z nią zrobić. Stosukowo bardzo mało trafia do nas spraw prywatnych, gdy ktoś się zgłasza nie dlatego, że został skierowany przez sąd, ale dlatego, że sam chciałby swoją sprawę rozwiązać zanim ewentualnie zgłosi się do sądu.

– Czyżby sądeczanie zamiast rozmawiać, mediować, woleli toczyć spory sądowe?

– Chłop żywemu nie przepuści? Pochodzę z Dolnego Śląska i rzeczywiście zauważam, że to zależy oczywiście od uwarunkowań osobistych, temperamentu, ale też jest związane z mentalnością ludzi na tych terenach. Czasem trafiają do nas osoby, które są bardzo poranione emocjonalnie po wieloletniej walce i okazuje się, że tak naprawdę już nie wiedzą, o co walczą. Jest tu widoczne to nadmierne zaangażowanie emocjonalne, gdy celem staje się walka sama w sobie, a nie możliwość porozumienia się. U nas na pierwszym etapie mediacji bardzo często dochodzi do wylania trudnych emocji, które muszą mieć upust w sposób kontrolowany. Wtedy dopiero możemy na spokojnie popatrzeć na problem i porozmawiać.

Rozmawiała Jolanta Bugajska

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama