Całkiem nowy Sącz

Całkiem nowy Sącz

Pod takim zbiorczym tytułem w początkach poprzedniej dekady, a z dzisiejszej perspektywy – po prostu w poprzedniej epoce, ukazywały się w DTS moje felietony poświęcone najczęściej niewykorzystanym szansom przed jakimi stało miasto w pierwszych latach nowego wieku. Nowy Sącz wydawał mi się miastem rozdartym między wielkimi możliwościami a skromnymi ambicjami. Nie, nie przywidziało się Państwu. Zwykle jest odwrotnie. Z łatwością możemy wymienić ludzi, ba nawet całe instytucje, których aspiracje znacznie przewyższają talenty i umiejętności.

Sącz był odmienny. Nie w porównaniu z Warszawą czy Krakowem, ale z wielką częścią miast tej wielkości. Rozpędzony w latach 90. – gospodarczo, politycznie, ba – nawet akademicko, w kolejnej dekadzie zaczął zwalniać. W chwili gdy z niego wyjeżdżałem w 2012 roku, prawie się zatrzymywał. Zastanawiałem się potem długo, dlaczego tak się działo. Jedyna odpowiedź jaka mi przyszła do głowy, to była opowieść o pokoleniach. O tym, że po dwudziestu latach rządów ludzie, którzy wnieśli do miasta dynamizm, pomysły, energię – byli zmęczeni. Tak jak zmęczenie dopadło znaczących przedsiębiorców, liderów opinii. A tych, których nie dopadło zmęczenie – osłabiał duch rezygnacji, poczucie, że nie ma jak zacząć.

Utrata statusu miasta wojewódzkiego była pretekstem, wymówką. Nie dlatego, że nie przyczyniła się do owego zwolnienia. Przeciwnie – była najpoważniejszym wyzwaniem dla miejskich elit. Ale jakoś wszędzie słyszało się ton zniechęcenia. Żeby się temu jakoś przeciwstawić – wspólnie z kilkoma osobami zacząłem dyskusję nad projektem dość niezwykłym. Stworzenia miejskiego think-tanku. Do dziś zachowałem teczkę pomysłów: na przebudowę centrum miasta i wyrysowaną śmiało na jego planie, na wzmocnienie jego akademickiego charakteru. Ba, na połączenie z powiatem w jeden organizm. Tak przecież planowano w okresie gdy Rudolf Borusiewicz uruchamiał Sądecką Miejską Strefę Usług Publicznych. A potem poszło inaczej – miasto w swoją stronę, powiat w swoją. Nie postawiliśmy kropki nad i. Mieliśmy teksty, projekty, pomysły na debatę.

Nie wiem, czy uczestnicy tamtych spotkań nie będą mieli mi za złe, że ujawniam ich nazwiska. Ale robię to z poczucia pewnego zobowiązania – pewnej wizji pracy dla miasta ponad podziałami. W gościnnym biurze Macieja Kurpa przy Plantach spotykali się obok gospodarza: Kazimierz Sas, wieloletni radny i poseł SLD i Andrzej Szkaradek – jeden z liderów AWS, wicemarszałek Leszek Zegzda i były prezydent Lubomir Krawiński, były wiceprezydent Piotr Pawnik i niżej podpisany. Prawie każdy z uczestników miał ten dopisek „były” – ale rozmowy jakie toczyli i pomysły, jakimi się dzielili, sprawiały wrażenie, że są u progu poważnej kariery. Że dopiero przygotowują pomysły na wielki skok. To był rok 2011, a może początek 2012.

Całkiem nowy Sącz jaki był zapisywany na tych kartkach, powstawał jako próba przeciwstawienia się fatum. Nie jako projekt politycznej alternatywy wobec Ratusza – wszak część uczestników miała z prezydentem Ryszardem Nowakiem całkiem dobre relacje, ale jako pomysł ożywienia wyobraźni i aspiracji. Poza tym gronem na pomysły zmian reagowano już bardziej sceptycznie, nawet z niedowierzaniem.

Nie wiem, czy przez osiem kolejnych lat, ktoś wrócił do pomysłu na miejski think-tank, na zebranie ludzi, których wiedza o mieście jest bezcenna, którzy zachowali w pamięci sporo inspirujących i nigdy nie podjętych pomysłów i którzy – zwłaszcza działając ponad podziałami – dysponowali niekwestionowanym autorytetem. Jednak gdy śledziłem z oddali prasę sądecką – nie miałem wrażenia, że myśli się w ten sposób. Szuka forteli, by ruszyć energię miasta, większą niż prosta aktywność Ratusza.

A przecież to nie była jednostkowa sprawa. W pierwszym roku mojego pobytu w Nowym Sączu – mógł to być rok 2000 lub 2001 uczestniczyłem w spotkaniu organizowanym w WSB przez Związek Sądeczan. Byłem pod wrażeniem liczby ludzi, gotowych do tego, by spierać się – a szczerze mówiąc – to nawet kłócić o przyszłość i tożsamość miasta. Gdzieś jeszcze świeża była sprawa Starej Sandecji, tuż przed nami pierwsze powszechne wybory prezydenta – wygrane przez kandydata lewicy! Chętnie opowiadałem znajomym z Warszawy i Krakowa o fenomenie miasta z ogromną energią obywatelską i gotowością do współpracy ponad podziałami.

Nie wiem, czy tamta energia i tamte działania mogą powrócić. Ale na pewno sam pomysł na miejski think-tank jest do wzięcia. A i grono „byłych” znacząco się poszerzyło – szkoda by ich wiedza poszła na zmarnowanie. Kariery miast to nie tylko historie wykorzystanych okazji, ale także uporu i pasji, by nie poddawać się w okresie dekoniunktury. By nie zrzucać całej winy na polityków: na władze miasta, posłów, radnych sejmikowych. Rzadko który sukces w historii polskich miast – to zasługa tej grupy osób. A już nigdy nie jest to zasługa wyłączna. Już prędzej czynnikiem napędzającym byli przedsiębiorcy, ale bardzo często twórcy kultury, liderzy opinii – dziennikarze, dyrektorzy szkół, księża, prawnicy czy lekarze. Czasami znajdowali w centrum jakieś gościnne miejsce, rozkładali mapy, wyciągali budżetowe arkusze, pochylali się nad listami ważnych w mieście osób. Mam wrażenie, że ta historia ciągle wygląda tak samo. Pytanie, czy w Sączu także ?

Autor: Rafał Matyja (1967), politolog, profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, w latach 2000-2012 wykładowca WSB-NLU w Nowym Sączu, twórca i dziekan Wydziału Studiów Politycznych na tej uczelni. Współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.  Autor DTS od pierwszego numeru. Mieszka w Bielsku-Białej.

Czytaj również: Śmieci wyparują z Nowego Sącza? Newag ogłasza konsultacje w sprawie ważnej inwestycji.

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama